Antoni N. z Łachy pod Serockiem został już dwukrotnie skazany za groźby karalne pod adresem rodziny Kowalczyków. Po odbyciu kary uciążliwy sąsiad wraca i znów robi swoje. Bieganie z nożem i siekierą to często spotykane sytuacje. Groźby i kradzieże – jak mówią mieszkańcy, to „chleb powszedni”.
Wieś Łacha w pobliżu Serocka to, wydawać by się mogło, nad wyraz spokojne miejsce. Zabudowa zdominowana przez domki letniskowe. Niestety sielankowy klimat tej miejscowości nad Narwią zaburzony jest przez jednego człowieka. Najbardziej pokrzywdzona jest rodzina Kowalczyków – bezpośrednich sąsiadów Antoniego N.
Do miejscowości Łacha sprowadzili się mniej więcej w tym samym czasie. Domy budowali niemal równolegle. W 2006 roku N. przeprowadził się do wsi na stałe. – Żona postanowiła pozbyć się męża i zaczął się problem. Mówił, że nie ma pieniędzy, nie ma jedzenia, więc zapraszaliśmy go na obiad. Jak wyjeżdżaliśmy, to dawaliśmy mu to co było w lodówce – wspomina Pani Jolanta Kowalczyk. Po jakimś czasie okazało się, że pan Antoni ma problem z alkoholem. – Zaczął trochę rozrabiać – relacjonują sąsiedzi. Na początku nikt nie traktował tego zbyt poważnie. Pewnego razu zostawił rower pod bramą Kowalczyków, na jego kierownicy wisiała torba z nożem. Postanowili wezwać policję. – Od momentu tego zgłoszenia relacje między nami pogorszyły się. Kiedy nas nie było, niszczył nam bramę, rozcinał ogrodzenie, porysował samochód – opowiadają Kowalczykowie. Sprawca sam się do tego przyznał, a nawet przeprosił. Prokuratura nie zareagowała. Teraz Antoni N. biegający z siekierą i nożem – to widok w miejscowości Łacha dość często spotykany.
Apogeum problemów
Mimo kolejnych wyroków skazujących, N. czuje się bezkarny. Pojawiły się groźby zabójstwa i spalenia. Dramatyczna sytuacja miała miejsce w 2009 roku. – W godzinach porannych około 11:00, przy karmieniu dziecka, zauważyłam w moim zadaszeniu budynku sąsiada Antoniego N. (…) Przyszedł do mnie przez parkan, przystawiając drabinę. W przewieszonej reklamówce miał ubrania, dokumenty oraz nóż – czytamy w liście do legionowskiej Prokuratury Rejonowej z 18.01.2009r. Inni sąsiedzi Antoniego N. nie chcą podawać swoich personaliów, ale potwierdzają wersję Państwa Kowalczyków. – Kiedyś wołał pewną kobietę pod jej domem, jak nie chciała wyjść, to powybijał jej okna – opowiadają. Pan Władysław opowiada, że zatrudnił go u siebie, po czym został okradziony. W jego przypadku wszystko dobrze się skończyło, bo „postraszony” Antoni N. wszystko oddał. Małżeństwo – Pani Justyna i Pan Radosław opowiedzieli, jak Antoni N. spuścił im paliwo z ciężarówki, prawdopodobnie po to, aby je sprzedać. Zdarzyło się to dwukrotnie i za każdym razem było to ok. 150 litrów paliwa. Za drugim razem Pan Radosław widział go, zgłosił na policję, ale bez rezultatu. Policja przyjechała, Pan Antonii nie otworzył, więc odjechali. Powtórnie przyjechali po tygodniu, ale paliwa już nie było. – Ja się nie boję, bo on jest za mały, ale obawiam się o własną rodzinę i dzieci. Jak on ma „białe myszki”, czy coś w tym rodzaju, to ja nie wiem, co mu może strzelić do głowy – mówi Pan Radosław.
