– Pani wójt podczas jednej z sesji oświadczyła, że zrywa ze mną współpracę. Ale czy kiedykolwiek ta współpraca istniała? – mówił powiatowy koordynator ds. łowiectwa do radnych jabłonowskich. To posiedzenie komisji stało się przykrą lekcją dla radnych. Okazało się, że wójt nie informuje ich o najważniejszych rzeczach.
Radni z Komisji Bezpieczeństwa Publicznego 9 sierpnia wezwali powiatowego koordynatora ds. łowiectwa Zenona Chojnackiego na posiedzenie, by zapytać go o problemy związane z dziką zwierzyną. – Co robi się w temacie dzików? – zadała pytanie radna Dorota Świątko. Zenon Chojnacki zwrócił uwagę, że radni nie są przygotowani do rozmowy, bowiem to Wójt Olga Muniak zatrudniła firmę, która ma zajmować się tym problemem. O tym fakcie nie poinformowała ani radnych, ani komendanta policji, ani jego samego. – W prasie i na stronie internetowej urzędu pojawiają się artykuły, że firma działa na piątkę. To była jakaś prowokacja, dzwoniono w godzinach pracy urzędu. Ja podziwiam, bo ja sam od dawna nie mogę się dodzwonić do kierownika Huberta Maciocha – ostro skrytykował urząd koordynator. W praktyce nikt nie zna telefonu ani firmy, która została wynajęta do interwencji w sprawie dzików.
7 wezwań dziennie
Zenon Chojnicki przyjmuje telefony od mieszkańców przez 24h/dobę, obojętne czy to środek nocy, czy też niedziela. Jego zadaniem jest koordynowanie działań na terenie powiatu. – Jest na przykład 3 rano i dzwoni do mnie policja. Czasem wolę coś sam załatwić. Jak zadzwonię do kogoś o tej porze, to pomyślą, że z choinki się urwałem. Proszę kogoś o pomoc i odpowiadają mi, że są już po pracy, albo że wypili lampkę wina – opowiadał Chojnicki o urokach jego pracy. Jest wzywany nie tylko do dzików, ale również do łabędzi, wypadków z sarnami, kłopotów z kunami, za żmijami, wiewiórkami czy łosiami. – Zadzwoniła do mnie kobieta, która miała pretensje, że w ogrodzie ma mrowisko – o tych sprawach mało kto zdaje sobie sprawę, bowiem nie są nagłaśniane. Nie znaczy to, że nie istnieją. Tygodniowo koordynator ma średnio 50 wezwań do dzikich zwierząt. – 90% wezwań mam z gminy Jabłonna – mówi Chojnacki.
Urząd nie chce płacić
– Pani wójt mówiła na sesji, że zrywa ze mną współpracę. Ale czy istniała jakakolwiek współpraca ze strony gminy? – zapytał radnych Chojnacki. Włodzimierz Kowalik pytał jak wyglądają w praktyce interwencje. Koordynator nie zostawił suchej nitki na radnym, mówiąc że doskonale zdaje on sobie sprawę z problemów, bowiem podczas jego nieobecności próbował wraz z synową takiej interwencji. – Wielokrotnie płaciłem dla świętego spokoju z pieniędzy starostwa – tłumaczył radnym.– Na przykład jest godzina 2 w nocy i telefon w sprawie wypadku sarny z w okresie ochronnym. Na miejsce muszę przyjechać z weterynarzem – koordynator twierdzi, że gmina zwykle odmawia w takim przypadku zapłaty za usługę. – Nie do każdego można zadzwonić o 2 w nocy. To jest cała noc z głowy. Weterynarz chce by mu zapłacić za godną pracę. Ja za takie coś płacę ze swoich pieniędzy, bo żaden weterynarz nie będzie chciał przyjechać następnym razem. Zenon Chojnacki opowiadał o przejrzystych sytuacjach w sąsiednich gminach i tłumaczył, że inne gminy mają podpisane umowy z lekarzami i w tych gminach wie, do kogo zadzwonić. – Żeby było jasne, ja nie odmawiam współpracy, chcę tylko normalności – podsumował koordynator Chojnacki.
Co może koordynator?
Zenon Chojnacki jest doradcą starosty ds. łowiectwa od 6 lat. – Ja mogę stwierdzić po wezwaniu, czy dzik jest agresywny, czy jest ranny, potrącony, czy może w wyniku tego dostać gorączki. Co mogę więcej zrobić? Użyć broni nie mogę. Jak dzik nie jest agresywny, to zagonię go do lasu. Niedawno koło przedszkola oprosiła się locha. Nie wiecie, ile razy byłem na miejscu – opowiadał radnym koordynator. – Tego dzika nie można było uśpić, bo był pod ochroną. Dziki to zwierzęta migrujące. Dzik wędruje do 10 km w nocy. Wyganianie ich z Legionowa do Chotomowa i z powrotem, nie ma sensu. Tak naprawdę legionowskie dziki nie są legionowskimi dzikami, są z Chotomowa. Obecnie na terenie Chotomowa przebywa stado 25 sztuk.
