Dom ze zdjęcia znają pewnie wszyscy mieszkańcy Skierd i okolic. Jednak z pewnością nie wszyscy wiedzą, jak długa jest jego historia i jak ważną rolę odgrywał w życiu tutejszej społeczności. Co ciekawe, budynek nadal służy mieszkańcom (dziś jako ośrodek kultury), dzięki czemu jest wyjątkowym pomostem między przeszłością i współczesnością naszych okolic.
Pomyślałam, że historia „szkółki”, tak mocno spleciona z życiem mieszkańców, będzie również dobrą perspektywą, żeby rzucić nieco więcej światła na losy tutejszej społeczności. Historię budynku spisałam na podstawie osobistych wspomnień oraz rodzinnych przekazów, którymi podzielili się ze mną, a przeze mnie z Wami, sąsiedzi ze Skierd i Rajszewa.
Ewangelicka szkoła w Skierdach
Warto zacząć od tego, że Skierdy, podobnie jak Rajszew, przed wojną były kolonią niemiecką. Niemcy, jak krótko nazywają ich sąsiedzi, prowadzili tu swoje gospodarstwa od pokoleń. A żyło i pracowało się, na tych zalewowych nadwiślańskich terenach, zawsze ciężko.
Rajszew i Skierdy mogły liczyć po trzydzieści kilka gospodarstw. Te należące do Polaków, w każdej z wsi dało się policzyć na palcach jednej ręki. Według rodzinnych wspomnień obie grupy żyły zgodne, związane siecią sąsiedzkich zależności.
Ewangelicy dbali jednak o swoją odrębność: religijną, kulturową i językową. W Rajszewie mieli dom modlitwy – kirke, a niemal naprzeciwko, ale już po stronie Skierd – szkołę.
Dokładny moment jej powstania nie zachował się w rodzinnych relacjach. Najwcześniejsza data, jaka wyłania się z zapomnienia to 1912 rok. Na pewno już wtedy chodziła tu do szkoły babcia jednego z mieszkańców. Ta dziewczynka akurat pochodziła z mieszanej, polsko-niemieckiej rodziny, wiadomo jednak, że polskie dzieci z sąsiedztwa również uczyły się w Skierdach. Siedziały w szkolnych ławach obok swoich niemieckich rówieśników i zdobywały wiedzę z ust niemieckich nauczycieli, oczywiście po niemiecku.
Nawet po odzyskaniu niepodległości niewiele się zmieniło, szkółka nadal podlegała zarządowi ewangelików.
1939 – puste ławki
Drastycznym zwrotem w losach miejscowych rodzin był wybuch Drugiej Wojny Światowej. Niemieckojęzyczna enklawa stała się elementem potencjalnie wrogim. Niemieckie rodziny wysiedlono ze Skierd i Rajszewa już we wrześniu 1939 roku.
Dawni sąsiedzi odeszli, zostawiając za sobą cały swój dorobek: zadbane gospodarstwa, dom modlitwy, dwa niewielkie cmentarze z grobami swoich przodków oraz oczywiście szkołę.
Miejsce po ewangelikach na kilka lat zajęli przesiedleńcy z Wielkopolski. Przyjechali tu w 1940 roku; w swoje strony wrócili od razu po wojnie.
„Szkółka” w czasie PRL-u
W nowej rzeczywistości nikt nie potrzebował dłużej kirke, tym bardziej obcych cmentarzy. Co innego szkoła, która nadal była ważna dla społeczności.
Znacznie gwarniej w szkolnych ławach zrobiło się pod koniec lat 50. Przybyła wtedy do Skierd i Rajszewa, duża grupa nowych mieszkańców. To przesiedleńcy z okolic Okuniewa, gdzie budowano poligon. Integracja była bardzo szybka, również dzięki szkole.
W latach 60. w „szkółce” uczyło się kilkudziesięciu uczniów z czterech miejscowości: Skierd, Rajszewa, Suchocina i Trzcian.
Nie każdy do szkoły miał blisko, więc niektórzy mieszkańcy dobrze zapamiętali jakim wysiłkiem bywało dojście do „szkółki”. Pokonanie kilku kilometrów zimą, przez zaspy i na mrozie, było niemałą przeprawą, a jak mówią mieszkańcy, długie i śnieżne zimy stanowiły wtedy normę.
