Tak walczyli z źywiołem

52044a38796c2.jpg

Co było przyczyną poźaru hal Bistypu? Według nieoficjalnych informacji jeden z pracowników przelewał jakieś chemikalia a drugi włączył maszynę do zgniatania puszek. Nie wszystkie puszki były puste. Widać to było wówczas, gdy wiele z nich podczas poźaru wylatywało w powietrze. Kiedy pojemnik po aerozolu wpadał zwykle do maszyny, która gniotła puszki, uwolniony nagle gaz zwykle unosił się nad zsypem a póżniej rozpraszał po hali. Pracownicy w sąsiedztwie wyczuwali zapach chemii kosmetycznej, ale nie podejrzewali, źe pracują obok bomby z opóżnionym zapłonem. Tego feralnego dnia według relacji świadków, z włączonej maszyny z zablokowanego silnika posypały się iskry. Buchnęły opary i wszystko się zapaliło a pracujący obok ludzie myśleli, źe głuchy odgłos wybuchu  to uderzenie suwnicy w sąsiedniej hali. O 9:00 do Państwowej Straźy Poźarnej wpływa zgłoszenie o poźarze.

Pierwsi przy ogniu
Jadące do akcji dwa wozy gaśnicze, które miały dotrzeć na miejsce zostały zablokowane przez pociąg z dostawą samochodów. Na miejsce przyjeźdźa 9-osobowa załoga. Dowódca wozu ogn. Paweł Kroszkiewicz, ratownik i kierowca ogn. Mariusz Nałęcz, st. str. Bartłomiej Wiktrowicz i st. str. Marcin Natoński oraz dowódca wozu i dowódca odcinka bojowego asp. Wojciech Głuchowski, ratownik i kierowca st. ogn. Sylwester Wilgos, st. sekc. Paweł Kluge i st. str. Artur Sarnowski. Na miejscu działa podnośnik SH-40, którego obsługuje sekc. Helwig Mariusz. W Powiatowym Stanowisku Kierowania działania koordynuje Dyspozytor ogn. Paweł Szczepanik. Na miejscu są 2 samochody gaśnicze, podnośnik i samochód operacyjny.

Na oślep
Pierwsze wraźenie jak opowiada str. Str. Artur Sarnowski było piorunujące: – Wśród snującego się po ziemi gęstego i trującego dymu, ludzie uciekający z hali biegali na oślep. Kierowali się w naszą stronę prawdopodobnie dlatego, źe dojrzeli światła błyskowe wozów straźackich i usłyszeli dżwięk syren. Nie wiadomo z jakich powodów hala była zamknięta. Straźacy szukali wejścia do hali. Ktoś wózkiem widłowym rozwalił drzwi, poniewaź w środku na hali zamknięto przypadkowego człowieka. Na miejscu znajdowały się pomieszczenia Polindusu Sp. z o. o., pomieszczenia Mazowieckiego Przedsiębiorstwa Ekologicznego, magazyn Caritasu t. j. około 240m2 wypełnionych kilkoma tonami świec i hala produkcyjna wypełniona styropianem. Były tam równieź magazyny wypełnione plastikiem oraz pomieszczenia i magazyny składu celnego. Sytuację utrudniał całkowity brak widoczności z powodu gęstego dymu. W pierwszych minutach dowództwo przejmuje asp. sztab. Tomasz Kołodziński, który dokonuje rozpoznania terenu.

Problemy z wodą
Pech chciał, źe na miejscu nie były czynne hydranty. Jeden z nich działał, ale podawał za słabe ciśnienie. Drugi hydrant był całkowicie odłączony (w naprawie). Na hali instalacja nie działała. Intensywność podawania wody była za mała. Straźacy czuli się bezsilni. Z powodu kłopotów z dostawą wody, samochody jeżdziły do hydrantu przy ulicy Jagiellońskiej przez przejazd kolejowy. Niejednokrotnie musiały czekać przed szlabanem. Jazdy nie ułatwiały korki samochodów. Niestety policja nie ograniczyła moźliwości wjazdu na ten teren, a chętnych gapiów, którzy udawali się w to miejsce by zobaczyć poźar było wielu. Przez godzinę mieszkańcy skutecznie blokowali przejazdy.

W ogniu wydarzeń
Konieczne było zapewnienie ciągłości dostaw, dzięki OSP udało się dowozić wodę. Ewakuacja ludzi spowodowała pozostawienie otwartych drzwi i ciśnienie powietrza powodowało podsycanie ognia oraz zwiększenie temperatury poźaru. Zadecydowano by zamknąć halę, aby ograniczyć dostęp powietrza. Pracownicy firmy, gdzie wybuchł poźar z poparzeniami I i II stopnia na twarzy, rękach, tułowiu i nogach mogli tylko pod opieką ochrony oraz pracowników z innych firm czekać na pogotowie i patrzeć. Podnośnik podaje wodę z góry, ale poźar zaczyna się rozprzestrzeniać. Z działka samochodu OSP podawano wodę 1600 l/min., bezpośrednio w okna palącego się biura, aby ogień nie przedostał się górą do sąsiedniego magazynu wypełnionego plastikami. Przylatuje śmigłowiec, który zabiera rannego. Męźczyzna, mimo źe rozmawia normalnie ma drugi stopień poparzeń. Z koszuli zostały tylko guziki i kołnierzyk. Policja zaczyna blokować teren. Starostwo zostało ewakuowane. Gęsty dym unosi się w kierunku szkoły w Łajskach.

