15 sierpnia 1943 r. zespół likwidacyjny pod kierunkiem sierż. Bronisława Majchrzyka ps. „Kajtek”, dowódcy Oddziału Dywersji Bojowej przy sztabie legionowskiego I Rejonu Armii Krajowej, wykonał wydany przez sąd AK wyrok śmierci na dwóch siostrach, mieszkających w wilii na Parcelach Wieliszewskich (inaczej Letnisko Wieliszew), niemieckich konfidentkach.
W Sprawozdaniu „Kedywu-Kolegium” za sierpień 1943 roku, znajdującym się w aktach byłego Wojskowego Instytutu Historycznego, znajduje się informacja: W dniu 18.VIII.1943 r. na mocy wydanego wyroku śmierci patrol z OS „Brzozów” zastrzelił w Legionowie Reginę Uhle (wzgl. Ulle), volksdeutschkę, gospodynię w majątku Wieliszew, konfidentkę gestapo, oraz współpracujące z nią 2 wróżki (NN). D-ca akcji – sierż. „Kajtek”. Regina Uhle składała cotygodniowe meldunki w żandarmerii o nastrojach i zachowaniu się ludności polskiej.
Kedyw (Kierownictwo Dywersji Komendy Głównej AK) zajmował się przeprowadzaniem i organizacją akcji bojowych, zamachów, sabotażu oraz dywersji. W strukturze oddziałów dywersyjno-bojowych Kedywu Okręgu Warszawskiego znajdowały się również Rejonowe Oddziały Specjalne (OS) Obwodu VII „Obroża”, w tym Rejonu I -Legionowo z 4 grupami: grupa ppor. „Korwina”, ppor. „Soplicy”, ppor. „Zima” i grupa „Kajtka”, które również wykonywały akcje zlecane przez Kedyw.
W Letnisku Wieliszew, na parterze drewnianego domu wynajął mieszkanie Benon Jonas. W domu tym, po wyjściu z warszawskiego getta w drugiej połowie 1942 r., mieszkała przez kilka miesięcy jego żona Bronisława z dwoma synami, Stanisławem i Andrzejem. Było im tam bardzo dobrze, ojciec przywoził żywność i nie głodowali. Do Jonasów przyjeżdżało wielu znajomych po wyjściu z getta, którzy nie mieli się gdzie podziać. Zaprzyjaźnili się z niektórymi sąsiadami. Stanisław przyjaźnił się z sąsiadką, córką kolejarza, i chodził z nią pasać kozę. Obok mieszkała też rodzina Zasońskich, z licznymi dziećmi, które należały do organizacji podziemnej – Związku Syndykalistów Polskich, a po scaleniu do AK. Najstarsza córka, Maria była zaprzyjaźniona z Bronisławą. Pewnego dnia Maria Zasońska powiedziała Bronisławie, że organizacja przejęła wiadomość, że dwie siostry, mieszkające vis a vis ich domu piszą donosy na różnych mieszkańców, m.in. na Jonasów. Bronisława postanowiła natychmiast wyjechać z Letniska Wieliszew. Zadenuncjowano ich jako ukrywającą się rodzinę żydowską. Donos sąsiadek został przechwycony przez wywiad Armii Krajowej, a na donosicielki sąd AK wydał wyrok śmierci. Jak zauważył w swojej relacji spisanej w latach 70. XX wieku sierż./ppor. Bronisław Majchrzyk ps. „Kajtek”, któremu
powierzono wykonanie wyroku:
Dnia 14.08 zostałem wezwany pocztą alarmową przez płk. Grosz-Kłoczkowskiego, d-cę I Rejonu VII Obwodu AK na punkt kontaktowy. Na miejscu kontaktu zastałem poza pułkownikiem, d-cę I Balotu (batalionu) por. „Znicza” (Szymkiewicz [Bolesław]) oraz adiutanta d-cy por. „Szymona” (E. [Edward] Dietrych). Płk „Grosz” dał mi do przeczytania anonim podpisany przez „półniemca”, przechwycony przez wywiad AK, z którego treści wynikała całkowita dekonspiracja organizacji AK i Z.S.P., zamieszkałych na terenie Parcel Wieliszewskich oraz wsi Wieliszew i Zegrza (…) Na sporządzony przeze mnie szkic naniosłem wszystkie niemal wille, numerując je zgodnie ze stanem faktycznym. Czytając anonim, kolejno wykreślałem budynki, których mieszkańcy byli zdenuncjowani [w anonimie]. Pozostała tylko willa nr 11 zamieszkała przez dwie kobiety t.j. Jarzębińską i Lachową. W tym miejscu muszę dodać, że w anonimie byli wymienieni nie tylko członkowie organizacji, ale również inni, którzy pędzili bimber, handlowali, przechowywali żydów, a nawet kochanka oficera z obozu jeńców w Benjaminowie. Jedna z kobiet trudniła się wróżbiarstwem, druga zaś krawiectwem. Po przeanalizowaniu szkicu, stało się prawdopodobne, że anonim wyszedł od nich. Wobec powyższego, płk „Grosz” dał mi rozkaz likwidacji obydwu kobiet, z tym jednak, ażeby przed likwidacją zdobyć 100% pewności ich winy. W tej sprawie pozostawił mi całkowicie wolną rękę.
