Marek Dąbrowski – wojskowy z artystyczną, zadziorną duszą

marek-dabrowski

40-letni Marek Dąbrowski, twórca popularnego „Legionowa w karykaturze”, niczym typowy Bliźniak wykazuje „dwojaką” naturę. Ten Kujawiak z Golubia-Dobrzynia, mówiący o sobie „Krzyżak z Rzeczpospolitej Krzyżackiej”, z Krzyżaków żartował sobie nie jeden raz w przeszłości.

Karykatury popełnione ręką „Wielkiego Mistrza” na murach baru w Golubiu-Dobrzyni do dziś robią tam furorę. Turyści chętnie się na ich tle fotografują. Wygląda na to, że ten Krzyżak z Kujaw, tworzący dla swoich szwagrów wzory tatuażów, na dobre związał się jednak z Legionowem i jego „legionowymi” tradycjami. Nie dość że odważnie karykaturuje włodarzy i swoją sztuką chce „obmalować” nowy dworzec, to na dodatek straszy urzędników z ratusza niespokojnym duchem samego marszałka!

Wylądował w ochronie…

Z miłości do rysunku… poszedł do wojska. Tam w wolnych chwilach dbał o swój talent i warsztat. Po to, by po przejściu na wcześniejszą emeryturę wojskową, ilustrować poczytne fantasy i science fiction i wreszcie rozpocząć współpracę z kilkoma krajowymi pismami satyrycznymi. Do Legionowa przyjechał za pracą wraz z żoną bibliotekarką i dwiema córkami. Tak jak inni byli wojskowi, w rezultacie „wylądował” w ochronie. Zajęcie daje mu jednak dużo czasu na rozwijanie skrzydeł w ukochanej karykaturze. Jego satyryczne rysunki, w tym autoportrety, trafiają na wystawy pokonkursowe w całej Polsce. W 2013r. eksponowane były m. in. w Wąchocku i już po raz trzeci w stołecznym prestiżowym Muzeum Karykatury. W Lubomierzu zaś, można było obejrzeć karykaturę Quentina Tarantino.

Tylko do końca karnawału blisko 200 Legionowian, „na żywo” może przejrzeć się w swoich karykaturach autorstwa Marka Dąbrowskiego. Rysunki znane z „Legionowa w karykaturze” na Facebooku (fb), wraz z autoportretem samego mistrza, są obecnie bezpłatnie popularyzowane w „Scenie 210”. Dość szybko zyskały one rozgłos, za którym poszło równie szybkie ich wsparcie ze strony lokalnych włodarzy…

Spontanicznie stworzyłem coś, czego w mieście jeszcze nie było. Wraz ze swoim bieżącym dorobkiem, przyjęto mnie tu z typowym dla karykatury uśmiechem i niespodziewanym przeze mnie wsparciem. Tylko w Legionowie, moje hobby doceniono tak mocno, że umożliwiono mi popularyzowanie swoich prac wśród tak licznych odbiorców. Wcześniej moje rysunki już dwukrotnie można było zobaczyć na wernisażach w Miejskim Ośrodku Kultury (MOK). Wystawa w „Scenie 210” raczej podsumowuje mój pomysł „Legionowa na wesoło” i właściwie jest dla mnie wstępem do autorskiego albumu, póki co planowanego wspólnie z miejskim ratuszem.

Jak to możliwe, że nikt wcześniej nie zauważył Pana talentu?

Na początku była dwója i to o dziwo z plastyki! Nauczycielka nie zauważyła wtedy, że mój rysunek, posądzony o „przekalkowanie” z książki, jest specjalnie powiększony, a dzieci bawiących się w śniegu też celowo jest dwa razy więcej. Było to chyba w połowie podstawówki, kiedy często przerysowywałem kadry z komiksów, np. z „Kajka i Kokosza” Janusza Chrusty. Wciąż nawet mam wszystkie albumy z tej serii…

Zawodowy żołnierz… sercem nawet na chwilę nie rozstający się ze swoją pasją. Mówią, że m. in. dzięki Pana inicjatywie nadano sztandar wojskowy właściwej jednostce, zaś Pan sam zaprojektował dla niej oznaki rozpoznawcze?

Rzeczywiście, otrzymanie sztandaru przez moją jednostkę pozwoliło mi zakończyć służbę w wojsku z honorem. Rysunek zaś towarzyszył mi odkąd pamiętam, nawet w armii. Rodziców nie było jednak wtedy stać na finansowanie moich zainteresowań. Pomimo braku wykształcenia plastycznego i niedoborów wiedzy z zakresu technik malarskich, w jednostce rozwinąłem się przynajmniej w kierunku symboliki i tradycji wojskowej.

Większość satyryków, w tym karykaturzystów, trafnie ocenia rzeczywistość z boku… Aby żyć ze swojej pasji, musi jednak świetnie brylować… Ciężko jest się przebić w branży satyry, humoru i karykatury?

Pewnie, że tak! W dalszym ciągu, nie rysuję przecież dla „Gazety Powiatowej”… Poważnie mówiąc, karykatura to ciężki kawałek chleba. Trudno w niej o stałych klientów, zaś rysunki w tym stylu zamawiane są zazwyczaj co najwyżej kilka razy w życiu. Poza tym, prezenty z takim humorem, nie są zbyt popularne u nas w kraju. Takie zlecenia realizuję sporadycznie. Ostatnio dla siatkarek z „Mazovii Warszawa” wydano np. kalendarz z moimi karykaturami.

