Generała Stanisława Mandykowskiego znacie z większości uroczystości miejskich poświęconych pamięci polskich żołnierzy. Honorowy generał brygady strzelców, major Wojska Polskiego. We wrześniu 1939 roku- brał udział w wojnie z Niemcami. Podczas wojny pełnił funkcję wojskową zastępcy dowódcy plutonu. Internowany i aresztowany dwukrotnie – przed referendum w 1946 roku i przed wyborami w 1947 roku. Represjonowany za czasów Władzy Ludowej. Od 62 lat pracuje społecznie, w tym 30 lat w stowarzyszeniach kombatanckich. Był Viceprezesem Światowego Prezydium Kombantantów w Warszawie, zastępcą Generała Antoniego Heda-Szarego pseudonim Szary. Z pochodzenia Warszawiak – sercem Legionowianin. W listopadzie skończy 94 lata!
W poprzednim odcinku wspominaliśmy czasy II Wojny Światowej i okupacji. A czasy współczesne? Dzisiejsi ludzie, młodzież? Czego nam brakuje?
Wam brakuje przede wszystkim historii. Moim nauczycielem w szkole powszechnej był porucznik rezerwy, który brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Więc kto mógłby tę historię przekazać lepiej, niż ktoś, kto był jej uczestnikiem? Profesorowie w gimnazjum to byli przeważnie oficerowie rezerwy. Wreszcie ksiądz katecheta – też pułkownik, który pisał też podręczniki dla młodzieży. On tak pięknie potrafił mówić. Był podczas lekcji taki moment – za mną siedział taki łobuziak, syn węglarza. To był student, dryblas wyższy ode mnie, w każdej klasie po dwa lata spędzał. Jednego razu spokojnie siedziałem i słuchałem wykładu naszego księdza, a on siedział za mną, szpileczkę wsadził mi w zadek, ja podskoczyłem i wylałem na niego cały atrament z kałamarza. Ksiądz to zauważył, wziął mnie za kołnierz, dał mi kopniaka i wyrzucił z klasy. Ale to potem się wydało, że to nie ja byłem winien i przeprosił mnie. Takie czasy były. On umarł mając sto lat. Kiedyś odwiedziłem go pod Warszawą, w domu dla księży. Zapytałem wtedy, czy mnie poznaje. A on mówi – proszę pana, ja tylu uczniów miałem, że trudno mi powiedzieć… A tego ucznia, co pan wziął za kołnierz i z klasy wyrzucił pan pamięta? – To ty?! Tak, to ja – odpowiedziałem. Wziął mnie za rękę i razem pomodliliśmy się. Takie spotkania wtedy były…
Czyli nieznajomość historii, chyba trochę odejście młodych ludzi od kościoła…
Zdecydowanie. My, czy to w szkole powszechnej, czy w gimnazjum – w każdą niedzielę cała szkoła szła rano na mszę. My byliśmy po prostu inaczej wychowani.
Ale były też żarty, przecież was, jako młodych ludzi na pewno rozpierała energia…
Żarty były, i owszem. Smarowanie smalcem po tablicy…Opowiem zabawną historię. W szkole powszechnej mieliśmy niemiecki. Zagadałem się z moim kolegą, a nagle słyszę – Mandykowski, komm zu mir! Nauczyciel rzucił we mnie piórnikiem, piórnik się rozleciał. Ja się w domu oczywiście nie przyznałem. Jak ja chodziłem do szkoły, to jeszcze były kary cielesne. Ciągnęli nas za uszy, rzemyczkiem tłukli…Wam brak jest historii i obycia. Ja, jako młody człowiek nie wsiadłem pierwszy do tramwaju, jak przede mną była kobieta. Najpierw musiała wejść ona czy osoba starsza, dopiero ja jako młody człowiek mogłem wsiąść. Żaden z nas nie śmiał siąść. Tak byliśmy wychowani, o to dbaliśmy i to celebrowaliśmy. To była nasza wewnętrzna dyscyplina. My potrafiliśmy się zachować, uszanować starszego.
