Legionowo. Czy grozi nam drugi Londyn? Słabe zabezpieczenia przeciwpożarowe

pożar telewizora1

W spółdzielczym bloku przy ulicy W. Broniewskiego zapalił się telewizor, fot. KP PSP w Legionowie.

 

Żaden z legionowskich spółdzielczych wieżowców nie posiada sprawnego zabezpieczenia na wypadek pożaru. Chodzi tu głównie o tzw. nawodniony pion, czyli przeciwpożarową instalację wodociągową, dzięki której strażacy uzyskują bezpośredni dostęp do wody na każdym z pięter.

 

Wszystkie spółdzielcze wieżowce wbrew obecnie obowiązującym przepisom przeciwpożarowym, zamiast tzw. mokrych pionów (instalacje składające się z rur stale wypełnionych wodą) wyposażone są w te suche (puste rury, które napełniane są dopiero w trakcie wystąpienia pożaru). Gdy w takim wysokim bloku dochodzi do pożaru, do tych hydrantów – oczywiście pod warunkiem, że mają one specjalne końcówki – strażacy podłączają swoje węże gaśnicze. Sęk w tym, że zarówno w przeszłości, jak i obecnie strażacy z tych suchych pionów raczej nie korzystali i obecnie też raczej nie korzystają. Powodem są m. in. nagminne kradzieże osprzętu, ich regularna dewastacja, czy też zabudowanie dostępu do tych hydrantów przez spółdzielczych lokatorów. – Sąsiedzi poszerzyli sobie przedpokoje kosztem klatek schodowych i teraz te hydranty są zamknięte u nich w domach – mówi nam legionowianka ze stojącego przy ulicy Husarskiej spółdzielczego wieżowca nr 117. Tego typu utrudnienia przeciwpożarowe realnie istniejące w Legionowie i odnoszące się nie tylko do wyrosłych w minionym wieku spółdzielczych bloków potwierdza także i st. bryg. Arkadiusz Pich z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej (KP PSP) w Legionowie. – Pomieszczenia, w których znajdują się zawory suchych pionów, na co drugiej kondygnacji, licząc od najwyższego półpiętra adaptowane zostały na potrzeby komórek lokatorskich. Drzwi tych pomieszczeń są zamknięte na klucze, które są w wyłącznym posiadaniu najemców poszczególnych komórek. Brak jest możliwości ich natychmiastowego użycia przez jednostki straży pożarnej. Pomieszczenia, w których znajdują się zawory suchych pionów niestanowiące komórek lokatorskich współdzielone są ze zsypami. Drzwi do wyżej wymienionych pomieszczeń są zamykane na klucz przez lokatorów, zestaw zapasowych kluczy do tych pomieszczeń jest w posiadaniu gospodarza domu – opisuje niedogodności. – Nasady suchych pionów do podłączania samochodów gaśniczych znajdują się na zewnątrz budynku. Z uwagi na wykonaną termomodernizację budynku, użycie nasad przez staż pożarną zostało uniemożliwione. Lico ocieplonej ściany zostało wysunięte poza nasadę i nie pozostawiono miejsca na dogodne podłączenie węży pożarniczych, w tym możliwości użycia kluczy – tak wiceszef legionowskich strażaków wylicza kolejne uchybienia w remontach bloków.

 

To kosztuje!

Strażacy od kilku lat wskazują na konieczność wymiany istniejących w spółdzielczych wieżowcach suchych pionów na te mokre. – W czasie gdy powstawały spółdzielcze budynki, zostały dla nich spełnione wszystkie wymagane ówcześnie normy i wymogi, w tym także te dotyczące ochrony przeciwpożarowej. Wszystkie otrzymały pozwolenie na budowę, potem pozwolenie na użytkowanie, w tym dopuszczenie przez straż pożarną – mówi Agnieszka Borkowska, wiceszefowa zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko-Własnościowej (SMLW) w Legionowie. Rzeczywiście, zmiana przepisów przeciwpożarowych w tym względzie nastąpiła dopiero nieco ponad 10 lat temu i dotknęła wszystkie „peerelowskie” wieżowce i wszystkie administrujące takimi blokami polskie spółdzielnie, nie tylko tę legionowską. Przeciwpożarowa modernizacja wysokich budynków kosztowałaby fortunę. – Przepisy się zmieniły i dostosowanie budynków do obecnych wymagań to ogromny koszt finansowy. Zmiany przepisów objęły też spółdzielczość i nie ma innej możliwości sfinansowania tych prac innej, niż pokrycie ich przez mieszkańców. Koszty są tak poważne, że mieszkańcy budynku nie są w stanie ich udźwignąć – tłumaczy Agnieszka Borkowska z legionowskiej spółdzielni. Według szacunków kompleksowa wymiana pionów „suchych” na „mokre” w jednej klatce wieżowca może wynieść nawet 200 tys. zł. Dodatkowo bieżąca konserwacja tych urządzeń oraz utrzymanie ich w ciągłej sprawności technicznej także do najtańszych nie należą.

