Wieliszew. Frekwencyjna klęska wieliszewskiego referendum

referendum

Referendum w gm. Wieliszew (fot. GP/jj)

Niestety frekwencja w referendum lokalnym w gminie Wieliszew była za niska. Wójt dziękuje tym, którzy poszli głosować, ale teraz pora znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się stało?
Lokale referendalne w gminie Wieliszew były czynne od 7:00 do 21:00 i do ostatniej chwili pojawiali się w nich mieszkańcy. Niestety ostatecznie zgłosiło się tam tylko 25% uprawnionych do głosowania. Niestety, bo organizacja referendum to wysiłek wielu osób i wydatki. W momencie kiedy jest ono nieważne, pojawią się kolejne głosy o tym, że były to niepotrzebne nakłady.

Większość na „NIE”

Jednak wśród tych, którzy przyszli do urn, aż 95% powiedziało NIE dla przyłączenia do Warszawy. Chociaż formalnie ten wynik nie jest wiążący, to i tak wiele mówi o nastawieniu mieszkańców do kwestii podległości względem stolicy. Tego samego dnia w innych miejscowościach odbywały się jeszcze dwa referenda w tej sprawie. Zarówno mieszkańcy Ożarowa Mazowieckiego jak i Podkowy Leśnej poszli znacznie liczniej do urn wyrazić swoją opinię. W Ożarowie w plebiscycie udział wzięło 36% wyborców, z czego 95,6% powiedziało NIE hegemoni Warszawy. W Podkowie Leśnej wynik robi jeszcze większe wrażenie. Frekwencja wyniosła tam 42%, a przeciwników metropolii w kształcie do niedawna proponowanym przez PiS było aż 98,3%.

 

Wdzięczny wójt

Wójt gminy Wieliszew Paweł Kownacki twierdzi, że w obecnej sytuacji frekwencja uzyskana w referendum nie jest wcale taka zła i jest wdzięczny tym mieszkańcom, którzy jednak poszli zagłosować. – Po pierwsze chciałbym serdecznie podziękować 2594 osobom, bo właśnie tyle zostało oddanych poprawienie głosów. I chociaż nie udało nam się uzyskać wymaganych 30 % to, jak dla mnie, wobec wycofania projektu po ogłoszeniu referendum to wynik 25% jest całkiem rozsądny – stwierdza Paweł Kownacki. Wójt podkreśla też niskie koszty całego przedsięwzięcia i obiektywną kampanię, której celem było zachęcić mieszkańców do głosowania, a nie wskazywać im jedynej słusznej drogi. – Cała kampania referendalna była wyważona, nie graliśmy na emocjach, a zaoferowaliśmy wszystkim mieszkańcom spotkania informacyjne oraz debatę główną, tym samym skupiliśmy się na merytorycznym aspekcie problemu. Nie ponieśliśmy również zbyt dużych kosztów na kampanię, posłużono się środkami promocji święta gminy i gminną gazetą, nie agitowaliśmy za żadną opcją tylko pokornie czekaliśmy na wolę ludzi – wyjaśnia Paweł Kownacki. Owszem koszty na poziomie deklarowanych 15 000 nie są zbyt wysokie, jednak sama kampania nie okazała się skuteczna. Może nie trzeba było tylko czekać na wolę mieszkańców, a silniej ich motywować. Wójt przyznaje, że to referendum trzeba traktować jako lekcję demokracji. – To referendum wyraźnie pokazuje, że tak naprawdę jako gmina uczymy się demokracji, przecież to właśnie referendum jest środkiem, dzięki któremu rządzący mogą zobaczyć, jaki obrać kierunek w ważnych dla danej społeczności sprawach. Mam zatem nadzieję, że to pierwsze referendum dotyczące Naszej Gminy będzie impulsem dla mieszkańców do wyrażania swojej opinii – podsumowuje Paweł Kownacki.

PiS też zadowolony

O ocenę tej sytuacji poprosiliśmy także Stefana Traczyka, obecnie Nadleśniczego w Nadleśnictwie Jabłonna. Przez wiele lat sam pełnił rolę wójta w jednej z gmin województwa mazowieckiego i nie ukrywa swoich związków z PiS. – Uważam, że ludzie zachowali się rozsądnie. Moim zdaniem organizacja referendum w tej chwili ma charakter politycznego podgrzewania atmosfery i przygotowania terenu pod przyszłoroczne wybory samorządowe. Na tym etapie można było zrobić konsultacje społeczne za 1000 zł i efekt informacyjny byłby ten sam. Uważam, że samorząd jest bardzo ważny, i dobrze żeby ludzie się wypowiadali, ale nie może być tak, że z publicznych pieniędzy finansuje się przyszłoroczną kampanię. To referendum miało sens, kiedy projekt ustawy był w Sejmie – mówi nadleśniczy Stefan Traczyk.