Rodzic – pierwszy kibic małego sportowca. Jak skutecznie wspierać dziecko na boisku?

rodzic-kibic

Rodzice - kibice (fot. CyfraSport)

Psychologowie i trenerzy juniorów są zgodni – wpływ rodziców na rozwój i postawę ich pociech na boisku jest nie do przecenienia. Niestety, w ostatnich latach coraz częściej możemy spotkać się z opiekunami, którzy dają ponieść się emocjom i zapominają, że obserwują zmagania dzieci, a nie zawodowców. Ten trend wspólnymi siłami można jednak odwrócić.

„Problem” rodziców kibicujących swoim pociechom, nie dotyczy tylko piłki nożnej. Jest on niestety zaobserwowany w wielu grach zespołowych, np. koszykówka czy siatkówka. Mam nadzieję, że temat przesłany do naszej redakcji zainteresuje… przede wszystkim rodziców naszych pociech, rywalizujących na stadionach, parkietach czy halach, a nawet na biegach przełajowych.

Mistrzostwa świata na każdym orliku

Do końca meczu pozostały dwie minuty. Drużyna w niebieskich strojach prowadzi 2:1, lecz fani rywali nie tracą nadziei. Ich skrzydłowy zbiega do narożnika, próbuje dośrodkować, lecz doskakuje do niego obrońca. „Wciąż mamy szansę, jeszcze rzut rożny” – myśli jeden z kibiców. Jednak dobrze ustawiony arbiter wskazuje, że niebiescy zaczną od własnej bramki. Za linią boczną puszczają nerwy. Niepogodzeni z porażką fani zaczynają krytykować sędziego, słychać pojedyncze nieparlamentarne okrzyki. Skrzydłowy zostaje skrytykowany za to, że nie schodził do środka, szukając strzału, trenerowi obrywa się za złe zestawienie składu.

O dziwo, nie był to opis ćwierćfinału mistrzostw świata, lecz jednego z niezliczonych spotkań rozgrywanych przez dziecięce drużyny na terenie całej Polski. Kibice, którym puściły nerwy, nie czekali na ten mecz cztery lata ani nie postawili na wygraną swoich ulubieńców grubych pieniędzy. Mowa o rodzicach, którzy obserwują w akcji swoje dzieci. Zawożą je na treningi, śledzą ich poczynania. Czasami jednak zmaganiom młodych piłkarskich adeptów towarzyszą negatywne emocje, które źle wpływają na uczestników wydarzeń.

– Na boisku dzieci muszą słuchać instrukcji trenerów, okrzyków kolegów z drużyny, a czasami także sędziego. Gdy do tego dołączają się rodzice, których komunikaty często są sprzeczne ze wskazówkami trenerów, dzieci czują się skołowane, a gra zamienia się dla nich w katorgę – zauważa Marcin Adamski, były piłkarz m.in. Zagłębia Lubin i ŁKS-u Łódź, mistrz Austrii i uczestnik Ligi Mistrzów w barwach Rapidu Wiedeń. Wychowanek Floty Świnoujście prowadzi obecnie w rodzinnym mieście Akademię Baltica, do której uczęszczają dzieci w wieku 5-14 lat. – Rodzice oglądają ligę hiszpańską czy angielską i chcą, żeby ich pociechy też wymieniały setki podań i grały na podobnym poziomie koncentracji i zaangażowania, co jest oczywiście niemożliwe w tak młodym wieku. Ponieważ mamy do czynienia ze szkoleniem dzieci, powinna to być zabawa, bazująca na dużej liczbie gier i ćwiczeń ogólnorozwojowych – podkreśla.

