„Bezduszny” ekonomista zakochany w historii Wieliszewa

52045c6d03fe5.jpg

Krzysztof Klimaszewski, z wykształcenia ekonomista, z zamiłowania historyk, w ciągu tygodnia – główny księgowy w Polskim Radiu, wieczorami i w weekendy: stały bywalec archiwów historycznych. Pomimo że nie jest rodowitym Weliszewianinem, sercem tak się czuje. Nie jest także profesjonalnym historykiem, ale pasji i uporu, z jakimi od co najmniej 7 lat odkrywa historię Wieliszewa, mógłby mu pozazdrościć nie jeden wykształcony badacz historii.

Jego osobiste, częstokroć bardzo trudne i żmudne, poszukiwania materiałów źródłowych i wielogodzinna lektura archiwaliów, zaowocowały póki co dwoma publikacjami o dziejach Wieliszewa. Pierwszą książkę „Kościół w Wieliszewie – historia parafii”, udało mu się opublikować przy współpracy ks. proboszcza Grzegorza Kucharskiego z parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Wieliszewie i przy udziale lokalnego UG. Drugą pozycję „Eskadry nad Poniatowem”, we wrześniu br., wydało Wydawnictwo Stratus i można ją nabyć, głównie w sklepach internetowych. Z Krzysztofem Klimaszewskim rozmawiamy o jego publikacjach, a także o kulisach ich  tworzenia.

Historią Wieliszewa zaraził się Pan, jak trudną do uleczenia chorobą przewlekłą. Nawet dla tak bezdusznego ekonomisty, jakim się Pan sam nazywa, jest ona na tyle wciągająca, że potrafi uzależnić. Skąd główny księgowy z dużej warszawskiej korporacji złapał takiego bakcyla?
Dość spontanicznie… Wzięła mnie „pod włos” nauczycielka mojego syna. Bowiem, chcąc zainteresować uczniów lokalną historią, poprosiła ich o opisanie historii kościoła, do którego z reguły chadzają. Syn, chyba na późniejsze szczęście dla mnie, odmówił. Wobec czego na najbliższym zebraniu szkolnym, zostałem zobowiązany przez nią do zmotywowania syna do podjęcia wyzwania. Tak go zmotywowałem, że nawet obiecałem mu swoją pomoc w napisaniu tej pracy. I tak się zaczęła, trwająca do dziś, moja wielka przygoda z historią Wieliszewa.

Dzięki charyzmie nauczycielki, po wypracowaniu syna, napisał Pan odkrywczą książkę „Kościół w Wieliszewie – historia parafii”?

Można tak to ująć. Szukając materiałów źródłowych do szkolnego wypracowania, na allegro natrafiłem na publikację ks. prof. Michała Grzybowskiego o historii diecezji płockiej, napisaną na podstawie akt wizytacji parafii diecezji płockiej, w tym również Wieliszewa, przeprowadzonej w 1775r. Następnie podjąłem kroki, w celu skontaktowania się z autorem książki, aby u źródła dowiedzieć się jeszcze więcej. Ksiądz profesor okazał się bardzo życzliwym i przekazał mi mnóstwo cennych wskazówek, w tym najważniejszą, iż w archiwum diecezji płockiej są liczne materiały źródłowe o Wieliszewie, począwszy nawet od XIV w. Wtedy też „zaiskrzyło” i coraz więcej czasu poświęcałem zgłębianiu tamtejszych archiwaliów, czego wynikiem jest moja pierwsza, wcześniej wspomniana przez Panią książka.

„Eskadry nad Poniatowem” to Pana najnowsza publikacja, upamiętniająca lotnisko w Poniatowie oraz pilotów, którzy w pierwszych dniach II wojny światowej, z kawałka folwarcznego pola bronili polskiego nieba nad Warszawą. Długo Pan zbierał materiały do tej pozycji?
Z tą publikacją było mi o wiele łatwiej, ponieważ większość materiałów źródłowych otrzymałem z londyńskiego muzeum im. Sikorskiego, w którym polscy lotnicy zostawili swoje wspomnienia. Również pomocną dłoń wyciągnęło wielu pasjonatów lotnictwa. Zebrane materiały uzupełniłem o relacje do dziś żyjących mieszkańców Poniatowa – obecnie okolic Skrzeszewa oraz o materiały otrzymane od rodzin pilotów. Wiele też rozmawiałem z potomkami rodziny Grocholskich, która była kiedyś właścicielem folwarku w Poniatowie.

„Eskadry nad Poniatowem” to m.in. wspomnienia pilotów o kilkudniowej historii lotniska polowego w Poniatowie i o pierwszych dniach napaści hitlerowskiej na Polskę. O czym jeszcze możemy przeczytać?
Wiele miejsca poświęcam wybitnym dowódcom eskadr myśliwskich, przebywających na lotnisku polowym w Poniatowie. Ich historie są ogromnie przejmujące. Dowódca eskadry krakowskiej 123 Eskadry Myśliwskiej – kpt. pil. Mieczysław Olszewski zginął w pierwszym dniu wojny, zestrzelony nad Stanisławowem, w pobliżu obecnego CSP. Ta historia na tyle mnie ujęła, że zdobyłem jego akt urodzenia i zgonu, żeby dokładnie prześledzić losy tego lotnika. Inną niezmiernie ważną sylwetką jest postać generała Aleksandra Gabszewicza, który nad Poniatowem przeszedł swój chrzest bojowy i też w pierwszym dniu wojny został zestrzelony. Przeżył i następnie walczył we Francji, a później w Anglii. Po swojej śmierci, chciał aby jego prochy zostały rozsypane nad Dęblinem, gdzie się uczył pilotażu i właśnie nad Poniatowem, gdzie wspólnie z przyjaciółmi pilotami bronili ojczyzny przed Niemcami w pierwszych dniach kampanii wrześniowej w 1939r. Z kolei, kapitan Hieronim Dudwał, w Poniatowie zostawił swój uszkodzony w wyniku ostrzelania samolot, który Niemcy potraktowali jako swoje trofeum wojenne i często fotografowali się przy nim. W „Eskadrach nad Poniatowem” zamieszczam właśnie te fotografie.

