15 listopada zaczęły obowiązywać nowe przepisy kodeksu wykroczeń. Teraz za wyprowadzanie psa bez smyczy możemy zapłacić karę grzywny w wysokości 5 tys. złotych lub zostać ukarani nawet więzieniem.
4 października Sejm uchwalił nowe przepisy kodeksu wykroczeń. Zmienione zostały sankcje za wprowadzanie w błąd organów państwowych co do tożsamości innej osoby, odnośnie obywatelstwa, zawodu, miejsca zatrudnienia. Od wczoraj za kradzież i przywłaszczenie cudzej rzeczy o wartości poniżej 500 złotych grozi areszt, więzienie lub grzywna. Wydłużony został także termin płatności za mandaty karne za wykroczenia drogowe czy nieodśnieżanie chodnika – teraz na zapłatę będziemy mieli 14, a nie jak do tej pory 7, dni.
Grzywna lub mandat
Ostatnim zmienionym przepisem, który wczoraj wszedł w życie, jest zwiększenie sankcji za niedopilnowanie zwierzęcia. Jeśli właściciel groźnego psa trzyma go na nieogrodzonej posesji lub puszcza wolno podczas spacerów, co zagraża zdrowiu, a nawet życiu innych ludzi, może zostać ukarany grzywną do 5.000 zł lub ograniczeniem wolności.
Nowe przepisy dotyczące zwierząt są już komentowane w lokalnych mediach. Głos w tej sprawie zabrał mecenas Robert Kornalewicz, który stwierdził, że wyższa kara ma wpływ na świadomość ludzi. – Oczywiście wyższa kara w pewnym stopniu wpłynie na zachowanie. Taki powinien być jej główny cel – powiedział dla Tygodnika Ilustrowanego mecenas Kornalewicz.
O komentarz do sprawy poprosiliśmy lekarza weterynarii Krzysztofa Zdeba prowadzącego w Legionowie lecznicę Legwet.
Z mojego punktu widzenia to kolejna emanacja tekturowego państwa. Wprowadza się przepis, który niewiele zmienia i nie czyni nic dobrego. No może jedynie poprawia samopoczucie ustawodawcy. Teza mecenasa Roberta Kornalewicza jest moim zdaniem błędna. To nie wysokość kary wpływa na świadomość, ale jej nieuchronność, co widać chociażby w statystykach policyjnych dotyczących pijanych kierowców. Jakoś ich liczba nie maleje mimo zaostrzenia sankcji.
Kolejny błąd to nierozumienie przez ustawodawcę funkcji smyczy. Otóż ona ma przede wszystkim chronić zwierzę przed zagubieniem, czy urazem wskutek wypadku. Mnie od razu mierzi też pojęcie kary „za niedopilnowanie groźnego psa”. A co to groźny pies? Bo to jedynie stereotypy. W Polsce 70% pogryzień wykazanych w bardzo solidnym badaniu to kundelki, owczarki niemieckie i jamniki. Czy właściciel jamnika będzie bardziej pod lupą służb niż właściciel pitbulla czy innych psów z kolejnej śmiesznej „listy ras niebezpiecznych”. Bo wg statystyk psy z listy stanowią 0,9%. Będziemy mieć też akt swoistego domniemania winy opartego na stereotypach.
Kolejny problem to przecież samo karanie. Karać będziemy opiekunów, a nie psy. Czyli te zwierzęta, które się zagubiły, bo ich opiekun przejmuje się nimi mniej, już teraz w ogóle nie będą miały szansy na powrót do domu. Bo i mniejsza będzie motywacja, żeby je odszukać, jeśli będzie ona się wiązała z tak dotkliwą karą. Karany będzie mój kolega Piotr, który codziennie biega ze swoim psem przy nodze. Trochę po mieście, trochę w chaszczach wokół miasta nazywanych już dumnie lasem. Znęcające się nad dzikimi zwierzętami psy myśliwskie już nie są objęte tym zakazem. Karany podwójnie będę ja, kiedy niewidzący, kulejący na 3 łapy 12-letni Amstaff odejdzie na 2 metry na siku. Dlatego że łatwo zidentyfikować właściciela. Nie trzeba dokładać żadnej pracy, a wyniki w statystykach się zgadzają.
Rzeczywista poprawa nastąpiłaby, gdyby ustawodawca wprowadził obowiązek identyfikacji zwierząt. Z naszych statystyk prowadzonych od kilku lat wynika, że na terenie Legionowa mozolnie wprowadzany program refundowanego czipowania psów daje pozytywne rezultaty. Coraz więcej zagubionych zwierząt trafia od razu do swoich właścicieli na podstawie odczytu mikroczipa. Jednak jest to oddolna inicjatywa gminy, a nie regulacja na poziomie państwowym. Wraz ze zmianą tych przepisów będą musiały zmienić się uchwały gmin, które umożliwiają swobodne puszczanie psa luzem, jeśli „właściciel sprawuje nad nim kontrolę”. Tak jak jest to w Warszawskiej uchwale.