Legionowska klinika weterynaryjna Legwet zaczęła przyjmować pacjentów w nowym miejscu. To obiekt wybudowany z myślą o tej działalności, dostosowany do potrzeb pacjentów, a także ułatwiający pracę weterynarzom. O możliwościach, aspiracjach kliniki, ale także problemach związanych z opieką nad zwierzętami domowymi rozmawiamy ze współwłaścicielem Legwetu, lekarzem weterynarii, Krzysztofem Zdebem.
Krzysztof Grodek: Przy ulicy Wysockiego otworzyliście nową klinikę w Legionowie. To duży obiekt. Opowiedz nam coś o nim. Jakie daje wam nowe możliwości, czym będzie się różnił od lecznicy, która jest przy ul. Jagiellońskiej?
Krzysztof Zdeb: Przede wszystkim jest to budynek, który postawiliśmy od podstaw na potrzeby naszych usług. W poprzedniej lokalizacji już się po prostu nie mieściliśmy. Poza tym struktura budynku była raczej wynikiem możliwości adaptacyjnych na nasze potrzeby. Teraz mamy dużo więcej miejsca, bo blisko dwukrotnie, ale też trochę zmieniamy system pracy na wzór klinik weterynaryjnych za granicą.
To znaczy, możesz to rozwinąć?
Klinika podzielona jest na 3 części. AMbulatorium i pracownia radiologiczna, to część, której jest dostęp z poczekalni, także dla opiekunów naszych pacjentów. Szpital i stanowiska zabiegowe znajdują się za gabinetami. W pomieszczeń przygotowawczych jest dostęp już do części niedostępnych dla osób spoza personelu: tzn sale operacyjne, pracownia tomografii, szpitale czy pomieszczenia magazynowe oraz zaplecze socjalne.
Przy tak dużym zespole i skomplikowanych procedurach musimy wdrożyć procedury podobne, jak w szpitalach dla ludzi.
ZOrganizowaliśmy także gabinet przyszpitalny, gdzie rodzice naszych pacjentów spokojnie mogą omówić z lekarzem opiekującym się szpitalem bieżący stan zwierzęcia i planowane zabiegi.
W weterynarii podobnie jak w medycynie kluczowej jest też wyposażenie obiektu medycznego. Co nowego pojawiło się w Legwecie? Opowiedz, jakie nowe usługi możecie zaoferować.
Dosyć dużo czasu zajęło nam zorganizowanie pracowni tomografii komputerowej. Jest tylko kilka tomografów w województwie, a zapotrzebowanie na te badania jest bardzo duże. Już w starej lokalizacji gromadziliśmy także inny nowoczesny sprzęt, który w pełni jest wykorzystywany dopiero w nowej klinice.
Już jesteście w grupie najlepiej wyposażonych klinik w powiecie? Województwie?
Takie mamy aspiracje. Nasza placówka trochę funkcjonuje jako klinika referencyjna. Znaczny odsetek naszych pacjentów, to zwierzęta odesłane z innych zakładów leczniczych, często z większych odległości. Wyposażenie to nie wszystko. Rozrośliśmy się także liczebnie. Obecnie w klinie pracuje już około 30 osób.
Lekarze mają swoje specjalizacje. Chciałbym się dowiedzieć, w jakiej dziedzinie wy czujecie się się najlepiej.
W dużej mierze zajmujemy się medycyną interwencyjną. Głównie chirurgią. Myślę, że jesteśmy całkiem nieźli w diagnostyce, a naszym internistom w pełni ufam. Ze względu na mnogość przypadków mają naprawdę duże doświadczenie.
Będziecie też prowadzić działalność szkoleniową. Macie przygotowaną specjalnie do tego celu salę. Jaki macie plan na tę działalność?
Szkolenia prowadzimy od początku istnienia Legwetu. W nowej placówce jest sala szkoleniowa, na której istnieje możliwość prezentacji obrazu wprost z sali operacyjnej. W pewnym stopniu uczestnicy szkoleń z chirurgii mogą wręcz uczestniczyć w procedurach chirurgicznych. W dalszym ciągu będziemy prowadzić szkolenia z diagnostyki ultrasonograficznej. Stale mają u nas praktyki studenci i lekarze weterynarii będący na stażu.
Porozmawiajmy trochę o waszych pacjentach. Jakie gatunki zwierząt są najczęściej waszymi pacjentami? Co to są za schorzenia?