Ostatnie wydarzenia
Ostatni incydent miał miejsce w nocy z 29 na 30 lipca. Sprawca „pracował” całą noc pod nieobecność państwa Kowalczyków. Właściciele szacują straty spowodowane przez niego na ok. 10,5 tys zł. Największe zostały spowodowane uszkodzeniem generatora wiatrowego. Została zepsuta brama wjazdowa, system służący do monitoringu, dziecięca zjeżdżalnia. Ponadto wykopano drzewo owocowe. – Policja poszła do niego, on się przyznał, ale nawet go nie zabrali – mówi Pani Jolanta. Mieszkańcy Łachy różnie oceniają pracę funkcjonariuszy z komisariatu policji w Serocku. – Policja robi swoje. Jak tylko zadzwonimy, zawsze przyjeżdżają i mówią, że są do naszej dyspozycji – oświadczają Kowalczykowie. – Im to trzeba chyba go przyprowadzić. Jak im nie otwiera, to po prostu nie wchodzą, choćby to miało miejsce bezpośrednio po zgłoszeniu przestępstwa, na którym został przyłapany przez świadka – komentuje Pan Radosław.
Chorych powinno się leczyć
Kowalczykowie są już u kresu sił. Boją się Antoniego N. Myślą, że prawdziwym rozwiązaniem byłoby leczenie N. w szpitalu psychiatrycznym. – Po odsiedzeniu wyroku w więzieniu wychodzi i sytuacja wraca do punktu wyjścia, gdyby go wyleczyli, może naprawdę coś by się zmieniło. Antoni N. ciągle rozmawia z drzewami, sam ze sobą, mówi o najeździe wojsk, tańczy z narzędziami, nawet z siekierą – opowiada Krzysztof Kowalczyk. 7 sierpnia 2012 roku Państwo Kowalczykowie złożyli wniosek do sądu o przyjęcie Antoniego N. do szpitala psychiatrycznego bez jego zgody. Sąd poinformował, że wniosek jest nieważny bez świadectwa lekarza psychiatry. Świadectwa nie może otrzymać osoba niespokrewniona, bez upoważnienia chorego, natomiast sąd ma takie uprawnienia, aby wymieniony dokument po złożeniu wniosku otrzymać. Z kolei problemami psychicznymi Antoni N. broni się przed sądem przy okazji kolejnej sprawy karnej. 10 grudnia 2013 roku N. został skazany za groźby karalne. Wyrok – kara więzienia w zawieszeniu. Jego adwokat z Kancelarii Adwokackiej Adwokata Michała Modrzejewskiego w apelacji od wyroku skazującego z 7 stycznia 2014 roku pisze: W ocenie obrońcy, jeśli z zachowania sprawcy nie wynika na czyją szkodę ma zostać popełnione przestępstwo lub też jego wypowiedź jest na tyle niejasna, że nie wiadomo, czy zapowiada on popełnienie przestępstwa, czy też nie jest wiadomym, czy kieruje on daną wypowiedź do określonej osoby, czy też do osoby fikcyjnej, którą sobie uroił, wówczas trudno będzie uznać, że mamy do czynienia z realizacją ustawowych znamion przestępstwa groźby w rozumieniu art. 190 1 k.k. – argumentował adwokat.
Sąd i policja nie pozostawiają złudzeń
Kowalczykowie czują się już bezsilni. Nie wiedzą, gdzie mogą szukać dalej pomocy. -(…) jeśli Państwo Kowalczyk czują się terroryzowani, proponuję, aby powiadomili odpowiednie organy ścigania (prokuraturę lub policję), które to instytucje nadadzą zgłoszeniu stosowny bieg – informuje Anna Zawadzka, Prezes Sądu Rejonowego w Legionowie, w piśmie do Gazety Powiatowej z 29 sierpnia 2014r. Policja zapytana o Antoniego N. mówi, że zna problem i informuje o prowadzonych wobec mężczyzny postępowaniach. – Ze strony policji następuje reakcja na każde zgłoszenie interwencji dot. Antoniego N. Ponadto dzielnicowy z miejscowości Łacha ma stały kontakt ze społeczeństwem, wyjaśnia zgłaszane mu problemy i poucza rozmówców o dalszym toku postępowania zależnie od sytuacji – informuje Gazetę Powiatową asp. Emilia Kuligowska, oficer prasowy KPP Legionowo.
Tymczasem Pan Kowalczyk poinformował już policję, że w razie kolejnej napaści nie zawaha się użyć broni. Czy potrzebny jest samosąd lub ofiara śmiertelna, aby instytucje skutecznie zareagowały?