Nauczyciele do szkoły mieli bliżej. Trzy nauczycielskie rodziny były zakwaterowane w gminnych lokalach, urządzonych w budynku dawnego kirke. Do każdego przynależało niewielkie poletko, dzięki czemu każda z rodzin mogła uprawiać własne warzywa. Inni nauczyciele mieszkali na stancji u tutejszych rodzin.
Szkoła była w tamtym czasie parterowym budynkiem. Głównie wejście znajdowało się, inaczej niż dzisiaj, od strony Wisły. Co ciekawe, rzeka dawniej była dużo bliżej wsi. Dzisiejszy teren stadniny koni był wyspą, a jego mieszkańcy przypływali do szkoły i w innych sprawach łódką.
Tuż obok szkoły znajdował się wychodek, z osobnym wejściem dla chłopców i dziewczynek. Budynek miał też własną studnię, wodę nosiło się w wiadrze. W każdej z sal był „kącik czystości” – stolik z wpuszczaną miską, który służył do mycia rąk.
Wewnątrz budynku znajdowały się cztery pomieszczenia lekcyjne oraz kancelaria, niewielki pokój nauczycieli. W rogu każdej z izb stał piec kaflowy, który trzeba było rozpalić każdego poranka.
Lekcje zaczynały się o ósmej. Uczniowie, ubrani w granatowe fartuszki z białym kołnierzykiem, siedzieli przy drewnianych stołach połączonych na stałe z ławkami. W dłoniach trzymali pióra, na blatach stały kałamarze, a światło dawały lampy naftowe. Ze względu na małą liczbę uczniów w szkole, klasy były łączone: dzieci z dwóch roczników uczyły się razem.
Program szkolny był realizowany w pełni i solidnie. Dzieci uczyły się języka polskiego, matematyki oraz wszystkich innych obowiązujących przedmiotów. Na muzyce grano na instrumentach, na przykład mandolinie. O ciepłej porze lekcje wf-u odbywały się za zewnątrz, zimą na ćwiczono w jednej sal. Lekcje religii nie należały do szkolnego programu.
Dzieci, które kończyły szkołę w Skierdach, dobrze radziły sobie w dalszej edukacji. Zdawały do szkół w Legionowie i Warszawie.
Jeśli chodzi o nauczycieli, dawni uczniowie pamiętają kilkanaście nazwisk (pan kierownik Tadeusz Trojan, jego żona pani Alicja, pani Joanna Groszek, pani Niezgodzińska, pani Głowacka, pani Affek, pani Zwierzchowska, pani Masłowska, pani Jaworska, pani Łojek, pani Skrzypkowska, pani Baranowska, pan kierownik Kot). O nauczycielach zachowało się wiele wspomnień i, jak to zwykle bywa, jedni zapisali się w pamięci jako ciepli i empatyczni, inni jako wymagający i surowi. Jednak, jak podkreślają dawni uczniowie, w tamtych czasach panowała zupełnie inna dyscyplina. Nauczycielom należał się posłuch i szacunek, a dzieciom za niedostatki w wiedzy lub zachowaniu zdarzały się przykre kary. Najgorsza: bicie linijką po rękach.
Do milszych wspomnień należą organizowane dla młodych imprezy, na gwiazdkę czy Dzień Dziecka, oraz wspólne działania: wyprawy na grzyby, jagody czy sadzenie lasu. W nagrodę dzieci jeździły na wycieczki – do Gdańska, Krakowa, Wieliczki, Płocka czy Zakopanego.
W szkole chętnie pojawiali się też rodzice. Regularnie przychodzili na seanse obwoźnego kina, które przyjeżdżało do Skierd. Jednym z często granych filmów była polska superprodukcja „Krzyżacy”.
Ostatni dzwonek w Skierdach
W połowie lat 70. w gminie powstała duża i nowoczesna szkoła w Jabłonnie. Wiązało się to z decyzją o przeniesieniu uczniów szkoły w Skierdach do nowej placówki. Najpierw do Jabłonny zaczęto dowozić (w przyczepie od autobusu, tzw. ogórka, podczepionej pod traktor) starsze cztery klasy, kilka lat później przeniesiono pozostałe dzieci.
Przejście do nowej szkoły bywało trudnym doświadczeniem. Zżyta do tej pory społeczność wrzucona została w całkowicie obce środowisko. Ich „inność” nieraz dawali im odczuć uczniowie z Jabłonny, a nawet niektórzy nauczyciele.
Jeśli nie szkoła, to co?
Po likwidacji szkoły, dom jako gminne mienie pozostał w rękach mieszkańców. Kluczami zwykle dysponowali sołtysi. Budynek był miejscem sołeckich zebrań, spotkań, zabaw, tradycyjnie odbywały się tu wybory, potańcówki czy jasełka.
