Podczas kampanii wrześniowej 1939 r. Jabłonna stała się areną dramatycznych wydarzeń związanych z przemarszem na pozycje bojowe 21. Pułku Piechoty im. „Dzieci Warszawy” pod dowództwem płk. Stanisława Sosabowskiego – późniejszego bohatera bitwy pod Arnhem.
Późno w nocy 9/10 września 1939 r. przebywający w Modlinie 21. Pułk Piechoty otrzymał rozkaz opuszczenia twierdzy i zajęcia stanowisk w rejonie Józefowa. Wymarsz nastąpił około godziny 2.00. W związku ze zniszczeniem mostu na Narwi pod Nowym Dworem pułk musiał dwukrotnie przeprawiać się przez Wisłę. Najpierw na jej lewy brzeg przez prowizoryczny most pod Zakroczymiem, a następnie na prawy brzeg mostem pod Kazuniem. Obie przeprawy odbyły się już przy świetle dziennym. Przemarsz utrudniało zatarasowanie dróg przez tłumy uchodźców oraz idących luzem żołnierzy z innych oddziałów. Na szosie Nowy Dwór – Jabłonna samochód wiozący Sosabowskiego był bliski kolizji z pojazdem jadącym w przeciwnym kierunku. Jak się okazało podróżował nim gen. Władysław Anders udający się ze swoją brygadą kawalerii do Puszczy Kampinoskiej.
Droga prowadziła przez lasy, co pozwalało skryć się przed krążącymi po niebie niemieckimi samolotami. Około godziny 9.00 pułk dotarł do skraju lasu Bagno. W oddali widać już było wieże kościoła w Jabłonnie. Zarządzono postój i z kuchni polowych zaczęto wydawać śniadanie, a w pół godziny później obiad. Postój trwał około trzech godzin. Jako pierwszy wyruszył w drogę I batalion, który bez strat dotarł na wyznaczone pozycje. Nieco później wyruszyły główne siły pułku. Kolumnę otwierał II batalion, za nim szedł III batalion i ciągnęły tabory. Na końcu kolumny wlekły się obce wozy sanitarne i grupy żołnierzy z innych pułków. Po wyjściu kolumny z lasu na niebie ponownie pojawiły się niemieckie samoloty. Z wysokości około 50 metrów Niemcy przeprowadzili nalot zrzucając kilkanaście bomb i ostrzeliwując kolumnę z karabinów pokładowych. W tym pierwszym uderzeniu większość bomb spadła w lesie i poniesione straty nie były wielkie. Jednak już po chwili niemieckie samoloty zawróciły nad Jabłonną i rozpoczęły drugi atak. Tym razem Niemcy wymierzyli precyzyjne uderzenie w rozciągniętą linię piechoty i tabory. Największe straty poniósł idący na czele II batalion, którego żołnierze nie zdążyli rozbiec się po okolicy. Ocalałych ogarnęła panika. Do opanowania chaosu niezbędna była osobista interwencja Sosabowskiego, który z pistoletem w ręku dyscyplinował żołnierzy.
Obraz po nalocie był przerażający. Ocalały z nalotu chor. Stefan Szuba wspominał:
Począwszy od lasu, na szosie, w przydrożnych rowach i na polu leżą rozrzucone gęsto strzępy kadłubów ludzkich. Wiele zwłok nie nosiło nawet śladu zadraśnięć; leżą straszliwie rozniesione powietrzem, makabrycznie powykręcane w przedśmiertnej męce (…) Pośród stygnących trupów wiły się postacie rannych. Tych, których da się jeszcze uratować unoszą sanitariusze i koledzy. Innym, prężącym się w agonii, wszelka pomoc jest już zbyteczna.
Jako pierwszy z pomocą pośpieszył z Jabłonny ks. Stanisław Skrzeszewski, który przybiegł zziajany z pobliskiego kościółka. Z odkrytą głową, w albie i stule, z krucyfiksem w ręku, schyla się co chwila udzielając ostatnich namaszczeń.
Na wieść o masakrze na ratunek ruszyła okoliczna ludność udostępniając furmanki, koce i własne zapasy bandaży i leków. Rannych przenoszono z szosy do parku pałacu w Jabłonnie. Tutaj ukryci pod rozłożystymi gałęziami drzew oczekiwali pomocy. Wśród ratowników znalazła się drużyna sanitarna PCK z Legionowa kierowana przez Anatola Bryka, który po latach wspominał, że zobaczył „(…) dziesiątki rannych żołnierzy. Leżeli w cieniu drzew, oparci byli o grube pnie: poszarpani kulami i odłamkami, bez rąk, nóg, ze strzępami ciała, ranami głowy”. Rannych przewożono do szpitala polowego PCK utworzonego w budynku Szkoły Handlowej w Legionowie. Tutaj zajmował się nimi wraz z kolegami dr Stanisław Orłowski.
Przerwa w marszu trwała około godziny. Por. Marian Kamiński, dowódca kompanii przeciwpancernej, już na samym początku nalotu sprowadził swoich ludzi z szosy i polnymi drogami dotarł do pałacu w Jabłonnie, a następnie do torów wąskotorówki, które były zatarasowane wagonami. Z pomocą kolejarzy udało się je przesunąć i oczyścić przejście dla niedobitków z kolumny pułku.
Pułk opuścił Jabłonnę pod dowództwem mjra Wiesława Radziszewskiego. Płk Sosabowski przez jakiś czas pozostał przy kolumnie sanitarnej osobiście nadzorując ewakuację rannych. W godzinach popołudniowych pułk dodarł do Józefowa, gdzie żołnierze rozłożyli się w zagajnikach i zabudowaniach gospodarczych. W tym czasie doszło do kolejnego bombardowania. Jego ofiarą padła maszerująca przed pułkiem obca kompania saperów. W Józefowie pułk przeczekał do zmroku, po czym odszedł na nowe stanowiska wyznaczone między Strugą a Zielonką.
Nie jest jasna liczba ofiar bombardowania w dniu 10 września 1939 r. Płk Stanisław Sosabowski podawał we wspomnieniach, że pod Jabłonną poległo ponad 20 żołnierzy, a kilkudziesięciu było rannych. Płyta nagrobna na pomniku ufundowanym przez mieszkańców po zakończeniu wojny wymienia nazwiska 17 poległych i wspomina o kolejnych 16 nieznanych z nazwiska, co daje 33 pochowanych. Część relacji i opracowań wspomina nawet o 69 poległych i 122 rannych.
Rafał Degiel
L. Karczewski, 21 Warszawski Pułk Piechoty „Dzieci Warszawy”, Warszawa 1992,
A. Lewandowski, Druh Bryk, „Nasze Legionowo”, 1988, nr 6 (9), s. 4,
S. Sosabowski, Droga wiodła ugorem. Wspomnienia, Kraków 1990,
S. Szuba, 21 pp na przedpolach Warszawy, „Stolica”, 1960, nr 38, s. 14.