Głównie zajmujemy się zwierzętami towarzyszącymi, tj. psami i kotami. Małe zwierzęta zwane futerkowymi, gryzonie, zajęczaki czy zwierzęta egzotyczne to niewielki odsetek naszych pacjentów. Istnieją już, co prawda w Warszawie, placówki wyspecjalizowane w opiece nad takimi pacjentami. Jednak zdarza nam się interwencyjne zajmować nimi. Szczególnie w przypadkach urazów, złamań, itp.
Często wrzucacie na swój profil w mediach społecznościowych zdjęcia zwierząt, które zostały pokrzywdzone przez ludzi. Bywają poranione, często zaniedbane. Skąd twoim zdaniem w ludziach bierze się takie bestialstwo?
Chyba nie chciałbym oceniać. Nierzadko krzywda zwierzętom nie dzieje się przez celowe ich dręczenie. Niekiedy to głupota, brak wiedzy, czasami lenistwo, czasami brak chęci, czasami jakaś nieświadomość. Problem jest trochę systemowy. Raczej biorąc pod swoje skrzydła czworonoga niespecjalnie interesujemy się, jakie mogą nas czekać konsekwencje, koszty, wyrzeczenia. Często nie rozpatrujemy tego stanu w kategoriach kilkunastu lat do przodu. Problemem oddzielnym są oczywiście bezdomne psy i koty. Koty może tak, ale psy raczej nie żyją „na wolności”. Zwierzęta klasyfikowane jako bezpańskie, tak naprawdę prawnego opiekuna mają albo miały. Zagubiły się lub zostały porzucone.
Czy jest jakiś sposób, by temu zaradzić systemowo?
Jest jedno rozwiązanie. Proste, tanie i bardzo skuteczne. Paradoksalnie nasza gmina ma w tym już niemałe sukcesy. Mianowicie powszechne czipowanie psów i prowadzenie bazy danych. Implantacja mikroczipa to groszowy wydatek, to równowartość 3 paczek fajek, porcji sushi, koszulki w sklepie i czteropaka majtek w Selgrosie. To wydatek raz w życiu zwierzęcia. Mikroczip ma niepowtarzalny numer, który może być wpisany do bazy internetowej i jeśli dane opiekuna są przypisane prawidłowo, to odnalezienie domu trwa sekundy. W Legionowie program czipowannia psów się sprawdził. Z naszych statystyk liczba zagubionych psów, które nie odnalazły właścicieli w przeciągu dekady spadła minimum o połowę. W dużej mierze dzięki mikrochipom.
Skoro to takie proste, to w czym problem? Dlaczego wciąż mamy schroniska dla psów i kotów?
Problem jest inny. Dochodzimy do ściany. Dlatego, że przekonujemy przekonanych. Jest niestety część z nas, która świadomie nie chce oznakować swojego czworonoga. Boją się odpowiedzialności w przypadku jakichś szkód, które mogłoby zagubione zwierzę wyrządzić. Albo może w planie mają pozbycie się go. Albo też są przeświadczeni, że ich zwierzę się bardzo pilnuje i nie ma szansy, żeby nawiało. Moim zdaniem obowiązek czipowania i centralna baza danych, najlepiej w skali kraju przekonałoby nieprzekonanych. Jednocześnie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w takiej bazie danych funkcjonowały dane dotyczące obowiązkowego szczepienia w kierunku wścieklizny, czy zwierząt hodowlanych. W Polsce szacuje się, że jedynie około 30% zwierząt ma aktualne obowiązkowe szczepienia przeciwko wściekliźnie. Centralna baza pozwoliłaby także na kontrolę nieodpowiedzialnego rozmnażania zwierząt.
Chciałbym cię zapytać jeszcze o jedną rzecz. To temat, o którym stale się dyskutuje. Jak zabezpieczyć swojego pupila przed kleszczami? Obroża, kropelki, a może tabletka?
Póki co jedyną skuteczną formą jest regularne stosowanie preparatów przeciwkleszczowych. Właściwie wszystkie dostępne preparaty w postaci leków weterynaryjnych cechują się dużą skutecznością. Oczywiście nie wszystkie w równym stopniu. Są ich różne formy, różne ceny i czas działania. Nasze doświadczenia pokazują, że przede wszystkim regularność odgrywa rolę. Przy takiej zimie, jaką obserwowaliśmy w ubiegłym sezonie, aktywność kleszczy trwa cały rok.
Dziękuję za rozmowę.