„Anaruk” Honorowego Obywatela Legionowa to fikcja. Czy Centkiewicz był w ogóle na Grenlandii?

anaruk

Ilustracja z pierwszego wydania Anaruka, fot. poznajgrenlandie.pl

Dwoje naukowców dowiodło, że napisana przez legionowianina Czesława Centkiewicza lektura szkolna „Anaruk” to zmyślona historia, a nie literatura faktu, jak do tej pory uważano. Zapytaliśmy autorów tych odkryć, kim był chłopiec z okładkowej fotografii książki oraz czy Centkiewicz w ogóle był na Grenlandii.

Kim był chłopiec z Grenlandii?

Będącą przez minione dekady obowiązkową lekturą szkolną książkę „Anaruk. Chłopiec z Grenlandii” przed drugą wojną światową napisał znany legionowianin Czesław Centkiewicz. Publikacja rodziła się na bazie przeżyć i wspomnień, których doznał Centkiewicz w czasie swych podróży po krajach polarnych. Podczas jednej z takich wypraw autor miał poznać 12-letniego Eskimosa o imieniu Anaruk i się z nim zaprzyjaźnić, a następnie opisać jego życie w książce zatytułowanej jego imieniem. Zdjęciem, które przez wiele lat zdobiło okładkę tego opowiadania , miała być fotografia roześmianej twarzy Anaruka.

Sraj to! To fikcja, nie reportaż

Dwójka Polaków, Agata Lubowicka z Instytutu Skandynawistyki Uniwersytetu Gdańskiego i Adam Jarniewski, autor bloga internetowego pt. Poznaj Grenlandię, po 2-letnim śledztwie odkryli, że napisana przez legionowianina lektura nie była opartym na faktach reportażem. Z ich ustaleń wyłania się całkiem inny obraz i kontekst tej książki. Po pierwsze, naukowcy twierdzą, że chłopiec nie mógł mieć na imię Anaruk, bo takie imię nie istnieje, a w języku grenlandzkim słowo to znaczy „sraj to”. Są również przekonani, że zdjęcia chłopca na pewno nie zrobił Czesław Centkiewicz i jest ono jedynie kadrem z duńskiego romansu dokumentalnego „Wyprawa po narzeczoną” z 1934r. Udowodnili także, że Centkiewicza w tamtym czasie na pewno nie było na Grenlandii.

 

 

 

Odnaleźli rodzinę Eskimosa ze zdjęcia

Naukowcom udało się dotrzeć do rodziny chłopca z fotografii. To Simeon Ferdinand Noa Umeerinneq Larsen, syn Thorvalda i Frederikke, który urodził się 25 lutego 1923r. w Pikiiddi. Osoba ta zginęła w lawinie w wieku 24 lat. – Nasz bohater umarł, zanim książka o Anaruku zdążyła zyskać swą ogromną popularność i szturmem wtargnąć do polskich szkół. Również nikt z rodziny nie wiedział, że młodzi czytelnicy w Polsce mają go za dobrego znajomego, a może nawet przyjaciela niejakiego Czesława Centkiewicza, który rzekomo obserwował życie jego rodziny i współmieszkańców – można przeczytać na blogu Adama Jarniewskiego.

Legionowskie wątki Centkiewicza

Czesław Centkiewicz od 2012r. jest honorowym obywatelem miasta Legionowa. W historii naszego miasta zapisał się głównie jako wszechstronny podróżnik i pisarz. Choć mieszkał w Warszawie, to większość swojego czasu spędzał w Legionowie. W latach 1934–1939 pracował w Obserwatorium Aerologicznym Państwowego Instytutu Meteorologicznego w Legionowie. Był autorem prac naukowych z zakresu radiometeorologii i elektrotechniki, zaś w latach 1932-1933 kierował pierwszą polską wyprawą polarną na Wyspę Niedźwiedzią. Zawód wykonywany przez Centkiewicza w Legionowie łączył się z wieloma podróżami zagranicznymi, zaś te wyprawy inspirowały go literacko. Jeszcze przed II wojną światową napisał on kilka książek w tym m. in. „Anaruk. Chłopiec Grenlandii”, „Biała foka”, czy też „Znowu na północy”.