A my nie umiemy…
No może nie wszyscy. Ja należę do generacji, która ojca całowała w rękę. Jak ojcu dziękowałem za wycieczkę do Gdyni, to całowałem go w rękę, bo taka była tradycja i taki byliśmy pokoleniem. Dzisiaj mówi się na ojca – stary, wapniak czy jeszcze gorzej… Po prostu brak tego szacunku.
Czy możemy mówić w takim razie o ogólnym kryzysie wartości?
Nigdy nie byłem bigotem, ale jednak wyższe wartości zawsze uznawaliśmy. Dekalog – tam jest wszystko. Zawsze staraliśmy się żyć według tego. I czy nam się to udawało, czy nie… Historia pokazała, że tak. My ten egzamin zdaliśmy. Co tu dużo mówić. Moi rodzice to byli prości ludzie. Ale jak zbierali na Skarb Narodowy Państwa to oddali swoje obrączki ślubne. Bo powstawało Państwo Polskie i trzeba było pomóc. Rodzina nas wychowała, szkoła uczyła, a kościół te dwie nauki scalał, jeszcze bardziej nas cementował.
Zapytam jeszcze raz o młodzież. Jak Pan ocenia – w jakim kierunku ona zmierza? Czy jeszcze jest szansa, że zmieni się to na lepsze?
Nie. W moich czasach nie było telewizji, rzadko kto miał radio. Dzisiaj dają młodzieży programy, których ona nie powinna oglądać. Rozwiązłości, nazwijmy to tak. Przed wojną nie znało się słowa – seks. Wtedy to była miłość. Kiedy młody chłopak poznawał dziewczynę, to musiał ją kochać, coś w niej zobaczyć… Albo miała charakter, albo piękny uśmiech, oczy… Coś, co zauroczyło w niej. I to była miłość. Dziś się szuka tylko seksu. Na litość boską, dzisiaj czternastoletnia dziewczyna zachodzi w ciążę… O czymś takim przed wojną nie było mowy, skądżeż to. Nas w szkole uczono czystości. Tego uczył ksiądz. Ale właśnie to dzisiaj promuje telewizja – na okrągło, na około wszędzie seks, seks, seks. A młody człowiek to chwyta szybko.
Takie są wzorce…
I to trzeba by jakoś zmienić. Ale żyjemy w czasach, gdzie decydują najbogatsi- po to żeby sprzedać. A seks sprzeda teraz najlepiej. Zdaję sobie sprawę z tego, że już mam niewiele czasu. Przyszli do mnie młodzi ludzie. (Stowarzyszenie Legionowscy Patrioci – przyp. Red. ). Ja mam ich sześćdziesięciu pod sobą. Opiekuję się nimi, jeździmy razem na wycieczki. Opowiadam i tłumaczę im historię.
To łamie stereotypy… Że kibice są źli, że się tłuką, demolują…
To nie są szalikowcy. Nie biją się, nie tłuką. (O… tę firankę mi kupili, choinkę na święta.) Są bardzo chętni do pomocy. Posprzątali mi biuro, teraz mają je odnawiać. Oczywiście za darmo, w ramach naszej współpracy. Chłopaki przychodzą do mnie i słuchają. Dzięki nim mam moralne zadowolenie i cieszę się z tego, że mam z nimi wspólny język. A to ważna rzecz z młodymi ludźmi. To tak samo, jak w czasach wojennych – żołnierz musi mieć zaufanie do dowódcy, a dowódca do żołnierza. Wtedy jest dobrze. Ale w różnych związkach kibiców są różni ludzie. Są tacy, którzy są dobrze ułożeni i wychowani, a są tacy, którzy chcą się wyżyć i robią burdy. Ale to właśnie tym bardziej takimi młodymi ludźmi trzeba się zająć. Są wartości i granice, których nie wolno przekraczać.
Co Pan chce przekazać młodym ludziom?
Przede wszystkim ja chcę im przekazać przepiękną historię Polski. Przeleciało. W czasie długiego życia wielu ludziom pomogłem, w różnych okolicznościach. A przeszedłem wszystkie klasy zawodowe. Byłem i magazynierem i sprzedawcą… Kierownikiem i dyrektorem. Prezesem nawet przecież byłem. Ale miałem zawsze czyste ręce. Nigdy nie wyciągnąłem ręki po obce.
rozmawiała Katarzyna Śmierciak