Czym wobec tego jest dla Pana karykatura?

Przede wszystkim dobrą zabawą, często z przekąsem i podtekstem podkreślającą zarówno wady, jak i zalety parodiowanej osoby lub sytuacji. Niezastąpiony jest śmiech odbiorców na widok swoich własnych karykatur. Taki dystans do siebie cenię też u klientów, których karykatury rysuję na zamówienie. Wówczas malowany „pastisz” z dobrej zabawy, dość szybko staje się obowiązkiem, wykonywanym jednak z rzadką przyjemnością. W mój gust trafiają np. rysunki Sławomira Łuczyńskiego czy też Witolda Mysyrowicza oraz zagranicznych twórców, takich jak Kemo, Hanzza, Vincenzo Patz’o, cz też Bogdan Covaciu. Uwielbiam humor Rafała Rutkowskiego, Piotra Bałtroczyka, Andrzeja Poniedzielskiego oraz Aberalda Gizy.

Zdaje się, że Pana kreska i humor trafiły w gust m. in. wiceprezydenta Legionowa Piotra Zadrożnego… Swój skarykaturowany przez Pana portret, dość długo bowiem wykorzystywał on jako zdjęcie swojego profilu na Fb. Czy dla odmiany, ktoś poczuł się urażony Pana rysunkami?

Na szczęście, nie! Bohaterami moich karykatur są przeważnie internauci, których sam wybieram spośród tych lubiących mój fanpage na fb. Ich portrety tworzę za darmo, seriami po 6 lub po 12 sztuk – średnio dziennie powstaje jeden nowy rysunek. Poprzez tworzony na gorąco dość dosadny humor sytuacyjny, zdarzało mi się obrazić kilku swoich znajomych. Kolejnymi rysunkami szybko jednak wychodziłem z tych opresji. W pastiszach kobiet, wrażliwszych na mankamenty urody bardziej od mężczyzn, zachowuję większe umiar i ostrożność.

Jakie twarze Pan najchętniej maluje?

Najprzyjemniej karykaturuje się niepospolite twarze, z których łatwo można wychwycić element nadający się do wyolbrzymienia. Takich jednak jest najmniej. Pospolite rysy twarzy są cięższe do narysowania, a ich karykatury nie powstają od kilku ruchów ręki i zazwyczaj zależą od weny twórczej w danej chwili.

„Legionowo w karykaturze” to z przekąsem tworzone portrety znanych i mniej znanych legionowian. Czy kiedykolwiek spotkał się Pan z odmową?

Hmm… W miarę możliwości, godzę się na prośby narysowania, czy też umieszczenia na stronie wskazanych osób. Pomimo kilku prób nie skarykaturowałem jeszcze np. znanej w mieście redaktor Iwony Wymazał z „Gazety Powiatowej”…

Rozważane jest ozdobienie elewacji nowego dworca motywem oddającym m. in. jego prestiżowy i reprezentatywny charakter. Czy karykatura idzie w parze z prestiżem w tym przypadku?

Jak najbardziej, tak! Pokazany w ten sposób dystans do świata zbliżyłby przecież do ludzi lokalnych decydentów. Satyra na jednej ze ścian dworca jest warta przemyślenia. Najchętniej widziałbym tam, na wzór starych fotografii, honorowych obywateli miasta ubranych w mundury po Legionach Polskich, tyle że narysowanymi w karykaturze.

Oprócz twarzy karykaturuje Pan też sytuacje…

Owszem. Trwa nawet konkurs na najzabawniejszą, nigdy niespisaną i nieopublikowaną anegdotę z życia znanej bądź nieznanej, historycznej bądź żyjącej, ale prawdziwej postaci z legionowskiej społeczności. Do 1 marca br. na moim Fb można zgłaszać swoje historie. Liczę na dużą dawkę humoru… no i oczywiście dużą konkurencję. Laureata nagrodzę oryginalną jego własną karykaturą.

Wojskowy z artystyczną duszą? Oprócz rysunku lubi Pan rzeźbić, a nawet pisać…

Rzeźbienie w korze drzewa odłożyłem na później. Choć swego czasu obwiesiłem tymi rzeźbami całą ścianę. Ostatnio po mojej głowie chodzi pewien dość innowacyjny pomysł związany z rzeźbą. Na chwilę obecną nie chcę go zapeszać i zdradzać żadnych szczegółów. Jeśli zaś chodzi o pisanie, na wydanie czekają już napisane „Mity i legendy ziemi legionowskiej” (II tom), „Legendy Miejskie Warszawy” oraz „Pomnik Marszałka”. Ta ostatnia pozycja to legenda popełniona na rzecz budowy pomnika marszałka Józefa Piłsudskiego na skwerze przy liceum i ratuszu. Według niej bowiem, dopóki pomnik ten nie stanie we właściwym miejscu, dopóty marszałek nocami będzie przechadzał się po urzędzie, a gipsowa kopia jego pomnika, umieszczona w holu głównym Galerii Sztuki Ratusz, według co po niektórych, tak długo w niewyjaśnionych okolicznościach zmieniała swoje położenie…

Dziękuję za rozmowę