Wspierajmy, nie krytykujmy

Przykładanie nadmiernej wagi do wyników osiąganych przez dziecko stało się w ostatnich latach problemem na dużą skalę. Nietrudno znaleźć w sieci filmiki z orlików, na których możemy usłyszeć zaprzeczenie idei pozytywnego kibicowania. Wpisujących się w ten negatywny trend opiekunów nazywa się nieoficjalnie „KORowcami”, czyli członkami Komitetu Oszalałych Rodziców. Zacietrzewieni dorośli są święcie przekonani, że to właśnie ich pociecha jest następcą Cristiano Ronaldo, a na przeszkodzie do osiągnięcia tego celu stoją wszyscy – zaczynając od rywali, na niekompetentnych (w ich odczuciu) trenerach i sędziach kończąc. Właśnie stąd biorą się nieustannie wydawane polecenia, okrzyki skierowane do najróżniejszych uczestników danych zawodów. Oczywiście wszystko dla dobra kariery przyszłego napastnika Realu Madryt. Od pewnego czasu coraz częściej na płotach okalających boiska dla dzieci umieszczane są tabliczki przypominające rodzicom, że nie mają tam do czynienia z zawodowcami. „Te dzieci jeszcze nie grają jak Robert Lewandowski. Ten sędzia to jeszcze nie jest Szymon Marciniak. Ten trener to jeszcze nie jest Adam Nawałka. To jeszcze nie jest mecz o mistrzostwo świata. A ta trybuna to jeszcze nie jest <Żyleta>” – w ten sposób o kulturalne zachowanie apelują informacje na boiskach Varsovii.

Jak twierdzi znany psycholog sportu, Paweł Habrat, głównym problemem opisywanego zjawiska jest fakt, że rodzice zwyczajnie zapominają o nadrzędnej wartości, jaką niesie ze sobą zapisanie dziecka do klubu sportowego. A jest nią przede wszystkim jego aktywizacja, pokazanie formy spędzania wolnego czasu będącego alternatywą dla gry na konsoli. Dodatkowo zauważa kolejną korzyść wynikającą z uprawiania przez pociechy sportu, o której często zapominamy, skupiając się na fizycznych aspektach związanych z tego typu aktywnością. – Sport to także nauka pewnych wartości, które przydadzą się dziecku jako jednostce społecznej. Te same zasady, które poznajemy uprawiając sport, często obowiązują także w szkole, na studiach czy w pracy. Zwłaszcza uprawianie dyscyplin zespołowych pozwala wejść w pewne role społeczne i uczyć się chociażby działania w grupie, przyjmowania roli lidera, wpaja także szacunek dla autorytetów. Dlatego apeluję, żebyśmy współpracowali z trenerami i arbitrami. Możemy się w pewnych kwestiach nie zgadzać, ale podważanie ich pozycji na pewno nie wpłynie na dziecko pozytywnie – dodaje.

Wzór ze Szczecina

Adamski i Habrat są zgodni co do tego, że uczestniczenie w tej strefie życia dziecka jest bardzo ważne i pożądane. Należy po prostu pamiętać o wypracowaniu odpowiednich postaw dla swojej roli. Nasze dziecko odbiera i z różnym skutkiem interpretuje każdy sygnał wysłany przez swojego opiekuna. Bardzo ważnym aspektem jest rozmowa z dzieckiem po meczu czy zawodach. – Nie bójmy się pytań o to, które nasze zachowania pomagały mu na boisku, a co go stresowało czy denerwowało. Będziemy mogli dzięki temu osiągnąć większe porozumienie i w bardziej efektywny sposób pomóc im zza linii bocznej – radzi Habrat.

Wzorowymi kibicami mogą szczycić się zawodnicy i zawodniczki UKS Olimpii Szczecin. Żeńskie drużyny szczecińskiego klubu w ostatnich dwóch edycjach turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” docierały do Finału Ogólnopolskiego, gdzie wpierała ich liczna i głośna grupa rodziców oraz znajomych. Od początków tej inicjatywy minęły już ponad dwa lata i nic nie wskazuje, by miało się to szybko skończyć. – Na każdy wyjazd udaje nam się zebrać w minimum 15-16 osób – mówi nam Grzegorz Rybiński, ojciec jednej z zawodniczek. – Niezależnie, czy chodzi o wyjazdy wojewódzkie czy ogólnopolskie. W minionym roku pojechaliśmy za drużyną nawet na do Danii i Szwecji. Najtrudniejsze logistycznie są oczywiście te turnieje w środku tygodnia, które wymagają zorganizowania sobie wolnego w pracy. Ale dla naszej drużyny warto się poświęcić – przekonuje. Wsparcie z trybun doceniają nie tylko dzieci.

