Nasza Historia: Życie w pałacu w Jabłonnie w czasach księcia Józefa, cz. 2

Pawilon Wschodni, w którym mieszkała wraz z córką Emilianna Cichocka

Pawilon Wschodni, w którym mieszkała wraz z córką Emilianna Cichocka (fot. Rafał Degiel).

W poprzednim numerze poznaliśmy domowników pałacu w Jabłonnie oraz sąsiadujących z nim piętrowych oficyn. Nie byli to jednak jedyni goście kompleksu pałacowego.

Swoich mieszkańców miały również jednopiętrowe pawilony stojące w połowie drogi między bramą a pałacem. W budynku po lewej stronie mieszkała Emilianna Cichocka – żona gen. Michała Cichockiego, naturalnego syna króla Stanisława Augusta i Agnieszki ks. Lubomirskiej. Wraz z nią przebywała tutaj jej kilkuletnia córka Teresa (wnuczka króla). W pawilonie po prawej stronie drogi mieszkał Szymon Brodowski, kamerdyner i burgrabia Jabłonny.

Jednymi ze stałych gości byli Józefa i Stanisław Potoccy z synem Leonem, dalecy krewni późniejszych dziedziców Jabłonny z rodu Potockich. Stanisław walczył u boku ks. Józefa w obronie Warszawy podczas powstania kościuszkowskiego w 1794 r. i od tamtego czasu stał się jego przyjacielem. Mały Leon urodzony w 1799 r. był trzymany do chrztu przez księcia i panią Tyszkiewiczową. Potoccy podczas pobyty w Jabłonnie mieszkali w pustelni w parku. Zajmowali tam parterowy dom z trzema pomieszczeniami. Dziś pozostały po tym miejscu tylko ruiny murowanej groty.

W Jabłonnie przebywał również plenipotent generalny Poniatowskiego Andrzej Michałowski, kasjer Wacław Glazer, kamerdyner i marszałek dworu księcia Jan Harel (Francuz), sześciu lokajów w liberiach (czterech Francuzów i dwóch Polaków), strzelec z Wiednia i należący do pani Tyszkiewiczowej murzyn Zamor. Kuchnią zarządzał Francuz Favoc. Wielokonnymi zaprzęgiem powoził Czerepiński (stary stangret króla Stanisława Augusta) wraz z przydzielonym mu do pomocy forysiem. Do zaprzęgu angielskiego zatrudniano dwóch dżokejów. Pojazdem pocztowym powoził pocztylion Lewandowski ubierający się w stylu wiedeńskim. Za ogrody odpowiadał ogrodnik Akerman. Lasy nadzorował łowczy Bałdysz.

Poniatowski rozpoczynał dzień około godziny 6.00 rano. Do łóżka przynoszono mu kawę. Książę jednak nie podnosił się prędko. Leżąc palił fajkę o długim cybuchu lub małą fajeczkę tzw. lulkę i przyjmował najbardziej zaufane osoby. Wstawał dopiero około południa i przystępował do śniadania. Najbardziej lubił jajka na miękko, które popijał likierem.

 

 

Rano w pałacu panowała dosyć swobodna atmosfera. W zasadzie każdy wstawał, kiedy mu było wygodnie. Na śniadanie panowie przychodzili  w szlafrokach do oficyny księcia, gdzie znajdowała się tzw. kawiarnia. Tutaj pod okiem pana Brodowskiego serwowano im kawę, czekoladę lub herbatę. Na życzenie napoje były zanoszone do pokojów. Do kawiarni często przychodził książę, by przy fajeczce tureckiego tytoniu dyskutować z przyjaciółmi o polityce lub wysłuchać najnowszych plotek z życia towarzyskiego w Warszawie.

Panie po śniadaniu odbywały poranną toaletę i udawały się do pani de Vauban, która wybierała spośród nich te, które miały jej pomagać w pracach przy małym krośnie. Pracę te damy nazywały „pańszczyzną” i wykonywały ją do godziny 16.00. W jej trakcie przychodził Marival, który czytał na głos najnowsze gazety francuskie oraz frankfurcki żurnal mód. Po skończeniu pracy u pani de Vauban panie szły przebrać się do obiadu.

Tyszkiewiczowa spędzała wiele czasu z małym Leonem Potockim. Uczyła go czytać, strzelać z fuzji i pistoletu oraz jeździć konno na małym korsykańskim koniku, podarowanym chłopcu przez ks. Józefa. Jako hazardzistka uczyła go również gry w karty na pieniądze, chętnie przy tym przegrywając i napełniając kieszenie chrześniaka monetami.

W tym czasie panowie zajmowali się aktywnością fizyczną. Jeździli konno, spacerowali lub polowali. W Jabłonnie książę Józef zaczął interesować się ogrodnictwem i osobiście doglądał prac prowadzonych w pałacowym parku.

Około godziny 17.00 kilkukrotnie rozlegało się uderzenie w dzwon chiński (tzw. tam-tam), które wzywało rozporoszone po terenie towarzystwo na obiad. Biesiada składała się z trzech dań w stylu francuskim, które jednocześnie podawano na stół na półmiskach. Każdy mógł brać z nich, to na co miał ochotę. Dla księcia niemal codziennie podawano jako przystawkę jego ulubione danie – szpinak. Pani de Vauban jadła tylko delikatne potrawy. Koniczność ich przygotowywania bardzo irytowała kucharza Favoca, który „w pień je wyklinał”.

Po obiedzie panowie wychodzili przed pałac. Wraz z księciem zrzucali surduty i na trawie zajmowali się grą w piłkę rakietami, czyli w „le jeu de paume”. Była to dawna forma dzisiejszego tenisa. Towarzystwo z Jabłonny wyprzedzało więc o 100 lat oficjalne wprowadzenie tego sportu w Polsce.

Wieczorem odbywały się spacery powozami, konno lub na osiołkach. Niekiedy pływano batami po Wiśle.

Po zmroku zbierano się w pałacu. Pani de Vauban w towarzystwie Francuzek zabawiała się grami dowcipu lub układała szarady z żywych osób. Siostra księcia grała w bibliotece w faraona, a on sam rozgrywał jedną grę w bilard na pieniądze. Uznawany był za niebezpiecznego gracza.

Okres przymusowych wakacji księcia Józefa w Jabłonnie skończył się 23 grudnia 1806 r., kiedy w pałacu gościł na śniadaniu cesarz Napoleon. Wkrótce miała powstać namiastka polskiej państwowości – Księstwo Warszawskie, w którym książę Poniatowski odegrał kluczową rolę.

Rafał Degiel

Ważniejsze źródła:
1. Sz. Askenazy, Książę Józef Poniatowski 1763-1813, Warszawa 1922,
2. J. Falkowski, Obrazy z życia kilku ostatnich pokoleń w Polsce, t. 1, Poznań 1877,
3. L. Potocki, Urywek ze wspomnień pierwszej mojej młodości, Poznań 1876,
4. J. Skowronek, Książę Józef Poniatowski, Wrocław 1986.

Link do pierwszej części opowieści o życiu w Pałacu w Jabłonnie.