W latach 80. w budynku działało koło gospodyń wiejskich. Panie z okolicy spotykały się, by razem gotować, zajmować się szyciem czy koronkarstwem. Spotkania odbywały się głównie w grudniu, styczniu i lutym, w pozostałych miesiącach obowiązki w gospodarstwie nie pozwalały im na takie rozrywki.
Lata 80. to również ważny remont budynku, w wyniku którego dom zyskuje użytkowe piętro i dzisiejszy kształt.
W późniejszych latach, na piętrze często mieszkał któryś z pracowników. Kiedy zaś na początku lat 90. powstawało pole golfowe w Rajszewie, w dawnej szkółce na jakiś czas zakwaterowano tamtejszych pracowników.
Lata 90.
Lata 90. to trudny okres przemian, jednak mali mieszkańcy naszych wsi byli w tym czasie otoczeni doskonałą opieką.
W budynku działało Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, które prowadziło tu świetlicę. Jej sercem była pani Anna Kołodziejska. Stworzyła przyjazne miejsce, do którego ściągały dzieci z całej okolicy. Można było pograć tu w zbijaka, odrobić lekcje czy trenować ping- ponga. Pani Ania zajmowała mieszkanie na górze budynku, a dzieci wiedziały, że mogą do niej zapukać bez względu na porę. Została zapamiętana jako całkowicie oddana swoim podopiecznym.
Nieco później działał tu Caritas. Jego aktywność skierowana była do najmłodszych mieszkańców, a oferta poszerzyła się o wydawanie dzieciom posiłków.
Nowe potrzeby i nowe perspektywy
W 2004 roku został utworzony Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Jabłonnie i dawna szkoła w Skierdach stała się jego filią. W pierwszych latach spory wkład w rozwój placówki ma pani Anna Frankowska (nawiasem mówiąc jest z ośrodkiem związana do dzisiaj). Odnowiła zniszczone wnętrza budynku, a na piętrze stworzyła klubik malucha, który z powodzeniem działał parę kolejnych lat.
Dorośli mieszkańcy korzystali z budynku do organizacji imprez. Po określonej stawce i wpłaceniu kaucji można było wynająć salę na komunię czy osiemnastkę.
Jednocześnie, od lat 90. z roku na rok rosła w naszych wsiach liczba nowych mieszkańców (proces, który trwa do dzisiaj). Wzmagała się też potrzeba budowania sąsiedzkich relacji.
Odpowiedzią na tę sytuację były Nowoczesne Gospodynie – nieformalna grupa sąsiadek ze Skierd i Rajszewa, które obrały za cel integrację mieszkańców. Przez kilka lat panie z wielkim powodzeniem animowały życie lokalnej społeczności, właśnie na terenie ośrodka. Ten okres, a zwłaszcza sąsiedzkie imprezy w świetnej atmosferze, wiele osób wspomina z dużym sentymentem.
W skład grona założycielskiego Nowoczesnych Gospodyń weszły: Małgorzata Michalska-Sikorska, Iwona Kakietek-Zielińska, Agnieszka Mołodowiec, Agnieszka Rynecka, Maria Dobrzyńska, Dorota Szwarc i Lora Szafran. W dalszą aktywność grupy było zaangażowanych dużo więcej miejscowych pań (oraz panów).
Przez kilkanaście miesięcy, zanim ruszyła budowa kościoła w Rajszewie, w „szkółce” odbywały się nabożeństwa prowadzone przez proboszcza powstającej parafii. Zorganizowana została nawet procesja…dookoła budynku.
Wczoraj, dzisiaj i jutro
Ostatnie lata w historii „szkółki” to już inne nazwiska (funkcję kierownika w latach 2016-2020 pełniła pani Dorota Tondera), ambitne pomysły, oryginalne przedsięwzięcia i ciekawe inicjatywy. Ale to rozdział, który dopiero się pisze.
Warto jednak odnotować, że w ostatnim czasie „szkółka” przeszła solidny remont. Budynek zyskał ocieplenie, świeżą elewację, nowy dach, na którym zamontowano panele solarne. Jasne i nowe są również wnętrza budynku, a w jednej jego części urządzona została ładna, dobrze wyposażona świetlica dla małych mieszkańców.
Pozwala to mieć nadzieję, że dawna szkoła będzie służyć naszej społeczności jeszcze wiele lat.
Agnieszka Wójcik