Brak wyłączników przeciwpożarowych prądu

Przepisy przeciwpożarowe, obecnie obowiązujące w kraju mówią, że w praktyce wszystkie bloki, w tym również i te niskie, powinny zostać wyposażone w wyłączniki przeciwpożarowe prądu. Jednak wiele legionowskich bloków, nie tylko tych spółdzielczych takich zabezpieczeń niestety nie posiada. – Obiekty wybudowane w latach 90-tych ubiegłego wieku i wcześniejszych, nie są wyposażone w wyłączniki przeciwpożarowe prądu – ujawnia st. bryg. Arkadiusz Pich z legionowskiej strażnicy. Brak przeciwpożarowych wyłączników prądu umieszczonych w pobliżu głównych wejść do budynków nie pozwala na szybkie odłączenie zasilania instalacji elektrycznej w przypadku powstania pożaru lub innego zagrożenia i może opóźnić pojęcie działań lub spowodować ich prowadzenie z narażeniem ratowników na niebezpieczeństwo porażenia prądem elektrycznym. Bloki, które powstały w Legionowie współcześnie są dostosowane do obecnych przepisów przeciwpożarowych, zaś strażacy w razie podejmowanych w nich interwencji, raczej nie napotkają w nich żadnych groźnych pułapek. – W obiektach obecnie budowanych, zgodnie z przepisami budowlanymi oraz przeciwpożarowymi nie występują problemy związane z zagadnieniami instalacyjnymi czy techniczno-budowlanymi. Obiekty te przed przystąpieniem do użytkowania przechodzą dodatkową weryfikację pod kontem przeciwpożarowym realizowaną przez funkcjonariuszy pożarnictwa oraz pod kontem sanitarnym realizowaną przez pracowników Państwowej Inspekcji Sanitarnej – wyjaśnia st. bryg. Arkadiusz Pich, wiceszef legionowskich strażaków.

Urządzają się na drogach ewakuacyjnych?

Kolejnym problemem, który dosyć często zdarza się strażakom ujawniać podczas regularnie przeprowadzanych wizji lokalnych na legionowskich blokowiskach, a wynikającym głównie ze sposobu użytkowania budynków mieszkalnych, jest m. in. zastawianie, czy też zawężanie przez lokatorów dróg ewakuacyjnych istniejących w klatkach schodowych bloków. – Krat między klatkami na strychach, czy w piwnicach nie powinno być – zauważa legionowianka z jednego z mieszczących się na osiedlu Sobieskiego spółdzielczych wieżowców. – W trakcie wizji lokalnych stwierdzaliśmy występowanie zamkniętych na klucze – bez możliwości otworzenia przez ratowników – zabudowanych korytarzy, czy też składowanie materiałów palnych typu szafki, czy regały na korytarzach służących celom ewakuacji z mieszkań – wylicza st. bryg. Arkadiusz Pich z legionowskiej strażnicy.

Trzeba wyciąć tysiąc drzew, aby było bezpiecznie

Innym zagrożeniem pożarowym odnoszącym się do legionowskich blokowisk i zasługującym zapewne na odrębny „rozdział” jest, jakość istniejących nań dróg pożarowych. Zazwyczaj są one za wąskie i zbyt kręte, przez co gaśnicze wozy strażackie mają ograniczone możliwości dojazdu. Najwięcej tego typu nieprawidłowości pojawia się na osiedlach wybudowanych z wielkiej płyty wiele lat temu. – Z uwagi, iż większość budynków mieszkalnych wielorodzinnych była wybudowana w latach 70. i 80. minionego wieku, istniejące układy pieszo-jezdne wokół budynków nie spełniają wymogów drogi pożarowej, z uwagi na ich przebieg, szerokość, nośność, czy też możliwość zawrócenia – zauważa wiceszef legionowskich strażaków. – Ponadto, sadzone drzewka przez mieszkańców w tamtym okresie, obecnie osiągają rozmiary rzędu 15-25 metrów i skutecznie ograniczają możliwość manewrowania podnośnikiem czy też użycia skokochronu – dodaje st. bryg. Arkadiusz Pich z KP PSP. Jeszcze innym problemem jest nagminne parkowanie samochodów na drogach pożarowych przez samych mieszkańców. Szefostwo legionowskiej spółdzielni szacuje zaś, że aby dostosować nieruchomości pozostające w jej zarządzie do obecnie obowiązujących przepisów przeciwpożarowych, należałoby z legionowskich blokowisk wyciąć, co najmniej tysiąc drzew. – Na szczęście, pożary w spółdzielczych budynkach zdarzają się rzadko. Nie zdarzyło się do tej pory, żeby straż pożarna nie mogła dojechać na miejsce, czy też nie mogła prowadzić skutecznie ewakuacji, czy akcji gaśniczej – uspokaja legionowian Agnieszka Borkowska z legionowskiej SMLW.

Spółdzielnia szuka tańszych rozwiązań

Okazuje się, że szefostwo SMLW, która administruje największą liczbą niedostosowanych do obecnych przepisów przeciwpożarowych bloków pracuje obecnie nad wyeliminowaniem wytkniętych przez lokalnych strażaków nieprawidłowości. – Nie kwestionujemy decyzji wydanych przez straż pożarną. Zarząd jest świadomy, że budynki należy dostosować do przepisów przeciwpożarowych. Dlatego trwają prace nad poszukiwaniem takich rozwiązań technicznych i projektowych, które zapewnią zgodność z normami przeciwpożarowymi, a jednocześnie nie obciążą zbytnio finansowo naszych mieszkańców – zapewniła redakcję „Gazety Powiatowej”, wiceszefowa zarządu legionowskiej spółdzielni.