Podczas 7-letnich poszukiwań historii Wieliszewa, znalazł Pan wiele dokumentów, wskazujących, że jego dzieje i najbliższej okolicy są bardzo długie i bardzo mocno wpisują się w dzieje Polski. Pierwsza pisana wzmianka o Wieliszewie pochodzi z 1254r., a o Skrzeszewie z 1155r. Czy ma Pan jakieś marzenia odnośnie kolejnych publikacji?
Marzą mi się dwa tematyczne obrazy o Wieliszewie. Jeden pod roboczym tytułem „Wieliszew militarnie”, w którym opisałbym lokalną historię przez pryzmat aspektów militarnych. Mało kto wie, ile frontów przeszło przez Wieliszew, i ile bitew rozegrało się w jego najbliższym sąsiedztwie, począwszy od XI w. Drugi temat, który wyszedł mi przy okazji opisywania historii lokalnej parafii, to „Wieliszew świecko”. Tutaj poruszyłbym kwestię stosunków własnościowych na ziemiach majątków wieliszewskich na przestrzeni wieków, aż do momentu powojennego utworzenia PGR-u w Wieliszewie. Materiały są przeze mnie rozpoznane, bowiem wiedzę, którą prezentuję w książkach, zawsze potwierdzam w oryginalnych materiałach źródłowych. Najdroższy jest dostęp do materiałów starych, pisanych starą łaciną, wymagającą drogiego, specjalistycznego tłumaczenia. Chylę czoła przed UG Wieliszew, który płaci za te tłumaczenia i pomaga mi, gdy potrzebuję większej ilości drogich skanów. Również dużą część wydatków pokrywam sam, ponieważ kupując na portalach internetowych nie udaje się uzyskać faktur od sprzedających, za które zapłaciłby UG. Dlatego też z czystym sumieniem odpowiadam na często zadawane pytanie, ile za to zarabiam pisząc artykuły w „Gazecie Wieliszewskiej”, czy też wspomniane książki? Robię to z czystej pasji i potrzeby samorealizacji, a nie dla pieniędzy.

Czy Pana pasja nie zabiera zbyt dużo czasu? Trudno to chyba pogodzić z pracą zawodową…
Wolne chwile spędzam w różnych archiwach, czy też czytając różne publikacje, oczywiście w większości historyczne, z których mogę poszerzyć swoją wiedzę. Czasami dostaję materiały do domu, dzięki pomocy zaprzyjaźnionych regionalistów, którzy przy okazji swoich badań, odkrywają materiały o Wieliszewie. To taka nasza solidarność historyczno-regionalna. Niestety mam też porażki. Przykro mi, że nie zaraziłem nikogo przez te 7 lat prac badawczych swoją pasją. Z zazdrością patrzę na Legionowo i Nieporęt, gdzie działają towarzystwa miłośników historii. Cierpię, że nie udało mi się podzielić swojej pasji z żadnym człowiekiem. Razem, na pewno  byłoby nam lżej i byśmy mieli więcej wolnego czasu…

Czy główny księgowy z Polskiego Radia zgłębiający lokalną historię, ma jeszcze jakieś inne zainteresowania?
O tak, mam jeszcze wiele zainteresowań poza zawodowych, acz naprawdę jest krucho z czasem na ich realizację. Jedną z moich pasji jest ogród, w którym doskonale się odprężam, a wykonywanie prac ogrodniczych odstresowuje i pozwala zapomnieć o problemach zawodowych. Również podczas odkrywania historii Wieliszewa, poczułem w sobie zew własnych korzeni rodzinnych. Przez 2 lata prowadziłem badania genealogiczne i doszedłem w badaniu źródeł archiwalnych swoich przodków aż do 1742r. I do swoich opisanych przodków – Kacpra i Konstancji Klimaszewskich, którzy mieszkali w miejscowości Klimasze, położonej koło Zambrowa, na Podlasiu. Syn ich Tomasz przeniósł się w 1808 r. do miejscowości swojej wybranki serca, z którą w tym samym roku założył rodzinę i doczekali się wielodzietnego potomstwa, a do dzisiaj mieszkają tam moi rodzice. Na koniec chciałbym zachęcić wszystkich do zgłębiania historii naszym małych ojczyzn, bo tego nie uczą w szkołach, a warto wiedzieć jak żyli nasi pradziadowie. Bo cytując, ostatnio często wspominanego przy okazji święta Odzyskania Niepodległości, marszałka Piłsudskiego „Naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”.

Rozmawiała Magdalena Siebierska