Bohater czwartej Rozmowy o słowach w legionowskim MOK-u, Mariusz Kraszan Kraszewski, przybył wyposażony w Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu oraz przekonanie, że ogłoszona przez niego teza o śmierci literatury będzie tylko widowiskowym pretekstem do rozważań o głębokim sensie pisania i czytania. Stało się jednak inaczej.
Wszyscy uczestnicy spotkania temat śmierci pisarstwa podchwycili tak ochoczo, że jeden z nich, wyśmienity dziennikarz, opuścił je oburzony uprawianym tu pustosłowiem.
Mariusz Kraszewski pisze od dawna, pomimo niezbyt podeszłego wieku. Wydał dotychczas dwie książki: „Żal” (1997) i „Żaluzje” (2003). Jeden z uczestników spotkania, przygotowany solidnie do dyskusji, odczytał cytaty z wymienionych publikacji, chwaląc Kraszana za poetyckość stylu i niebanalne kojarzenie słów. Kraszan, mimo pochwał, obstawał przy zdaniu, że brak obecnie szerokiego oddziaływania literatury na ważne procesy społeczne, jak to miało miejsce od końca XVIII do początku XX wieku; literaci nie prowokują dziś rewolucyjnych zmian, nie zmieniają powszechnej świadomości mas. A ten wpływ pisania na świat nieprzedstawiony uważa właśnie Kraszan za właściwą misję tego, co nazywamy literaturą.
Oponował przeciw temu podejściu Robert Żebrowski, uznając, że korpus literackiego dzieła już napisanego jest tak bogaty, różnorodny i artystycznie istotny, że gdyby nawet od dziś nic nie napisano, i tak literatura – jako zbiór skończony – będzie zawsze czytana i odnoszona przez czytelników do ich własnego człowieczego losu.
Po dyskusji Kraszan odczytał swój najnowszy tekst – świadectwo. Był to opis wrażeń uczestnika Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, notatka ze stanu ducha, psychiki i ciała człowieka wrzuconego na własne życzenie w ekstremalną, samotną podróż pieszą po wsiach, lasach i zaułkach okolic Serocka w przedwielkanocną noc 2016 roku. Uzasadnieniem tekstu była leżąca obok Biblia. W świecie przedstawionym przez autora fruwał uwznioślający „pierzasty” i pełzał kuszący „kudłaty”, a niebanalne dylematy dotkniętego przez Chrystusa człowieka kłębiły się w niedoskonałych strukturach mózgu służących nie tylko Absolutowi, ale i wyczerpanemu ciału. Dualizmy oglądów ciała i psychiki oraz psychiki i ducha nakładały się na siebie w tej opowieści tworząc przekaz niemal liryczny, jeśli by sięgnąć do źródeł literackich podziałów. Ale Kraszan poezji nie uznaje.
Po raz pierwszy Rozmowa o słowach była zaiste rozmową – prezentacją różnych racji i poglądów, ścieraniem się odmiennych opcji ideowych i teoretycznych. Tezą o śmierci literatury Kraszan sprowokował jak zwykle nieliczną, ale elitarną publiczność do sporu.
Konkluzja? Konająca literatura okazuje się obiektem gorącego sporu. Indywidualne świadectwo czytelnika Biblii uzyskuje poklask. Wszyscy domagają się od Kraszana, żeby pisał. Być może, patrząc od kuchni, tak zawsze rodziła się literatura, głosząc ustami literatów, że umarła.
Jest oczywiście w tym wszystkim jakiś wyczuwalny podstęp – pozostaje tylko odkryć, czy to podstęp „pierzastego” czy „kudłatego”.
MOK