W bloku przy ul. Królowej Jadwigi 4 mieszka Krystyna Bartosik publikująca w naszym tygodniku gościnnie, głównie materiały dotyczące przyrody. Pani Krystyna opisała pożar, w którym jest jedną z poszkodowanych osób.
Obudziłam się ze strasznym kaszlem, drapaniem w gardle, osłabiona. W mieszkaniu było czarno. Po omacku otworzyłam okna, trochę ocuciło mnie zimne powietrze. Biegałam jak oszalała , szukałam źródła pożaru, byłam przekonana, że jest u mnie. Szybko zorientowałam się, że czeka mnie tu śmierć i że natychmiast trzeba uciekać. Co zabrać ze sobą? Złapałam tylko torebkę i leki tak ważne w moim wieku. Bardzo bogate moje, tak ważne dla mnie domowe archiwum zostało.
Dramat i cud
Ubrałam się dosłownie w sekundę. Za drzwiami było jeszcze gęściej od dymu, za oknem też. Długi korytarz między klatkami całkowicie zadymiony. Dwie drogi ucieczki odcięte. I co z sąsiadką? Wpadłam do niej, miała już otwarte okno balkonowe. Stałam na balkonie, łapałam z trudem powietrze i patrzyłam na osiedle, na którym żyję od 40 lat. W milczeniu żegnałam się z nim i moim życiem, zdając sobie sprawę, że z balkonu pomoc nie nadejdzie, ponieważ wozy strażackie były zajęte z drugiej strony bloku. Przez myśl przeleciało po głowie całe moje trudne życie ale trochę żal się z nim rozstawać. Ogarnęła mnie czarna jak ten dym rozpacz i bezsilność. Dławiło mnie w gardle. I nagle stał się cud. Głośne kołatanie do drzwi a w drzwiach stanęło nasze wybawienie, piękny młody strażak przyszedł po nas. Zabrał nas i w milczeniu, bez zbędnych słów przeprowadził nas przez czarny mocno zadymiony długi korytarz między klatkami a ja coraz słabsza, podtruta gęstym dymem chciałam jak najszybciej ujrzeć światełko w tunelu.
Ewakuacja
TO PIĘKNA MISJA RATOWAĆ ŻYCIE DRUGIEGO CZŁOWIEKA Z NARAŻENIEM WŁASNEGO. Było sześć jednostek strażackich . Czy był z Legionowa, czy z Jabłonny czy może z Chotomowa? DZIĘKUJEMY IM WSZYSTKIM.!!! Schodziłyśmy sąsiednią klatką po schodach, z XI piętra. Windy stały, prąd był wyłączony. Wyszłyśmy z bloku jako jedne z ostatnich. Na dole pod blokiem stali ewakuowani z dwu klatek lokatorzy. Przerażeni w milczeniu obserwowali jak pożar trawi ich i sąsiadów mieszkania. Z okna lokalu na VII piętrze wydobywał się wciąż ogień a z okien w górę do XI piętra wydobywał się gęsty dym. Każdy się zastanawiał co zastanie w swoim lokalu po powrocie. Nie miałam siły stać, usiadłam na podwórkowej ławce. Wymiotowałam i wietrzyłam zadymione oskrzela i płuca. Karetka udzieliła pogorzelcom pierwszej pomocy. Syn był poparzony. Jego mama była w lepszym stanie. Stracili mieszkanie i cały latami zgromadzony dobytek. Dramat tej ubogiej rodziny rozgrywał się na naszych oczach. Dostali od razu od lokatorów ciepłe kurtki. Spółdzielnia zapewniła im dach nad głową.
Wielkie sprzątanie
Na szczęście nikt nie zginął w pożarze ale mieszkańcy tego bloku, tych dwu klatek pierwszej i drugiej na długo zapamiętają to wydarzenie. Silne zadymienie było widoczne z daleka. Po ukończonej akcji ratowniczej zobaczyliśmy jak wielkie zniszczenie pozostawił ten pożar. Koszty usunięcia jego skutków będą ogromne i dla Spółdzielni i dla lokatorów. Jesteśmy zszokowani rozmiarem zniszczeń. Ilość uwijających się jednostek straży pożarnych też świadczy o rozmiarze pożaru. Na dole byli już też pracownicy Spółdzielni. Oglądali akcję a potem spalony lokal, klatki. Wstępnie szacowali straty. Podesłali kobiety do mycia korytarza między klatkami, podłogi i ścian grubo pokrytych czarną warstwą pyłu, smoły. Wieczorem przywrócili nam prąd, ogrzewanie. Siedzieliśmy zziębnięci i przerażeni w naszych zadymionych lokalach przy otwartych oknach, ze względu na swąd. A za oknami zimno, akurat zima wróciła. Myłam trzy razy okopcone podłogi, meble. Maże się ta warstwa czarnego pyłu. Wytrzepałam narzuty, koce ale i tak trzeba było wszystko prać i wiele rzeczy wyrzucić. Sprzątanie po pożarze wymaga dużego nakładu pracy, dużej ilości wody i środków czystościowych a potem kupna nowych rzeczy w miejsce nie nadających się do użytku. Takie wydatki przed świętami nam się przytrafiły. Ale uszczerbek na zdrowiu jest niewymierny.
Dwa anioły
Przeżyty szok i walka z pourazowym stresem tak fizycznym jak psychicznym i poczucie zagrożenia będzie trwać wiele miesięcy. Źle śpię. Boję się powtórki. Nigdy już nie będę miała poczucia bezpieczeństwa. To był już trzeci pożar jak mieszkam w tym bloku. Natychmiast kupiłam sobie czujnik dymu i gazu. Wszystkie mieszkania, klatki powinny być w to wyposażone..!!!. Ale życie toczy się dalej. ŻYJĘ. Zawdzięczam to dwom Aniołom. Jeden to ten, niewidzialny, który wybudził mnie w ostatniej chwili ze snu, mogłam zaczadzieć i się nie obudzić. Drugi to ten, który przyszedł po nas. I dziękuję tą drogą za pomoc w nieszczęściu pani Marioli za przygarnięcie nas zziębniętych i bez śniadania, nakarmiła napoiła gorącą herbatą, wzięłyśmy leki u niej, otoczyła nas serdeczną opieką.
Dziękuję też za pomoc Gieni i Krzysztofowi.
Krystyna Bartosik