Na tle prowadzonej ostatnio polemiki na łamach tygodnika TO i OWO, dotyczącej wieliszewskiego strażaka i radnego gminnego, jak to On uroczyście brał swój ślub z wybranką pochodzącą z Hrubieszowa, postanowiłem trochę głębiej prześledzić i opisać zwyczaje panujące od dawna w tym środowisku.
Sięgając do historii Ochotniczej Straży Pożarnej, jest ona tak długa jak ludzkość i zawsze wynikała z potrzeby bezpieczeństwa, tj. ratowania ludzi i mienia nie tylko przed pożarem. Wraz ze wzrostem osiągnięć cywilizacyjnych i wobec zmian klimatycznych powodujących nowe kataklizmy potrzebne były jednostki, które w takich sytuacjach reagowały.
Oczywiście są Zawodowe Straże Pożarne, dobrze wyposażone i zorganizowane, utrzymywane z budżetu Państwa. Jest ich jednak stanowczo za mało, aby zabezpieczyć wszystkie potrzeby, szczególnie przy dużych zagrożeniach. Dlatego też powszechność i mnogość małych jednostek OSP, świetnie wypełnia istniejącą ciągle lukę i niewiele kosztuje. Praca strażaków ochotników jest społeczna, a samorządy gminne zapewniają jedynie sprzęt i umundurowanie.
Następną zaletą OSP jest ich bliskość do obszaru działania, co powoduje większą ich skuteczność w likwidowaniu zagrożenia. Jednak poza merytoryczną działalnością jednostek OSP, jest bardzo ważna ich rola społeczna, jaką odgrywają w swoich środowiskach. Jest to zazwyczaj dobrze zorganizowana grupa mężczyzn, nadająca swojemu otoczeniu impulsy i inicjatywy, różnych działań: kulturalnych, rozrywkowych, charytatywnych itp. Do działań tych młodych zazwyczaj ludzi, dołączają ich rodziny i znajomi, co powoduje wspaniałe ożywienie danego środowiska.
Z takiego sposobu działalności OSP, powstało wiele tradycji i zwyczajów, ciągle pielęgnowanych i powielanych w środowiskach wiejskich. Do najbardziej widocznych tradycji należy udział strażaków na wszelkich pokazach, paradach, czy defiladach, ze swoimi sztandarami z okazji różnych świąt, rocznic i innych lokalnych uroczystości, również religijnych. Jest ponadto stałym zwyczajem, że wszystkie ważne uroczystości rodzinne (śluby, pogrzeby, wielkie awanse) strażaków i innych ważnych i zasłużonych dla tej społeczności ludzi, są honorowane pocztami, delegacjami, czy gremialnym udziałem całej umundurowanej braci strażackiej. Bo to jest ich wielkie święto.
Odnosząc się do prasowych polemik, jak to ten młody strażak nadużył zaufania społecznego, bo na jego ślub, jego koledzy, pojechali sprzętem strażackim kilkaset kilometrów, (na co uzyskali zgodę władz i pokryli koszty paliwa) należy zadać tu pytanie: w jakim kontekście autor artykułu „Co oni tam gasili w Hrubieszowie”, przedstawia w sposób krytyczny takie zachowanie, czy tu nie chodzi aby o to, żeby „dokopać radnemu” bo go ktoś nie lubi?
Czy autor tego artykułu pisząc go, nie zastanowił się nad tym, że ten strażak sobie na taki gest ze strony kolegów zasłużył, wielogodzinnym wkładem swojej pracy społecznej dla tego środowiska?
Czy może ktoś inny dostarczający te informacje (a wszystko na to wskazuje) zasugerował, żeby to w ten sposób przedstawić? Myślę że, znając osobiście zarówno Pana strażaka-radnego, jak i autora w/w artykułu, to takim „chodzeniem na skróty” autor wyrządził krzywdę strażakowi i powinien Go w ten sam sposób przeprosić, w jaki skrzywdził.
Odniosłem się do tej sprawy nie przypadkowo. Jestem starym działaczem społecznym i nie jedno upokorzenie i obelgę, czy niesłuszne posądzenie przeżyłem, dlatego zawsze staram się stawać w obronie ludzi krzywdzonych moralnie.
Mieczysław Berdowski