– Nasza ekipa jest naprawdę bardzo zgrana, w dużej mierze dzięki zaangażowaniu rodziców. Oni sami często inicjują niektóre spotkania, nie tylko te związane z samym sportem. Relacje łączące trenerów, dzieci i ich opiekunów wykraczają już poza ramy samego futbolu, co jest znakomite – zauważa Anita Piekarek, trenerka żeńskich drużyn Olimpii. Jak sama wspomina, zorganizowany doping na ich pierwszym ogólnopolskim finale turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” był strzałem w „10” – Czuliśmy się wyróżnieni na tle innych drużyn. Rodzice byli ubrani w niebieskie barwy, do tego zaopatrzyli się w bęben. Co ważne, nie wydawali instrukcji, tylko skupili się na pozytywnym dopingu.

Jak zauważa pan Grzegorz, tak zorganizowane działania wśród rodziców pomagają zmienić kibicowskie podejście. – Nawet w naszym gronie zdarzały się wcześniej różne reakcje na wydarzenia na boisku i sędziowskie decyzje. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat widzę, że sytuacja uległa poprawie.

Duży wpływ na postawy rodziców mają sami trenerzy i ich relacje z opiekunami dzieci. – Rolą szkoleniowca w tym przypadku jest także edukacja dorosłych. W naszej akademii stawiamy na regularne spotkania, staramy się wpajać dobre nawyki. Uczymy dorosłych, że psychika dziecka nie jest jeszcze w pełni rozwinięta, by konstruktywnie poradzić sobie z krytyką bądź rozliczaniem za błędy. Na wszystko przychodzi czas – mówi Adamski.

Nagroda za dawanie przykładu

Podczas rozgrywek „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” dodatkową motywacją do wzorowych zachowań boiskowych jest „Zielona Kartka Fair Play”, mająca nagradzać godne pochwały postawy uczestników zawodów. I tak zieloną kartką podczas finałów wojewódzkich i ogólnopolskich XVII edycji Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” doceniano nie tylko przyznawanie się do złamania przepisów gry, ale też zwracanie uwagi sędziemu przez trenerów drużyn na niesłusznie odniesioną korzyść czy kulturalny doping rodziców obecnych na finałach. W tym roku, tak jak ostatnio, ci, którzy ją otrzymają, dostaną pamiątkową zieloną kartkę po zakończeniu meczu. Na stronie Turnieju zostanie też opublikowana lista wszystkich drużyn z odznaczeniem „Zielonej Kartki Fair Play” a każda z nich dostanie indywidualne, pisemne gratulacje od Polskiego Związku Piłki Nożnej za postawę w Turnieju.

W trakcie finałów wojewódzkich i ogólnopolskich XVII edycji turnieju pokazano łącznie 170 zielonych kartek. Najwięcej z nich było udziałem przedstawicieli Szkoły Podstawowej w Karsinie (województwo pomorskie), która w zamian otrzymała Nagrodę Fair Play. Liczymy na to, że w tym roku sędziowie będą mieli jeszcze więcej okazji do wręczania „Zielonych Kartek”, także dzięki znakomitej postawie rodziców.

Najważniejsze zasady dobrego rodzica-kibica:

1. Pozwól dziecku bawić się sportem.
2. Nie wywieraj presji wyniku.
3. Współpracuj z trenerem swojej pociechy oraz sędzią zawodów.
4. Rozmawiaj z dzieckiem po treningach i meczach – pomoże Wam to osiągnąć większe porozumienie.
5. Dopinguj tylko pozytywnie.