Legionowo. 10 lat więzienia dla księdza pedofila. Kasacja odrzucona, wyrok prawomocny

Ksiadz_Jacek_S.

Były ksiądz Jacek S. (fot. arch. GP)

Wyrok 10 lat więzienia za wielokrotne gwałt i pedofilię oraz nakłanianie do aborcji dla byłego wikariusza Jacka S. z kościoła garnizonowego w Legionowie jest prawomocny. W minioną środę (3 czerwca) Sąd Najwyższy w Warszawie oddalił kasację obrony, ostatecznie uznając ją za bezzasadną.
10 lat więzienia, zakazy 15-letniego zbliżania się do 13 ofiar i dożywotni jakiejkolwiek pracy z dziećmi oraz blisko 90 tys. zł odszkodowania dla pokrzywdzonych za wielokrotne gwałt, pedofilię i molestowanie seksualne nieletnich oraz nakłanianie do aborcji i nielegalne posiadanie broni palnej – to prawomocny i ostateczny wyrok wymierzony 37-letniemu Jackowi S. W minioną środę (3 czerwca) warszawski Sąd Najwyższy (SN) oddalił kasację wniesioną przez obrońcę byłego już duchownego, mecenasa Michała Kelma na wcześniejsze wyroki stołecznych sądów 2 instancji, Sądu Okręgowego Warszawa-Praga (SOWP) z 19 marca 2014r. i Sądu Apelacyjnego (SA) z 10 października 2014r. Sędziowie prowadzący procesy zgodnie uznawali byłego duszpasterza winnym wszystkich 17 zarzucanych czynów, zagrożonych karą łącznie od 5 do nawet 15 lat więzienia. Z uwagi na dobro i ochronę skrzywdzonych dzieci procesy Jacka S. we wszystkich 3 instancjach toczyły się za zamkniętymi drzwiami. Jawne były tylko sentencje i ogólne ustne uzasadnienia wyroków.

Jak się bronił?

W kasacji wyroku do SN domagano się złagodzenia „rażąco surowej” kary dla Jacka S. Mecenas Michał Kelm, zajmujący się od ponad dekady problemem pedofilów w sutannach, usiłował w niej dowieść, że była chórzystka nigdy nie została zgwałcona przez jego klienta. Jak dotąd nie ustalono bowiem, aby nastolatka stawiała temu opór, a oskarżony „na siłę” go złamał.

Blisko 40 lat więzienia…

Warszawski SN odrzucając w zeszłym tygodniu kasację obrońcy byłego legionowskiego księdza, orzekł zarazem, że wielokrotnie dopuścił się on gwałtów na 14-letniej dziewczynce, łamiąc tym samym wystarczająco mocno stawiany przez nią opór. Biorąc pod uwagę, że w swej przeszło 5-letniej działalności przestępczej uprawiał seks z kilkoma innymi nastolatkami i wobec każdej z nich nie raz dopuścił się pedofilii kara 10 lat pozbawienia wolności jest i tak nad wyraz współmierna, a na pewno sprawiedliwa. Według SN, po zsumowaniu kar 2-3 lat więzienia, grożących za każde z w sumie 17 popełnionych przez Jacka S. przestępstw, przecież i tak siedziałby on za kratkami do blisko 80-tki. Były kapelan wojskowy przebywa w areszcie od przeszło 41 miesięcy. Ostateczny już obecnie wyrok 10 lat pozbawienia wolności, oznacza dla niego, że do odsiadki zostało mu 6,5 roku.

Listy „wsadziły” go za kratki

Przypomnijmy. Wobec młodego wikariusza Jacka z kościoła garnizonowego w Legionowie już w styczniu 2012r. zastosowano najdotkliwszy środek zapobiegawczy w postaci 3 miesięcy tymczasowego aresztu, w oparciu o mocne już wówczas wskazujące na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez niego przestępstwa dowody w postaci m. in. sms-ów i e-maili z jedną z chórzystek z parafialnych „Aniołków”. W trakcie ponad 1,5 rocznego śledztwa prokuratorzy aż 7-krotnie wnioskowali o przedłużenie 3-miesięcznego tymczasowego aresztu dla byłego księdza. Tylko z samej jego komórki już wtedy zabezpieczyli blisko 4 tomy akt prokuratorsko-sądowych.

Sutannę zamienił drelich

Kuria Polowa Wojska Polskiego (KP WP) zawiesiła Jacka S. w pełnieniu posługi kapłańskiej tuż po jego aresztowaniu. W maju 2013r. sam duchowny poprosił o przeniesienie do stanu świeckiego i tym samym przestał być księdzem. W podobnym czasie zwolniony też został z zawodowej służby wojskowej w ordynariacie polowym.

„Zapłacili” za aborcję

Wątek zmuszania byłej chórzystki z parafialnych „Aniołków” do nielegalnego przerwania ciąży wyłączono z tej sprawy jeszcze w 2013r. 3 lekarzy już wtedy usłyszało zarzuty wykonania na zlecenie księdza Jacka aborcji u 17-tki. Ginekolodzy, Sławomir M. i Marian P. przyznali się do winy i dobrowolnie poddali się karze. Uczestniczący w zabiegu anestezjolog, Tomasz M. twierdził zaś, że pomagał w przestępstwie nieświadomie.