Przez ostatnie lata mieszkańcy powiatu legionowskiego byli szantażowani przez dziki, które opuszczały tereny leśne i przychodziły do siedzib ludzkich. Powiększające się wciąż stada niszczyły trawniki i wchodziły na ulice. Jednak dopiero ultimatum, które postawiono kołom łowieckim i groźba rozwiązania umowy dzierżawy spowodowała, że sytuacja w ciągu miesiąca uległa poprawie.
Determinacja mieszkańców doprowadziła do kolejnego już zebrania na temat dzików w Starostwie Powiatowym w Legionowie. Przez ostatnie 2 miesiące w Legionowie Straż Miejska interweniowała 41 razy w godzinach od 7 do 23. W tym roku komendant SM Ryszard Gawkowski miał 108 wezwań do dzików. Służby były bezradne. Zenon Chojnacki, koordynator ds. łowiectwa w starostwie twierdzi, że liczba zgłoszeń przekraczała czasem 2,3 przypadki w ciągu doby. Mieszkańcy atakowali starostę i koordynatora. – To nie jest szeryf. Przepisy nie dają mu żadnych kompetencji – tłumaczył rolę koordynatora starosta Jan Grabiec. W praktyce jednak zamiast ograniczać się do odbierania telefonów, stał się całodobową strażą. – Telefonem zaufania – jak nazwało go żartobliwie nieprzychylnie nastawione koło łowieckie.
Dał im miesiąc
W minionym roku konflikty w gminie Jabłonna spowodowały, że koordynator otrzymał zakaz wstępu na tereny gminy, która zatrudniła firmę 5 Kolorów. Jednak skargi mieszkańców spowodowały, że wszystkie strony zasiadły w końcu do jednego stołu. W wyniku rozmów na ulicy Listopadowej powstała odłownia. Mimo że wchodziły do niej dziki, żaden z nich nie został odłowiony. Powodem był protest koła łowieckiego Sęp. Kiedy konflikt się zaostrzył na spotkaniu 24 września starosta Jan Grabiec zwrócił się do przedstawicieli koła z ultimatum. Dał im miesiąc na rozwiązanie problemu. Po tym terminie miał podpisać decyzję o odstrzale redukcyjnym.
Pośpieszny odstrzał
Regionalne Lasy Państwowe dzierżawią teren kołom łowieckim, których zadaniem jest prowadzenie gospodarki łowieckiej. Starosta może posiłkować się przepisami o zachowaniu bezpieczeństwa w gminach, zagrożeniem życia i wydać decyzje o odstrzale. Jak zapewnia Jan Grabiec, starostwo jest przygotowane na taki scenariusz. Pod koniec minionego miesiąca Koło Łowieckie Mewa pozyskało 35 sztuk dzików. Koło Sęp 46 sztuk (z tego 10 szt. w okolicy ul. Parkowej i Listopadowej). Plan łowiecki zakładał w tym roku 80 sztuk do odstrzału dla każdego z tych kół.
Mniej zgłoszeń
Na spotkaniu 31 października Ryszard Gawkowski potwierdził, że przez ostatni miesiąc po działaniach myśliwych w Legionowie dziki przestały nękać mieszkańców. Podczas 3 tygodni było jedynie 8 zgłoszeń. – Pojedynczy dzik pojawiał się codziennie około godziny 22 pod komendą, jakby musiał się meldować – żartował Ryszard Gawkowski. UML również dotrzymał słowa i organizuje akcję promującą zbiórkę żołędzi. „Dzikie poruszenie”, bo tak nazwano tę akcję, odbędzie się 9 listopada. Akcje zbierania żołędzi będą przeprowadzane też w Jabłonnie.
W Jabłonnie gorzej
– Nie możemy powiedzieć, że problem został rozwiązany – ostrzegał Hubert Macioch. Dziki nadal przebywają na terenach gminy Jabłonna. Wprawdzie stada zostały przetrzebione, ale zwierzęta nadal odwiedzają obszar między ulicą Kisielewskiego, Okólną i Partyzantów. Przedstawiciele KŁ Sęp, zwrócili uwagę, że warto porozmawiać z KŁ Mewa. Do nich należą dziki, które codziennie odwiedzają ulicę Szkolną i Słoneczną Polanę.
Dziki dużo kosztują Jabłonnę
Spotkanie z pozostałymi kołami łowieckimi starosta zaplanował na następny tydzień. Sytuacja ma być nadal monitorowana. Urząd Gminy Jabłonna nie zamierza rezygnować ze współpracy z dodatkową firmą. Współpraca z firmą 5kolorów, zakup karmy i odstraszaczy kosztował gminę w tym roku 25 772 zł. Uczestników spotkania zastanawia zasadność tych wydatków. Okazało się bowiem, że wystarczy szybszy odstrzał. Według starosty na wiosnę zajdzie konieczność ponownego badania przyrostów w stadach i zwiększenia planu odstrzałów. Dodatkowym argumentem do odstrzałów redukcyjnych są też szkody na wałach przeciwpowodziowych.
Iwona Wymazał