Orlen Warsaw Marathon. Emil Dobrowolski dziesiąty

orlen_02

Koszulka i medal z Orlen Warsaw Marathon (fot. J. Wasik)

Święto biegowe w Warszawie! Kilkanaście tysięcy pasjonatów biegania wzięło udział w Orlen Warsaw Marathon i towarzyszącym mu biegu na 10km – Oshee.

Dodatkowo w maratonie odbyły się 88. Mistrzostwa Polski na królewskim dystansie. W imprezie zaprezentował się chotomowianin, Emil Dobrowolski, zawodnik Prefbetu Śniadowo Łomża. W stawce maratończyków zajął 10. miejsce z czasem 2:20:18. Taki wynik dał mu, nielubiane przez sportowców, 4. miejsce w Mistrzostwach Polski.

 

 

„Nasi” w maratonie

Maraton, królewski dystans. Większość biegaczy marzy, by choć raz zmierzyć się z 42 kilometrami i 195 metrami. Wielu poświęca sporo czasu na przygotowania, by wreszcie stanąć na linii startu i walczyć z kolejnymi kilometrami, jak i z własnymi słabościami. Muszę dodać, że po warszawskim maratonie przybyło nam w redakcji Gazety Powiatowej dwójki kolejnych biegaczy, którzy mogą pochwalić się z ukończenia tego dystansu. Otrzymałem też relację od Julity Wasik, kolejnej debiutantki z Grupy Biegowej CHTMO, oraz Tomasza Bruderka, z Runners Team Jabłonna. Oddaję im głos.

Katarzyna Foszner – Fit-Line Fitness Legionowo – 3:41:56 

To był mój maratonowy debiut i nie spodziewałam się, że pójdzie mi tak dobrze. Chciałam złamać 4 godziny, a marzeniem było 3:45. Udało się przebiec w 3:41:56! Biegło się wyśmienicie, z twarzy nie schodził mi uśmiech. Wsłuchiwałam się czujnie w swój organizm, żeby w porę wyczuć nadejście maratońskiej ściany, o której wszyscy straszyli. Nic takiego się nie pojawiło. Jedyne osłabienie, jakie poczułam to z powodu wiatru w twarz i zwiększonego stężenia spalin samochodowych na Czerniakowskiej, ale w tym miejscu do mety było już tylko 6 km, więc głowa dodawała nogom sił. Potem od Mostu Świętokrzyskiego dobrą robotę zrobili kibice. Zresztą doping na całej trasie był rewelacyjny, od najmłodszych w wózkach, do seniorów na wózkach, ich dobre słowa i uśmiech na twarzach dodawały skrzydeł. Organizacja biegu wyśmienita,wszystko czytelnie oznakowane, mnóstwo pomocnej obsługi. Jedyne co organizator mógłby przemyśleć na kolejny bieg, to lepsze napompowanie balonów pacemakerów i kolorystyczne zgranie ich z kolorami stref czasowych. Z daleka wiadomo wtedy, którego zająca trzeba gonić.

Krzysztof Grodek – Zastępca redaktora naczelnego Gazety Powiatowej – 4:12:33

Mogę tylko potwierdzić powszechnie znaną opinię, że maraton zaczyna się po 30-33 kilometrze. To wtedy zaczynają się problemy z organizmem i zaczyna liczyć się psychika i poziom wytrenowania. Co do samych zawodów, to mogę powiedzieć, że były świetnie przygotowane – na trasie nie brakowało niczego. Była woda i jedzenie, bez których dotarcie do mety w przyzwoitym tempie byłoby niemożliwe. Niestety trochę nie dopisała pogoda, bo zwłaszcza po godzinie 11.00 słońce zaczęło mocno przygrzewać. Wiatr niestety był bardzo porywisty i mimo że chłodził, to także nieco utrudniał bieg. Pierwsze koty za płoty, a wynik (4.12.33) na pewno do poprawienia.

Julita Wasik – Grupa Biegowa CHTMO – 4:54:32

Nieśmiałe marzenie o przebiegnięciu maratonu pojawiło się w mojej głowie jakiś rok temu. Postanowiłam, że na pierwszy raz wybiorę Orlen Warsaw Marathon. Po pierwsze ze względu na bliskość domu, a po drugie, że w razie gdyby się nie udało, to wśród tylu biegaczy nikt nie zauważy, że nie dałam rady. Oczywiście plany na przygotowania miałam wielkie, ale niestety jak to w życiu, na planach się skończyło i moje treningi pozostawiły wiele do życzenia. Przed startem stres był więc ogromny. Noc poprzedzającą bieg miałam prawie nieprzespaną. Rano stanęłam w mojej strefie startowej na 4:30 – 5:00. Byłam pełna obaw, w sumie nie do końca chyba świadoma, na co się porwałam. Ruszyliśmy. „Byle dobiec do 25-go kilometra bez kryzysu – myślałam – a jak się uda do 30-go to już będzie nadzieja, że jakoś doczłapię do mety „ Dobiegłam do 36-go kilometra powoli, swoim tempem, bez większego problemu. No i nawet nie wiem kiedy się zaczęło… Ból nóg, karku, pleców dawały coraz mocniej o sobie znać. Ale poznałam fantastycznych ludzi na trasie, którzy skutecznie mnie motywowali. 3 kilometry przez metą miałam ochotę już tylko iść, ale biegłam siłą woli. Każdy krok sprawiał ból, a kolejne metry wlekły się niemiłosiernie. Dobiegłam z czasem netto 4:54:32. Może z Elitą jeszcze ścigać się nie mogę, ale i tak chyba nigdy w życiu nie byłam z siebie taka dumna. Szczęście niesamowite i ogromna satysfakcja. Słyszałam, że zaraz po przebiegnięciu tego dystansu nie bierze się pod uwagę następnego razu ale ja wiem, że za rok muszę to powtórzyć.

Tomasz Bruderek – Runners Team Jabłonna – 3:26:57

Jak dla mnie sezon się zaczął… Może nie kręcę wyników w maratonie takich jakie bym chciał, ale skoro sprawia to mi przyjemność, to tak sobie umilam. A że cały aparat ruchu w miarę dobrze funkcjonuje, to idzie w parze. Mój ulubiony z płaskich maratonów i to od niego zaczynam, rozmyślając nad nadchodzącym sezonem biegowym. I nie ważne w jakim czasie mam go przebiec (na porządną życiówkę w maratonie też przyjdzie czas), wolno, szybko, ze ścianą, bez ściany… O samym biegu krótko. Pierwsza połówka (myślę o połowie maratonu, żeby nie było heh), w miarę przyjemna, choć nogi trochę ciężkie. Na początku drugiej połówki trzeba było się odrobinę hamować, bo zaczęła się wkradać ułańska fantazja. I bardzo dobrze, bo na ul. Przyczółkowej (ok. 25km) trzeba było zacząć się przepychać z wiatrem. O tym, że słońce wytapiało asfalt nie wspomnę.Tak, tak, o czym to człowiek nie wspomni, żeby się usprawiedliwić. Summa summarum ta druga połówka trochę gorsza. Ale, że wynik końcowy lepszy od poprzedniej życiówki o ponad 11 minut, to nie ma co wybrzydzać, tylko przyjąć i się cieszyć.