Areną dramatycznych zdarzeń stała się niedawno Beniaminówka – niewielka rzeczka leniwie tocząca swe wody wśród mazowieckich pól i lasów przez powiaty wołomiński i legionowski, przecinając po drodze Radzymin oraz ruchliwe drogi i linię kolejową Legionowo – Tłuszcz.
Alarm nadszedł z Księżycowej
30 stycznia strażacy otrzymali powiadomienie o zanieczyszczeniu Beniaminówki w Radzyminie nieopodal ulicy Księżycowej. W rzece stwierdzono pokaźne ilości substancji ropopochodnej i niezwłocznie przystąpiono do akcji ratowniczej. Skażenie okazało się na tyle poważne, iż do pięciu zastępów lokalnej straży pożarnej uwijających się w terenie wezwano dodatkowo specjalistyczną jednostkę ratownictwa chemicznego z Warszawy. Powiadomiono też Ochotniczą Straż Pożarną w Wólce Radzymińskiej i zawodową z Legionowa, by włączyły się do likwidacji skażenia w naszym powiecie.
Ratownicy w akcji
W trakcie dwudniowych działań ustawiono sześć zapór w korycie Beniaminówki na odcinku od Radzymina do wsi Łąki oraz kolejne dwie w Wólce Radzymińskiej: jedną we wsi i przy moście kolejowym. Opowiada Mariusz Rasiński, sołtys Beniaminowa, który jako członek OSP walczył dzień i noc, by trująca substancja nie dotarła do Kanału Królewskiego i Jeziora Zegrzyńskiego. – Zatrucie nastąpiło w Radzyminie, powyżej oczyszczalni ścieków. Pomimo wyłapywania groźnej substancji w wielu miejscach w Radzyminie, zanieczyszczenie przedostało się do Beniaminowa i nawet jeszcze dalej w dół rzeki. Stawiając zapory w Wólce Radzymińskiej zdawaliśmy sobie sprawę, że do ujścia Beniaminówki do Kanału pozostało mniej niż dwa kilometry. 31 stycznia niebezpieczeństwo udało się zażegnać. Ponowny alarm w dniu siódmego marca był wywołany podniesieniem się poziomu wody w rzece i zmyciem zanieczyszczeń, które osadziły się na brzegach w styczniu. Tym razem skala zagrożenia była znacznie mniejsza i szybko opanowaliśmy sytuację – relacjonuje Mariusz Rasiński.
Pora na inspektorów
Błyskawicznie zareagował Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie i jego delegatura w Mińsku Mazowieckim. Zbadano próbki pobrane w dniu zdarzenia z Beniaminówki i ustalono, że substancją, która skaziła rzekę, był olej napędowy. Łącznie usunięto pięć i pół tony zanieczyszczeń oznaczonych jako „uwodnione odpady ciekłe zawierające substancje niebezpieczne”. Do tego dochodzi tona użytych przez ratowników sorbentów, w tym słoma i rękawy sorbcyjne, które wymagają specjalistycznej, odpłatnej utylizacji, podobnie, jak zebrana ciecz.
Jest sprawca
Ustalono sprawcę. Jest nim średniej wielkości prywatna firma transportowa. Wdrożono procedurę administracyjną w celu ukarania winnego za złamanie postanowień ustawy o odpadach. Zakładowi grozi kara od tysiąca do miliona złotych. Ponadto do starosty wołomińskiego trafi wniosek o zmianę pozwolenia wodno-prawnego przedsiębiorstwa, aby nakazać mu zmiany organizacyjno-techniczne, które zapobiegną podobnemu zdarzeniu w przyszłości.
Koszty
Nikt nie policzył w złotówkach, ile kosztowała nas czyjaś niefrasobliwość. Zastanówmy się: osiem zastępów strażackich przez dwa dni, zużyte środki i materiały, utylizacja zabezpieczonych substancji trujących plus niewymierne straty środowiskowe. W sumie prawdopodobnie setki tysięcy, jak nie miliony złotych.
Katastrofa była blisko
Pytanie, które ciśnie się jako pierwsze, czy była to głupota czy celowe działanie. Nie trzeba wybujałej fantazji, by wyobrazić sobie skutki zatrucia pięcioma tonami ropy tak popularnego wśród wędkarzy łowiska, jakim jest Kanał Królewski w Nieporęcie przy ujściu Beniaminówki, nie wspominając o konsekwencjach dla środowiska, w którym występują bobry, kuny i łasice oraz liczne ptactwo wodne z kaczkami i łabędziami na czele, którym towarzyszą mewy, kormorany, rybołowy, czaple, a nawet żurawie. Tylko pomyśleć, że pięćset metrów dalej zaczynają się szerokie wody Zalewu Zegrzyńskiego i rozciągają się piaszczyste plaże…