Poprosiliśmy naukowców, którzy ujawnili, kim naprawdę był Anaruk z opowiadania Centkiewicza o komentarz.

Czy czujecie się oszukani, że historia o Anaruku okazała się fikcją?

Adam Jarniewski, od kilkunastu lat mieszka i pracuje jako nauczyciel na Grenlandii:

Ja osobiście nie czuję się oszukany, raczej trochę zniesmaczony, że do tej książki podchodzi się tak bezkrytycznie. Kiedy poczytasz w internecie wnioski i obserwacje dotyczące życia na Grenlandii, jakie dzieci mają po lekturze, opadają trochę ręce. Igloo, futra, harpuny. Grenlandia wyglądała inaczej już w latach 30., kiedy książka powstała. Większość ludzi mieszkała w domach, w Nuuk działało seminarium nauczycielskie, a od 1924 roku w Qullissat działała kopalnia węgla kamiennego. Błędnego wyobrażenia o życiu na wyspie nie kreuje jednak tylko Anaruk. Od kilkunastu lat śledzę to, co się pisze o tym kraju w Polsce, rzadko są to solidnie opracowane pozycje, są często pełne błędów. To przykre, tym bardziej że sami Polacy reagują bardzo żywiołowo, kiedy ktoś za granicą wspomni o polskich obozach koncentracyjnych oraz o tym, że Maria Curie pochodziła z Francji. Rzetelne podejście powinno chyba działać w obie strony.

Agata Lubowicka z Instytutu Skandynawistyki Uniwersytetu Gdańskiego:

Nie czuję się oszukana i nie rozpatruję tej sprawy w kategorii oszustwa. W pierwszej wersji książki z 1937r. jest wyjaśnione, że historię chłopca opowiedział Czesławowi Centkiewiczowi Norweg Fritz Øien. Wiemy, że chłopiec o imieniu Anaruk na pewno nie istniał, ale nie znaczy, że cała treść książki jest zupełnie zmyślona. Najprawdopodobniej jest to zlepek różnych opowieści składających się na historię dwunastoletniego chłopca, będących pretekstem do opowiedzenia czegoś więcej o kulturze Grenlandczyków. Dla mnie osobiście największy problem polega na tym, że w książce zostały wykorzystane zdjęcia przedstawiające zupełnie innych ludzi, których prawdziwa tożsamość nie została podana, stwarzając mylne wrażenie, że mamy do czynienia z postaciami z którymi Fritz Øien – bądź sam autor, jak zaczęto uważać w momencie gdy po wojnie usunięta została przedmowa z 1937 roku – mieli kontakt i że te zdjęcia zostały powielone w kolejnych wydaniach książki. Trudno jednoznacznie stwierdzić, kto za tę kreację odpowiada – nie wiemy na przykład, jaką rolę w powstawaniu książki odegrało wydawnictwo, czyli redaktorzy albo osoby odpowiedzialne za szatę graficzną.

Czy „Anaruk. Chłopiec z Grenlandii” Czesława Centkiewicza powinien być obowiązkową lekturą szkolną?

