Orlen Warsaw Marathon. Powiat czynnie uczestniczył w święcie biegania w stolicy

Heron

Heroni przed startem w OWM (fot. Głowacki)

W miniony weekend w Warszawie odbył się IV. Orlen Warsaw Marathon. W dwudniowej imprezie wzięło udział ponad 25 tysięcy amatorów biegania.

W sobotę odbył się Charytatywny Marszobieg Dar Serca, w którym wzięło udział blisko 7 tysięcy osób. Dzień później po raz czwarty w stolicy odbył się Orlen Warsaw Marathon i Bieg OSHEE na 10km.
Z Powiatu Legionowskiego rywalizowała spora liczba osób, czy to na królewskim dystansie, czy biegu na 10 kilometrów. Co mieli do powiedzenia sami uczestnicy biegowego święta w Warszawie?

Paweł Kownacki – Wieliszew Heron Team – 1529 miejsce – 3:27:36

Start w Orlen Warsaw Marathon miał być zwieńczeniem kilkumiesięcznych przygotowań. Jednocześnie start w Orlenie jest wyjątkowy ze względu na poziom organizacji oraz panującą podczas tego biegu atmosferę. Śmiem twierdzić, iż hasło biegu Narodowe Święto Biegania w żadnym przypadku nie jest na wyrost. Chyba każdy biegacz czuje się podczas Orlenu gwiazdą. Rok temu wystartowałem w Orlenie 1,5 miesiąca po moim maratońskim debiucie na Cyprze i od razu uwierzyłem, że Polacy robią świetne eventy, a nasze biegi to prawdziwa Liga Mistrzów. Tym razem, mimo założenia w programie treningowym optymistycznego czasu 3:29, miałem swoje ciche marzenie, iż uczciwie zapracuję na choć 3:40. Postanowiłem nie spalać się na starcie i biec blisko 5:00 min/km. Ale euforia na Trakcie Królewskim, poniosła mnie w granice 4:30, a skrzydeł dodał jeszcze doping żony Izy. Znowu zacząłem się hamować, w obawie przed skurczami i kryzysem spowodowanym tak nierównym biegiem, ale minąłem półmetek, 25 km, 30km, a kryzys nadejść nie chciał. Każdy komunikat w słuchawce o kolejnym kilometrze wprowadzał mnie w zdziwienie, iż biegnę na wymarzoną życiówkę założoną przez trenera-kata czyli endomondo. Przy 38km czułem, że jest dobrze i przyspieszyłem do kosmicznej na tym etapie (jak dla mnie oczywiście) prędkości 4:30, a kilometr przed metą, znowu przy dopingu żony, śmigałem momentami w granicy 4:00 min/km. Wbiegłem na metę, gdy zegar wskazywał 3:30:10 – ale czasu brutto czyli moja nowa życiówka to 3:27:36. Nieskromnie powiem, że jestem z siebie dumny. Choć koledzy z Wieliszew Heron Team powiedzieli – W końcu! Już dawno wiedzieliśmy, że to twoje czasy. Teraz zapisałem się, na Maraton Warszawski i 25 wrześnie powalczę o urwanie kolejnych minut. Niby planowałem kolejną wyprawę na maraton zagraniczny ale jak stwierdziłem wyżej – Polak potrafi. Nasze imprezy biegowe to liga światowa i czemu „po szerokim szukać świecie tego co jest bardzo blisko”.

Michał Smoliński – Warszawa – Urząd Gminy Jabłonna – 2198 miejsce – 3:38:01

Udział w Orlen Warsaw Marathon był dla mnie docelowym startem wiosennym. Przygotowania do maratonu rozpocząłem na początku grudnia i stosując różne metody treningowe biegałem około 50km tygodniowo. Był to dla mnie już szósty maraton i jak zawsze celem było poprawienie poprzednich czasów. Sam start był realizacją wcześniej przyjętej przeze mnie strategii. Zgodnie z nią do 30km biegłem spokojnie w średnim tempie 5:03 na kilometr. Później planowałem pobiec mocniej i do końca przyspieszać. Niestety na 38 kilometrze dopadł mnie kryzys, który zrewidował te plany. Całość ukończyłem w czasie 3:38:01 poprawiając dotychczasową życiówkę o blisko 10 minut. Na całej trasie panowała fantastyczna atmosfera, mnóstwo kibiców, zespoły muzyczne, znajomi i rodzina dodawały skrzydeł

Patryk Kościelski – Legionowo – 452 miejsce – 3:04:41

Start w OWM 2016 był moim debiutem na królewskim dystansie. Bieg rozpocząłem spokojnie, zgodnie ze wskazówkami fachowców (tutaj podziękowania dla Emila Dobrowolskiego) oraz ze względu na spory tłok przy starcie. Założone tempo starałem się utrzymywać do połowy dystansu, potem miałem w planie przyspieszenie. Nie dopadła mnie również przysłowiowa „ściana „. Niestety silny wiatr nie pozwolił mi na to, cieszę się że nie zwolniłem jak wielu innych zawodników. Równe tempo pozwalało mi cały czas wyprzedzać, a po minięciu 40km przyspieszyłem jeszcze o kilkanaście s/km i biegłem tak aż do mety – wyszło mi 42,6km. Na metę wbiegłem zmęczony lecz szczęśliwy, zwłaszcza że czekała na mnie moja wspaniała żona Agnieszka, która ma ogromny pozasportowy wkład w mój wynik. Palące mięśnie złagodziła lodowata kąpiel i masaż. Atmosfera na trasie wspaniała, mnóstwo ludzi kibicujących biegaczom, pomocni wolontariusze, energetycznie grające zespoły muzyczne oraz uśmiechnięte chearleaderki sprawiały, że biegło się przyjemniej. Również miasteczko biegacza dobrze zorganizowane, napoje i posiłki – wszystko co potrzeba po tak dużym wysiłku. Swój występ uznaję za udany, dobrze się przygotowałem i nic nie popsułem, choć wiem, że gdyby nie „korek” na początku, silny wiatr i ponadplanowe kilkaset metrów dwójka z przodu byłaby możliwa – ale to następnym razem.