Kapryśna Pani Zaraza. Wywiad z Gośką Andrzejewską

zaraza

Gośka Andrzejewska, fot. Rafał Wójcik

 

Z Gośką Andrzejewską, instruktorką, wokalistką i serialową pielęgniarką rozmawiamy o jej muzycznych „kapryśnych” spojrzeniach na legionowską kulturę…

Na własne uszy słyszałam, że ostatnio trochę „narozrabialiście” w legionowskim ośrodku kultury. Skąd pomysł na „Jej Kaprys”?

Pomysł na „Jej Kaprys” narodził się jak zamieszkałam w Legionowie. Sprowadziłam się tu 2,5 roku temu, kiedy poszukiwałam pracy w zawodzie, a w Warszawie nie było sposobności… Jako że pracy z początku było niewiele, zaczęłam dorabiać stojąc za barem w „Przodowniku”, gdzie poznałam członków legionowskiej kapeli „InterCity”. Zapaliła mi się lampa w głowie…Pomimo że miałam już zespół, z którym zaczęliśmy nawet osiągać coś „na salonach”, pomyślałam, że drugi mógłby być odskocznią, takim moim kaprysem. Zawsze miałam słabość do bajek Brzechwy, czy Tuwima. Pomyślałam więc, czemu by warstwy tekstowej swoich ulubionych bajek nie wziąć na muzyczny warsztat. Zgadałam się więc z „Piterem”, perkusistą „InterCity”, przedstawiłam plan działania, on zgrał swojego brata „Rodzia” (bas) i eks-gitarzystę Mikołaja i zaczęliśmy grać „Pana Hilarego”, „Lokomotywę” i „Kaczkę Dziwaczkę”. Niektóre teksty to typowe „kopiuj wklej”, a inne udało mi się sparafrazować na psychodeliczny sposób. Na przykład „Pan Hilary” zgubił swoje okulary zakładając różową sukienkę swojej żony, zaś „Kaczka Dziwaczka”, mówi o prostytutce narkomance, która zostaje zjedzona przez swojego klienta…

I to wszystko ostro wyśpiewane w pudrowym szlafroku…

Czy wzbudza to kontrowersje lub jest szokujące? Nie!!! Jest to raczej zabawne. Taki czarny humor…bo tam w aptece można kupić pół kilo ziela… ha ha ha.

Legionowski „Jej Kaprys” nie debiutował jednak w rodzimym Legionowie?

Rzeczywiście. Tak naprawdę zadebiutowaliśmy w warszawskim klubie „Hydrozagadka”, jako support przed zespołem „Komety”. Zwięźle powiem, że jak na pierwszy raz to nie bolało! Zostaliśmy przyjęci przez warszawską publiczność, a to jest czasem dosyć trudne, zważając, że w stolicy jest milion eventów dziennie i ludzie bywają znudzeni. Nasz legionowski debiut odbył się 12 grudnia br. w Miejskim Ośrodku Kultury (MOK-u) i chyba przyszło dużo ludzi, bo potem mówili, że było fajnie… a ja ha ha ha nawet nie wiedziałam, że byli. Czy rzeczywiście było „fajnie”, to sama wiesz, bo byłaś. A jak było dla „Jej Kaprysu”? Szczerze, to miałam taką fazę, że niewiele pamiętam…tylko to, że było fantastycznie!

„Radioaktywny świat” Gośki Andrzejewskiej to też kolejny jej kaprys?

„Radioaktywny Świat” to moja pierwsza kapela. Działamy od 2011r. Jeżeli zapytasz mnie, jaki to rodzaj muzyki, to z zawsze odpowiadam radioaktywny rock…Tak jesteśmy prekursorami tego gatunku…ha ha ha. Publika legionowska zna nas. Graliśmy na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy (WOŚP), na koncercie charytatywnym dla Nikoli Rosy i chyba mieliśmy jeszcze jeden koncert, tak „ad hoc”. Obecnie jeździmy po całej Polsce, gramy z takimi kapelami jak „The Analogs”, „Komety”, czy „Kult”. Byliśmy też w takim jednym telewizyjnym programie muzycznym, gdzie w jury zasiada Kora. Dostaliśmy się nawet do półfinału. Zawsze jednak powtarzam, że telewizja kłamie…ha ha ha. Tak naprawdę, program ten dał nam niewiele. Nie mniej jednak…5 minut sławy w telewizji było!

Bywasz i śpiewasz na tzw. „jamach” w „Ratuszowej”. Ostatnio nawet wyróżniono Cię specjalną statuetką za osobowość wokalną.

Ratuszowe „jamy” to jedne z nielicznych wydarzeń muzycznych w naszym mieście, w których z radością uczestniczę. Zazwyczaj staram się bywać, tam gdzie kultura jest pisana przez wielkie K! Niektórzy moi znajomi mówią, że w tym mieście nic się nie dzieje. Inni zaś twierdzą, że się dzieje, ale jakość tych „eventów” pozostawia wiele do życzenia. Jestem ciekawa, czy mają oni na myśli wszystkie te imprezy z muzyką zaczynającą się na literę „D”, a kończącą się na literę „O”? Ostatnio w Legionowie, mamy dwie, moim zdaniem kulturalne propozycje spędzenia miłego wieczoru. Są to „Jam Session” w restauracji „Ratusz” i „Stand-up” w „Przodowniku”. Większość innych wydarzeń jest umiejscowiona gdzieś pomiędzy resztkami dobrego smaku a latami 90-mi.

Na co dzień pracujesz z legionowskimi seniorami. Nie boją się oni Ciebie?

GA: Jako zawodowa instruktorka prowadzę zespół kabaretowo-teatralny „Moderato” z Jabłonny i chór „Erin” z Legionowa. Oba z lokalnymi seniorami. Zapewne od razu sobie myślisz, jak ktoś z taką aparycją może pracować z seniorami? Ja ich kocham i oni mnie też… przynajmniej tak mówią! Ha ha ha. Są fenomenalni! Wiele się od nich uczę. Chyba są oni najbardziej zdeterminowaną grupą społeczną, jeżeli chodzi o pracę nad sobą. Są bardzo sumienni i jeśli tylko pojawia się jakiś problem, to umieją zebrać się w sobie, napisać pismo i iść z nim do prezydenta. Tacy są! Na pewno nie zostawiają niczego na ostatnią chwilę.

Czym jeszcze zaskoczysz nas ekscentryczna Pani Zarazo?

A tym, że dorabiam graniem w telewizyjnym serialu. Gram tam pielęgniarkę! Ha ha ha!!! Taką trochę postrzeloną, co to by leczyła wszystkich ziołami i akupunkturą. Nowe odcinki serialu będzie można oglądać już wiosną.

Jaki kolor włosów będzie miała ta postrzelona pielęgniarka-zielarka?

Tego jeszcze nie wiem…Niedawno miałam różowe. Były też białe, niebieskie, bądź też…nie było ich wcale. Teraz są czarne, takie mroczne…ha ha ha. Tak naprawdę, tu w Legionowie, nigdy nie spotkałam się z krytycznym podejściem do mojego wyglądu. Raczej się podobam…ha ha ha…, ale to chyba dzięki mojemu uśmiechowi i sposobowi patrzenia na świat. Lubię zarażać ludzi radością!