Przegrana po słabym meczu

521c8fabb42f3.jpg

Piłkarze Legionovii Legionowo przegrali przed własną publicznością już drugi raz z rzędu. Tym razem lepsza od ekipy trenera Marka Papszuna okazała się Stal Mielec, która wygrała 1:2 (0:1). W najbliższą sobotę legionowianie podejmą na własnym stadionie Olimpię Elbląg. Czy mogą liczyć na jakiekolwiek punkty? Tak, pod warunkiem, że w końcu zaczną wykorzystywać podbramkowe sytuacje.

 

Pozycja faworyta

Sobotnie starcie z drużyną z Mielca miało dać legionowianom pierwsze punkty w tym sezonie, ponieważ to gospodarze byli uznawani za faworyta tego spotkania. Zespół Stali, podobnie jak Legionovia, jest tegorocznym beniaminkiem II ligi – w poprzednim sezonie podopieczni trenera Włodzimierza Gąsiora okazali się najlepszą ekipą III ligi w grupie lubelsko-podkarpackiej. Pierwotnie ostatni mecz obu zespołów miał odbyć się na stadionie w Mielcu, jednak przedłużająca się rozbudowa tamtejszego obiektu zmusiła drużyny do rozegrania spotkania w Legionowie – na dodatek zaistniała sytuacja prawdopodobnie zakończy się sprawą sądową wytoczoną przeciwko głównemu wykonawcy, który ciągle nie podał terminu oddania stadionu do użytku. Jednak sprawa stadionu to nie jedyny kłopot, który doskwiera obecnie Stali – do dymisji zamierza podać się zarząd klubu, a ponadto przed spotkaniem z Legionovią, z powodu wydłużających się procedur transferowych oraz kontuzji, trener przyjezdnych miał do dyspozycji zaledwie piętnastu graczy. Tymczasem w Legionowie, po zeszłotygodniowy kłopocie z bramkarzami udało się dojść do porozumienia się z dwoma nowymi golkiperami, którzy wzmocnią skład Legionovii. Ostatecznie do gry udało się zgłosić jednak tylko Marcina Marcinkowskiego, który stanął między słupkami bramki gospodarzy w ostatnim meczu.

Bezsensowne wślizgi
Goście z Mielca rozpoczęli mecz nieco nerwowo i kilkukrotnie oddali piłkę za darmo pod naciskiem graczy Legionovii. Gospodarze pierwszą dogodną sytuację stworzyli sobie w siódmej minucie gry, gdy z jedenastu metrów, po akcji Lewickiego, niecelnie uderzył Janusiński. Sześć minut później przyjezdni odpowiedzieli na ten atak w zdecydowany sposób – do prostopadle zagrywanej piłki dobiegł Damian Skiba, a dwóch legionowskich obrońców starało się go zatrzymać wślizgiem – ta sztuka nie udała się jednak żadnemu z nich, a Skiba nie pomylił się w sytuacji sam na sam z Marcinkowskim i dał prowadzenie ekipie Stali. Gospodarze zbyt często próbowali atakować środkiem boiska, w małym stopniu wykorzystując boczne sektory placu gry. Swoje sytuacje mieli Janusiński i Złotkowski, jednak po ich strzałach piłka nie znalazła drogi do siatki gości. Co prawda Legionovia dłużej utrzymywała się przy piłce, a w ostatnim kwadransie była zespołem zdecydowanie lepszym niż Stal, jednak to goście po pierwszych czterdziestu pięciu minutach schodzili z murawy w lepszych nastrojach.

Niewykorzystane sytuacje się mszczą
Od początku drugiej połowy goście dawali sygnały, że walczyć będą o każdy metr boiska. Gra Legionovii wielokrotnie przerywana była przez faule przyjezdnych w środkowej strefie gry. Agresywna postawa piłkarzy z Mielca nie zaniepokoiła jednak arbitra spotkania, który powstrzymywał się od pokazywania gościom żółtych kartek. W pięćdziesiątej piątej minucie genialnym strzałem popisał się Taras Romanchuk, który tym samym wyrównał stan meczu – młody pomocnik Legionovii przyjął piłkę trzydzieści metrów przed bramką i celnym strzałem pokonał bramkarza gości, który odprowadził wzrokiem piłkę wpadającą tuż obok słupka.  Kwadrans później powinno być 2:1 dla gospodarzy – po świetnej akcji Złotkowskiego piłka trafiła do niekrytego Lewickiego, który mając przed sobą tylko golkipera Stali, Wojciecha Daniela, obił poprzeczkę jego bramki. Po kolejnych trzech minutach drugą stuprocentową sytuację gospodarzy zmarnował Kamil Tlaga – pomocnik gospodarzy w sprytny sposób minął dwóch rywali, jednak znów na jego drodze stanął Daniel. Niestety na dziewięć minut przed końcem, to mielecka Stal zdołała zdobyć drugiego gola w tym meczu – na strzał z dystansu z rzutu wolnego zdecydował się Sebastian Łętocha, co zaskoczyło nieco Marcinkowskiego, bezradnie interweniującego w bramce Legionovii. Co prawda gospodarzy podejmowali jeszcze chaotyczne próby wyrównania stanu rywalizacji, jednak czynili to nieskutecznie i po raz drugi z rzędu zmarnowali szansę na pierwsze punkty w tym sezonie. Po spotkaniu trener gospodarzy nie krył niezadowolenia z wyniku meczu: – Jesteśmy bardzo, bardzo rozczarowani. Nie ukrywam, że chcieliśmy zainkasować komplet punktów po tej nieudanej inauguracji. Wydawało się, że limit pecha i prostych pomyłek wykorzystaliśmy już w tym pierwszy spotkaniu, natomiast w tym meczu nasi młodzi obrońcy znów popełnili karygodne błędy, za co wszyscy zapłaciliśmy. Przeciwnicy punktują nas jak wytrawni bokserzy, wykorzystując nasz najmniejszy błąd. Graliśmy słabiej niż z Wisłą, a stać nas na więcej. Ale jak się nie strzela z takich sytuacji, jak mieli Lewicki i Tlaga, to ciężko oczekiwać zwycięstw. Okazję do tego, aby poprawić swoją sytuację w ligowej tabeli Legionovia będzie miała już w najbliższą sobotę o godz.17.30 – po raz trzeci z rzędu wystąpi bowiem przed własną publicznością, podejmując tym razem Olimpię Elbląg.

Tomek Piwnikiewicz