Adam Jarniewski: Jej czas już chyba minął, przecież już od pierwszego wydania mijała się z rzeczywistością. Gdyby jednak miała pozostać na liście lektur, wsparta powinna zostać współczesnymi źródłami, by mogła być użyta do przedstawienia rozwoju Grenlandii. Niezwykle ważne byłoby jednak wyjaśnienie kontekstu historycznego oraz tego, jak powstała. Może można by rozmawiać z dziećmi, co mogło się wydarzyć, a co jest zupełną fikcją. Tę słynną już scenę jedzenia mydła można by chyba w jakiś kreatywny sposób wykorzystać. Tak się składa, że jedna z moich córek jest w wieku Anaruka. Proszę mi wierzyć, że jej życie diametralnie różni się od tego przedstawionego w książce. Nie jestem do końca przekonany, że wszystkie polskie dzieci wyszły z takim przekonaniem z lekcji, na której przerabiały tę książkę. Podejrzewam, że już w latach sześćdziesiątych Grenlandia prześcigała Polskę w kwestii technologii, czy warunków życia. Kiedyś mój grenlandzki rówieśnik zaskoczył mnie mówiąc, że nigdy nie miał czarno-białego telewizora, kiedy to ja przez pierwsze dziesięć lat życia oglądałem kreskówki na starej dobrej Unitrze. Oczywiście bez koloru.

Agata Lubowicka: Według mnie „Anaruk. Chłopiec z Grenlandii” nie powinien być lekturą szkolną – zaznaczam jednak, że w roku szkolnym 2019-2020 książka nie figuruje już na liście lektur obowiązkowych dla klas I-III, przede wszystkim dlatego że już w czasach, kiedy powstała, czyli w roku 1937 przedstawiała nieaktualny obraz życia mieszkańców Grenlandii. Można by ją ewentualnie wykorzystać jako punkt wyjścia do rozmów z uczniami na temat współczesnej Grenlandii, w jakim stopniu różni się ona od obrazu zaprezentowanego przez Czesława Centkiewicza. Na stronie Adama Jarniewskiego można znaleźć bardzo wiele informacji na temat życia na Grenlandii – zdjęcia, filmy, materiały – z których dowiedzieć się można, że jest to nowoczesny kraj pod wieloma względami nie różniący się zbytnio od tego, co znamy w Polsce.

Czy według Waszych ustaleń Czesław Centkiewicz w ogóle był na Grenlandii i jakie są na to dowody?

Adam Jarniewski: Do 1945 roku nie był na pewno, potem bardzo wątpliwe. To czy był na wyspie po 1945r., czyli po wydaniu Anaruka wydaje się mieć w tym kontekście niewielkie znaczenie. Bo przecież skoro był, to chyba źle o nim świadczyło, że podpisał swoim nazwiskiem opis – książka ulegała zmianom, ale nie aż takim. Tak szczerze mówiąc bardzo chciałbym zobaczyć dowód na to, że Centkiewicz odwiedził kiedyś wyspę. Jestem ciekaw jego reakcji, zdziwienia, że życie wygląda zupełnie inaczej niż to, co opisał.

Agata Lubowicka: Zajmowałam się przede wszystkim twórczością Czesława Centkiewicza w okresie międzywojennym, czyli w czasach, kiedy powstał „Anaruk. Chłopiec z Grenlandii”. Z moich ustaleń na temat jego podróży wynika, że nie mógł on w tym czasie odwiedzić Grenlandii, choć podróżował w różne miejsca w Arktyce, był między innymi na Wyspie Niedźwiedziej jako kierownik pierwszej polskiej ekspedycji zorganizowanej w ramach II Międzynarodowego Roku Polarnego, odbył także ponowną podróż na Wyspę Niedźwiedzią i Spitsbergen w 1936 roku, a w 1937 roku spędził 3 miesiące na norweskim statku poławiaczy fok „Isfjell” na Morzu Białym. Zresztą gdyby sam był na Grenlandii, nie napisałby przecież w przedmowie do pierwszego wydania Anaruka, że powtarza w książce historie opowiedziane mu przez Fritza Øiena, a w charakterze ilustracji wykorzystałby własne zdjęcia, a nie fotosy z filmów fabularnych czy zdjęcia przedstawiające np. Innuitów z Alaski, a nie Grenlandczyków. Nie mogę natomiast wykluczyć, że Czesław Centkiewicz odwiedził Grenlandię po wojnie, choć nie znalazłam na ten temat żadnych świadectw. Zaznaczam jednak, że badałam przede wszystkim międzywojenny kontekst powstania jego utworu.