KPR Legionowo S.A. Święto szczypiorniaka w Legionowie (galeria)

kpr-vive_92

W końcówce Mateusz Miecznikowski dwa razy pokonał bramkarza rywali (fot. GP/MM)

W ostatniej kolejce sezonu zasadniczego rozgrywek PGNiG Superligi do Legionowa przyjechał Mistrz Polski, uczestnik Ligi Mistrzów, PGE Vive Kielce. To było wielkie święto handballa dla fanów tego sportu w Legionowie.

Na pewno spotkanie z tak renomowanym rywalem to ogromna gratka dla kibiców, ale też mobilizacja dla samych zawodników, którzy mogli sprawdzić swoje możliwości na tle świetnego przeciwnika. I tylko szkoda, że kontuzje dopadły, będących we wspaniałej formie, Mikołaja Krekorę i Kamila Cioka.

Od początku panowało Vive

Zanim mistrzowska drużyna zaczęła pokazywać swoją moc, Kacper Adamski otworzył wynik spotkania, pokonując, wracającego po kontuzji Filipa Ivicia. To było jedyne prowadzenie legionowian, którym ciężko było się przebić przez wysoko grającą defensywą gości, z wysuniętym Mateuszem Jachlewskim. Przez 20 minut tornado przejechało się po podopiecznych trenera Marcina Smolarczyka. Vive prowadziło bardzo wysoko, bo 18:3, a wiele goli dla gości padało po kontratakach. Bramki dla KPR-u w tym czasie rzucał tylko Adamski. W ostatnich 10 minutach goście zwolnili tempo gry i dali wyszumieć się legionowianom. Ci wreszcie zaczęli rzucać bramki i na przerwę schodzili z wynikiem minus 10 (13:23).

Lekcja szczypiorniaka

Drugą połowę zdecydowanie lepiej rozpoczęli miejscowi, którzy rzucili 5 bramek, przy dwóch gości. Trzy z nich rzucił Michał Grabowski. Dzięki temu KPR przegrywał w tym momencie ośmioma bramkami. Trener Talant Dujszebajev nie był zadowolony z gry, głośno wyrażał swoje niezadowolenie i mocno mobilizował swoich zawodników, by ci rzetelnie wykonywali swoją pracę. Vive znów przyspieszyło tempo gry, czego efektem było 5 bramek z rzędu. Legionowianie grali bardzo ambitnie i do końca starali się niwelować wysoką przewagę gości. Vive jednak i tak zakończyło spotkanie wysoką wygraną 45:28.Wszyscy zawodnicy gości wpisali się do protokołu z bramkami. Najwięcej dla przyjezdnych rzucił Słoweniec Blaž Janc, który 11 razy trafiał do bramki KPR-u. W drużynie gospodarzy Adamski zanotował 10 trafień. Na pewno duże wrażenie mogły robić bramki rzucane przez Oskara Niedziółkę, który trafiał zza 9 metra, po potężnych wyskokach.

Pełna Arena, gorący doping

Arena nie była wypełniona do ostatniego miejsca, ale tylu kibiców dawno nie zasiadło na dwóch trybunach legionowskiej hali sportowej. Kibice obu klubów kibica bardzo głośno zachęcali swoich ulubieńców do gry. Na pewno więcej radości mieli przyjezdni, ale mimo porażki KPR-u, jego fanklub przez 60 minut gry pokazał swa moc na trybunach.

KPR Legionowo – PGE Vive Kielce 28:45 (13:23) 

KPR: Kujawa, Wyrozębski – Adamski – 10, Niedziółka – 6, Grabowski – 5, Miecznikowski – 2, Prątnicki – 2, Brinovec – 2,  Ignasiak, Rutkowski – 1, Kowalik, Suliński, Gawęcki.
Karne: 2 – jeden wykorzystany.
Kary: 4 minuty (Franci Brinovec, Kacper Adamski – 1 x 2 minuty).

PGE Vive: Ivić, Kijewski – Janc – 11, Kus – 8, Jachlewski – 6,  M. Jurecki – 4, Bombac – 4, Jurkiewicz – 3, Zorman – 3, Lijewski 3, Bielecki – 3.
Karne: 4 – wszystkie wykorzystane.
Kary: 6 minut (Michał Jurecki, Mateusz Kus, Dean Bombac – 1 x 2 minuty).