15 sierpnia 1943 r. zespół likwidacyjny pod kierunkiem sierż. B. Majchrzyka ps. „Kajtek” – dowódcy Oddziału Dywersji Bojowej przy sztabie I Rejonu AK wykonał wyrok. Po zebraniu dowodów winy obie konfidentki zastrzelili w domu Henryk Gałązka ps. „Wirski” i Kazimierz Zajdler ps. „Metro”. Podczas akcji udawali agentów gestapo. Dowódca akcji, sierż. Majchrzyk tak opisał przebieg wykonania wyroku:
O godz. 19.30 [15 sierpnia] nadeszli od strony stacji Wieliszew, nieznani na tym terenie „Wirski” i „Metro” ubrani w czarne płaszcze pozorujące Niemców i weszli do willi kobiet z tym, że „Wirski” miał za zadanie utrzymywać ze mną wzrokowy kontakt. Na ich wejście do willi nikt nie zwrócił uwagi z przyczyn jak wyżej, tylko ja, „Kostek”, „Czaplic” i Gruczek staliśmy się czujni i ostrożni. Trzymając się omówionego rano planu, „Metro” po wejściu do willi kobiet, przedstawił się w języku niemieckim, że jest z gestapo i prosi o zezwolenie na poczynienie obserwacji z okien ich mieszkania. Wyraziły zgodę i wtedy „Metro” wyciągnął anonim i tak nim manipulował, ażeby kobiety możliwie rozpoznały go i rozpoczął niby konfrontację terenu otoczenia z anonimem. Udało się. Zgodnie z moimi przewidywaniami, Lachowa czy też Jarzębińska nie wytrzymały i zasugerowały się, że mają do czynienia z prawdziwym gestapo. Obydwie zaczęły sypać na całego przyznając się, że już pisały dwa anonimy ale nie było żadnych skutków. W dalszym sypaniu wybiegały poza ramy anonimu, denuncjując wiele innych osób. Następnie zaczęły uzasadniać, że one są półniemki i ich obowiązkiem było podać poczynania polskich bandytów. Po ich wysłuchaniu i 100% upewnieniu się, że one są autorkami anonimu, „Metro” polecił im napisać odręcznie jeszcze dodatkowe wyjaśnienia i meldunki. Gdy obydwie usiadły przy stole ażeby pisać „Metro” i „Wirski”, każdy swoją, strzałem w tył głowy wykonali wyrok.
Później ciała denatek zostały przywiezione wozem konnym pod kościół w Wieliszewie w prowizorycznych trumnach zbitych z desek, przez szpary których widać było głowy z wystającymi przez nie włosami. Nie wiadomo kto wykonał te trumny z desek i użyczył furmanki by je przywieźć pod kościół, ale – jak relacjonowała świadek tych wydarzeń – byli to raczej miejscowi, a z całą pewnością nie Niemcy. Furmanka stała w bramie wjazdowej przed dziedzińcem kościoła. Ksiądz wieliszewski dokonał tylko tzw. pokropka, czyli pokropienia trumny wodą święconą, bez wprowadzania do kościoła, bo denatki za życia nie uczestniczyły w praktykach religijnych i nie przynależały do wspólnoty kościoła. Pochowano je na cmentarzu w Wieliszewie.
Krzysztof Klimaszewski
Ważniejsze źródła:
- H. Witkowski, „Kedyw” Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej w latach 1943 – 1944, Warszawa 1985,
- J. E. Szczepański, Ludność żydowska w Legionowie i jej Zagłada, Legionowo 2017,
- Archiwum Akt Nowych, zespół 2184 Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, sygn. 616, Archiwum ppłk. Edwarda Dietricha, teczka nr 38, Relacje członków oddziałów dywersji bojowej I Rej. AK Legionowo,
- Relacja Zenony Snopek z d. Gruczek.