4 lata temu
Zenon Chojnacki przypomniał radnym, jak to było 4 lata temu i wcześniej. – Narzekali głównie rolnicy, bo ciężko było otrzymać odszkodowanie za wyrządzone szkody. Kiedy zaczął się bum inwestycyjny, w miejscach, gdzie były pola pszenicy, stoją teraz domy – odpowiadał koordynator na prośbę radnych. Starosta powołał to stanowisko, by załagodzić ten problem. 4 lata temu dziki chodziły przy szkołach. Kosztowało to bardzo dużo pracy, by tę sytuację naprawić. Teraz sytuacja się pogorszyła. – Jako jedna osoba w powiecie nie jestem w stanie doprowadzić do sytuacji, by dziki zniknęły – przekonywał do współpracy Chojnacki. W tej gminie nie ma straży gminnej, urząd nie chce współpracować i mieszkańcy mogą czuć się zagrożeni, bo problem będzie się nasilał.
Sposoby na dziki
Od roku jest bardzo dużo dzików i są niebezpieczne. – Mówiłem pani wójt, że w Gminie Jabłonna jest najgorzej. Jak jest źle, to trzeba tę sytuację leczyć. Ale nie została nawiązana współpraca – mówił Chojnacki mając na myśli m.in. brak ulotek i brak korekty planów hodowlano-łowieckich. Takie plany są opracowywane od kwietnia do kwietnia. Koordynator nie może ingerować ani ich nadzorować. Dziki można odstrzeliwać od początku roku. Najprawdopodobniej na chwilę obecną z 70 dzików przeznaczonych w planie, tylko 17 zostało odstrzelonych. Okres ochronny obejmuje głównie lochy. Można wybrać konfliktowe dziki i zrobić przecinkę w stadach. Koła łowieckie nadzoruje Polski Związek Łowiecki. Wójt co roku podpisuje plan hodowlano-łowiecki i to gmina jest od tego, by zapewnić porządek. Koordynator mówił o różnych sposobach radzenia sobie z dzikami. – Może intensywne dokarmianie w lesie? Mamy dużo pięknych terenów. Dzik jest niebezpieczny również ze względu na stan wałów. Może warto poświęcić inny teren? – pytał koordynator sugerując powstanie zamkniętego terenu, ostoi, rezerwatu, gdzie dzik znajdzie swoje miejsce. Zaznaczał też, że wśród kół łowieckich wiele osób działa na zasadzie wolontariatu, jednak to gmina musi znaleźć środki i nakreślić plan działania.
Radni nie wiedzieli?
Zdumienie wzbudziła informacja, że urząd zatrudnił firmę do podejmowania interwencji w sprawie dzików. Dorota Świątko przyznała, że radni nie mają wiedzy na temat umowy z tajemniczą firmą i zakresu jej działania. Wezwany na komisję pracownik Referatu Ochrony Środowiska poinformował, że takie dane nie zostały im przekazane przez kierownika. Firmie płaci się za konkretną interwencję, polegającą na odstraszeniu dzików i takich interwencji było kilkadziesiąt. Stanowczo zaprotestował wobec tego kłamstwa Zenon Chojnacki, który wyjaśnił, że umowa z firmą obejmuje maksymalnie tylko 30 interwencji.
Lipna umowa?
Zenon Chojnacki wyjaśnił, że umowę widział i opiewa ona na kwotę 7 380 zł. Jej wykonawcą jest Artur Bieńkowski. Usługa dotyczy doraźnych interwencji i działań prewencyjnych wobec zwierzyny łownej od kwietnia do końca 2012 roku oraz całodobowej gotowości. Umowa obejmuje 30 interwencji. Firma ma dostarczać sprawozdania do urzędu i przyjeżdżać w czasie nie dłuższym niż 10 godzin od zgłoszenia zdarzenia. Zaznaczył, że do najdalszego terenu wyszkowskiego jest 25 minut, a do Legionowa on dojeżdża maksymalnie w ciągu 15 minut.
Mieszkańcy mogą się czuć zagrożeni
– Od czego jest rada gminy? Pan mówi, że nic o tym nie wiecie? – pytała Agata Ziółkowska mieszkanka gminy o to, dlaczego radni nie weryfikują tych wydatków. Członkowie Komisji Rewizyjnej byli zdruzgotani. – Nie ma sensu dalej tego czytać – powiedział Radny Zbigniew Garbaczewski, zgłaszając wniosek o skoordynowanie wszystkich działań i udostępnienie radnym wszystkich materiałów w tej sprawie, faktur i sprawozdań. – My też nie mamy numeru telefonu do tej firmy – mówił oburzony. – To żenada – podsumowali inni. Dorota Świątko oświadczyła, że komisja powinna zostać poinformowana o tej umowie. Zażądała od urzędu, by na następną komisję dostarczono umowę, sprawozdania, pomysły na przyszłość i plany, jak urząd widzi współpracę z panem Chojnackim.
Po opuszczeniu przez powiatowego koordynatora ds. łowiectwa posiedzenia Komisji Rewizyjnej, na salę obrad przybył zastępca wójta Tadeusz Rokicki. Na pytania radnych o to, dlaczego nie została im udostępniona umowa odpowiedział krótko: – To jest pan Chojnacki, wiadomo że nas nie lubi.
Iwona Wymazał