Nadzwyczajna akcja ministra Szyszki. Leśnicy liczyli dziki, ile naliczyli?

lesnicy_03

Leśnicy podliczają dziki (fot. GP/sch)

 

Walka z afrykańskim pomorem świń (ASF) w Polsce dotarła do Legionowa. W dniach 14 i 15 października w powiecie legionowskim przeprowadzono ocenę wielkości pogłowia dzików.

Był to fragment ogólnopolskiej akcji wielkoobszarowej inwentaryzacji dzika zarządzonej przez ministra środowiska Jana Szyszkę. W skali kraju zaplanowano udział 30 tysięcy leśników i myśliwych wspomaganych przez dwa tysiące pracowników resortów rolnictwa i spraw wewnętrznych. „Chcemy zobaczyć, w jakiej liczbie, gdzie i w jaki sposób są one rozmieszczone” – powiedział minister i równocześnie zaznaczył, że „głównym wektorem przenoszenia choroby jest człowiek”.

Nadleśnictwo Jabłonna zaprosiło przedstawiciela Gazety Powiatowej do udziału w liczeniu dzików w naszej okolicy. Przed wyjściem w teren myśleliśmy, że naganka przemieszczając się przez ostępy leśne wypłoszy przyczajone tam osobniki – sarny, jelenie, łosie, dziki, zające i wszystkie inne, które przebiegną obok rachmistrzów zliczających ile wśród umykających było dzików i jakich. Życie zweryfikowało te oczekiwania.

 

Dzień pierwszy – Białobrzegi i Zegrze

Inwentaryzację rozpoczynamy w Białobrzegach. Na miejscu jest blisko 40 osób – pracownicy nadleśnictwa, myśliwi i personel zewnętrznej firmy współdziałającej z leśnikami. Grupą kieruje inżynier nadzoru Nadleśnictwa Jabłonna Andrzej Kos przy współpracy Mirosława Wróblewskiego, leśniczego z Białobrzegów. Są też odpowiadający za gospodarkę łowiecką na tym terenie przedstawiciele Wojskowego Koła Łowieckiego „Zgoda” pod wodzą prezesa Henryka Dąbkowskiego.

Na podstawie wyjściowej wzdłuż drogi Białobrzegi – Rynia ustawia się tyraliera naganiaczy z zadaniem przemarszu w kierunku wschodnim do odległej o półtora kilometra przecinki z zaznaczeniem, by przemieszczać się spokojnie, bez czynienia dodatkowego hałasu. Obserwatorzy zajmują stanowiska na trzech bokach umownego prostokąta i oczekują pojawienia się zwierzyny. Wszystkie oczy są skierowane na przesiekę skąpaną w jesiennym słońcu. Nadaremno. Spośród dorodnych sosen wyłania się zdezorientowany grzybiarz, a za nim równa linia naganki. Podsumowujemy raporty obserwatorów – zauważony jeden dzik oraz para tych zwierząt, która nie dotarła do rachmistrzów i skryła się w lesie. Przebiegło też kilka saren.

Gdzie te dziki

Przemieszczamy się w kierunku Beniaminowa i w identyczny sposób przeczesujemy kolejną połać starodrzewu w tym miejscu bujnie przerośniętego kilkumetrowymi krzakami. Zwierzęta mają tu warunki by spokojnie zaszyć się w ciągu dnia. Kolejne pędzenie sprowadza wszystkich na ziemię – zero. Na piaszczystym dukcie wprawne oczy leśników dostrzegają tropy trójki łosi, które przeszły tędy przed nami. Ale nic poza tym. Po sprawdzeniu, zgodnie z wytycznymi ministerstwa, około 10% powierzchni Nadleśnictwa Białobrzegi kończymy inwentaryzację i ekipa odjeżdża do Nadleśnictwa Zegrze w okolice miejscowości Szadki. Dwa pędzenia i znowu nic.

Dziś będzie lepiej

Nazajutrz gościmy w Leśnictwie Kąty Węgierskie, gdzie liczenie organizuje szef placówki Gerard Hoja. Przeczesujemy teren w trzech miejscach – najpierw w Lasach Nieporęckich, następnie dwukrotnie na Bukowcu, między Legionowem i Choszczówką. Leśników wspomaga Koło Łowieckie „Mewa” posiadające pomysłowe rozwiązanie logistyczne – własnej konstrukcji terenową przyczepę osobową. I tym razem dziki górą. Dzień jednak udany, bo zobaczyliśmy trochę przebiegających saren, klępę łosia i koziołka.

Czego się dowiedzieliśmy?

W leśnictwach Białobrzegi i Kąty Węgierskie naliczyliśmy 4 dziki, w Zegrzu żadnego. Koledzy pracujący równolegle na pozostałych obszarach mieli więcej szczęścia. Przez dwa dni w Nadleśnictwie Jabłonna naliczono łącznie 26 sztuk. Pamiętajmy wszak, że badaniem objęto jedną dziesiątą powierzchni lasów.

Leśnicy i myśliwi są przekonani, że o tej porze roku dziki są wypłoszone z lasów przez ludzi przyjeżdżających tu rekreacyjnie, głównie grzybiarzy. Dlatego stada gromadzą się raczej na polach, terenach bagiennych oraz w pobliżu siedzib ludzkich. A są to wszystko obszary nie będące w gestii nadleśnictw. Dowodem są wyniki polowań. Wspomniane KŁ „Mewa”, na terenach, gdzie zinwentaryzowano jednego dzika w ramach ministerialnej akcji, tylko w bieżącym roku ustrzeliło już ponad 90 tych zwierząt i do końca grudnia zamierza wykonać plan sięgający 130 sztuk. Podobnie w rejonie naszych działań poprzedniego dnia, tylko w ubiegłym roku myśliwi ze „Zgody” upolowali 152 dziki.

Para w gwizdek

Rodzi się pytanie o celowość tak wielkiej mobilizacji sił i środków dla uzyskania przybliżonego wyniku o wątpliwej wiarygodności statystycznej. Na jego podstawie ma być podejmowana decyzja o skali redukcji pogłowia dzika w kraju do poziomu 0,5 osobnika na kilometr kwadratowy, czyli jeden statystyczny dzik będzie przypadał na 200 hektarów lasu. Oznacza to zejście do poziomu uznawanego za zagrażający ciągłości gatunku. Niedoszacowany wynik inwentaryzacji jest korzystny dla zwierzyny, bo karny odstrzał będzie nieco mniejszy, lecz słaba to pociecha. Można odnieść wrażenie, że inwentaryzację przeprowadzono dla spokoju sumienia rządzących w celu uzasadnienia decyzji o drastycznym zmniejszeniu stada.