650 stopni
Zadymienie było na całej hali. Oknem podawano wodę do środka. Straźacy dostali informację, źe w środku jest mógł jeszcze zostać elektryk. Dowódca Kołodziński zdecydował się na uźycie aparatu powietrznego oraz wykorzystanie kamery termowizyjnej. O wysokości temperatury w środku poźaru świadczy odczyt kamery. – Musiało być ponad 650 stopni – mówi Tomasz Kołodziński. Wraz z ochotnikiem z OSP Jabłonna weszli razem by sprawdzić halę. Przyjeźdźają kolejne jednostki straźy. W międzyczasie ogień przeszedł na dach. Niestety brak kolejnych aparatów powietrznych uniemoźliwiał włączenie do działań ratowników z OSP. Aerozole wybuchają jak rakiety i fruwają w powietrzu.

Lodowisko
Jest juź generał. Warszawa przyjeźdźa na pomoc. Poźar przebił się na halę styropianu. Konieczne są podnośniki i woda. Straźacy zaczęli wchodzić do środka. Parafina, która wylała się na około 2000 m2 powodowała, źe źaden ze straźaków nie mógł utrzymać się na nogach. – Musieliśmy chodzić na czworakach, bo trudno było utrzymać się na nogach – opowiada jeden ze straźaków. Dodatkowym utrudnieniem było to, źe po zawaleniu blach, pod płytami wciąź palił się ogień, który był trudny do ugaszenia.

Butle jak bomby
Obawy wzbudzała obecność butli w warsztacie. – Najbardziej obawialiśmy się wybuchów niezlokalizowanych butli z acetylenem – mówi Artur Sarnowski – Samozapłon tej niebezpiecznej substancji następuje juź w temp. 325oC, która w środowisku poźaru jest bardzo łatwo osiągalna, po przekroczeniu tej granicy rozpoczyna się proces chemiczny rozkładu acetylenu i pewne jest, źe butle i tak wybuchną, nawet gdyby zostały schłodzone. To proces, którego nie da się zatrzymać. Odnaleziono tylko 3 z 6 sztuk. Na dach weszła grupa specjalistyczna wysokościowa, by zrobić tzw. przecinkę dachu. Straźacy wciąź pracują. Są pobierane próbki powietrza w celu wykonania badań. Przyjeźdźa oddział ze środkiem gaśniczym. Rozpoczyna się gaszenie za pomocą piany, która miała ograniczyć dopływ tlenu do ognia. Akcja gaśnicza przybiera na sile, otwierane są jednocześnie kolejne strumienie wody i piany. Resztki hali juź są całe poskręcane i powypalane. Ogień udaje się opanować.

Deszcz aerozoli
W trakcie poźaru zawaliła się hala. Straźacy mają obawy przed wejściem na teren. Gorące aerozole pod wpływem nacisku mogą wybuchnąć pod stopami jak miny. Po 14:30 wycofana jest część samochodów. Przywieziono środek pianotwórczy. Po 15:30 przyjęto, źe poźar przestał się rozprzestrzeniać. Straźacy nadal pracują. Zmęczenie daje o sobie znać. Matka jednego ze straźaków, pani Anna Sarnowska przywozi kanapki i kiełbasę. Prowiant szybko znika. Straźacy są bardzo wdzięczni, źe ktoś o nich pamiętał.

Dogaszanie
Jeszcze po 17:00 straźacy odsłaniają blachy i szukają ognia wśród rozpuszczonej parafiny. Praca trwa, niektóre jednostki są odsyłane do koszar w swoich miastach a niektóre dowoźą podmiany dla swoich kolegów, by mogli trochę odpocząć i dotrwać do końca słuźby a zostało przecieź 15 godzin dyźuru. Po 20:00 akcja została zakończona dla załogi zmiany 3 JRG Legionowo teraz wracają do koszar – 12 godzin w skrajnie niebezpiecznych warunkach pewnie odbije się na zdrowiu, tymczasem trzeba przygotować sprzęt do następnej akcji.

48 godzin w pracy
– Akcja zakończyła się sukcesem. Nikt nie zginął, spaleniu uległo ok. 5000 m2 z 31000m2 kompleksu hal Bistypu. Patrząc z perspektywy i od strony dydaktycznej, chciałbym by zostały wyciągnięte wnioski, które wpłyną pozytywnie na następne akcje i usprawnią działanie wszystkich słuźb – mówi Artur Sarnowski. – Warto znależć czas by omówić wszystkie okoliczności. To najlepsza nauka na przyszłość.

Iwona Wymazał