Wysłali mi trzy anioły

5204510d14b2d.jpg

Skład zespołu reanimacyjnego: Tomasz Koper – anestezjolog, internista, Sebastian Petrykowski – ratownik medyczny i Wojciech Kaczmarczyk – kierowca. Chciałabym podziękować tym cudownym ludziom za czułość i troskę jaką okazali mojemu synkowi oraz za uratowanie mu źycia – mówi matka, która w minionym miesiącu o mało nie straciła dziecka.

To był dzień, w którym wcześniejsze wydarzenia nie zapowiadały dramatycznych chwil. Wprawdzie pani Monika Dziewulska nie poszła do pracy ze względu na chorobę dwójki dzieci, ale wszystko było pod kontrolą. Starszy 9-letni synek miał zapalenie zatok, a 2-letnia córeczka zapalenie oskrzeli. 4-letni Piotruś był zdrowy. Poza kilkoma kichnięciami nic mu nie dolegało. Kiedy nad ranem Piotruś przyszedł do łóźka mamy, Panią Monikę zaniepokoił kaszel synka, który był cięźki i mokry. Dodatkowo dziecko skarźyło się na to, źe mu niedobrze. Jednak nie zwymiotowało, ale zaczęło wydawać dziwne charczące odgłosy. Po wypiciu wody maluch powiedział, źe mu zimno i nadal wydawało się mieć odruch wymiotny. W łazience mama włoźyła mu palec do buzi by sprowokować wymioty. Jednak w tym momencie Piotruś dostał szczękościsku i stracił przytomność.

Czekając na karetkę
Rodzice w szoku, źe dziecko nie oddycha natychmiast wezwali karetkę. – Mąź mówił dyspozytorce, źe synek nie oddycha, ja wyrwałam słuchawkę, krzyczałam źe ma szczękościsk – opowiada pani Monika. Karetka przyjechała po 11 minutach. – Przed tym ja jeszcze raz zadzwoniłam, histerycznie krzyczałam, gdzie ta karetka do cholery, kiedy powiedziano mi, źe mają podgląd i wóz juź jest w Borowej Górze. Przez cały czas rodzice prowadzili resuscytację, uciskali klatkę piersiową i wentylowali swoim oddechem malucha. – Wybiegłam na śnieg w szlafroku, by wskazać karetce drogę.

Troska i profesjonalizm
Lekarz z karetki specjalistycznej, która zjawiła się na miejscu, powiedział rodzicom, źe przyjechali w ostatniej chwili. Zaintubowali malca, podali zastrzyk, usunęli śluz zalegający w przełyku, i przenieśli go do karetki. Akcja była dramatyczna. Prawie nagie dziecko zostało przewiezione do szpitala na Niekłańską. – Podczas gdy my byliśmy w szoku, oni zajmowali się dzieckiem. Ratownicy głaskali go po głowie, trzymali za rączkę, mówili do niego nawet wtedy, gdy był nieprzytomny. Pytali o zdrobnienie imienia i wołali pieszczotliwie do niego Piotrusiu: wróć do nas – opowiada matka o chwilach, które nigdy nie zapomni. – Nigdy nie spotkałam się z sytuacją, by ktoś ze słuźby zdrowia tak czule zajmował się moimi dziećmi. Nawet kierowca, który pomagał i trzymał dłoń Piotrusia, kiedy szukali w jego drobnej rączce źył, źeby załoźyć wenflon, głaskał go delikatnie.

Piotruś jest zdrowy
– W szpitalu, kiedy czekaliśmy na diagnozę, załoga karetki poźegnała się i źyczyła nam powodzenia – opowiada mama Piotrusia. Maluchem zajęli się pracownicy szpitala. Bez naszej reanimacji dziecko miałoby niedotlenienie mózgu, a tak nie doszło do bezdechu. Pewnej diagnozy jeszcze nie ma, ale lekarze wykluczyli część chorób. Według wstępnych analiz powodem tak dramatycznych wydarzeń była zaczynająca się infekcja i duźa ilość śluzu w oskrzelach. – Ocenili, źe to był nieszczęśliwy splot wydarzeń – opowiada mama Piotrusia, który juź odpoczywa w domu. Maluch jest zdrowy, a wydarzenia nie spowodowały źadnego uszczerbku na zdrowiu, nie ma uszkodzeń mózgu. Jeszcze w szpitalu do dziecka przyjechali zaprzyjażnieni: logopedzi i psycholog, źeby ocenić, czy po wypadku coś się zmieniło w zachowaniu dziecka. Na szczęście nic takiego się nie stało.

Nikt jeszcze nie dziękował
– Wie pani, 8 lat temu straciłam ojca. Miał rozległy zawał. Mimo bliskiej odległości karetka przyjechała wtedy zbyt póżno i tato umarł. Miał 50 lat – opowiada pani Monika o złych doświadczeniach z pogotowiem. – Ale po tym, jak widzieliśmy tę niespotykaną czułość u obcych ludzi, wraz z męźem chcieliśmy ich odnależć i podziękować. Początkowo nie chciano nam podać nazwisk, bo nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by ktoś dzwonił i dziękował za sprawną akcję zespołu karetki pogotowia. Gdy pani Monika to usłyszała, tym bardziej chciała wysłać list i podziękować. – Nie trzeba być osobą szczególnie religijną, by wierzyć w anioły. Ja wiem, źe 18 lutego Ktoś tam z góry przysłał mi 3 anioły, źeby mogli uratować moje dziecko. I za to serdecznie dziękuję. Zespołowi karetki pogotowia przede wszystkim i szczególnie.
/brug/