Mistrzowie jesieni

52045c5847259.jpg

W przedostatnim meczu rundy jesiennej III ligi łódzko-mazowieckiej, Legionovia Legionowo bez najmniejszych problemów pokonała na własnym boisku MKS Kutno 4:1 (4:0), rozstrzygając wynik spotkania już w pierwszej połowie gry. „Biało-żółto-czerwonych” czeka jeszcze zaległe starcie z drużyną GKP Targówek.

 

Mimo że ekipa z Kutna przed minioną kolejką zajmowała piąte miejsce w tabeli, zdecydowanym i oczywistym faworytem meczu byli piłkarze Legionovii, którzy korzystając z dwóch potknięć Ursusa Warszawa umocnili się na pozycji lidera. Obecnie podopieczni trenera Marka Papszuna utrzymują sześciopunktową przewagę nad Sokołem Aleksandrów Łódzki i nawet w wyniku ewentualnej porażki w zaległym meczu z GKP Targówkiem (15 listopada, godz. 13.30, Stadion Miejski w Legionowie), przez całą zimę okupować będą pierwsze miejsce w tabeli. Goście z Warszawy z pewnością jednak nie mogą liczyć na łatwy mecz – jak dotąd Legionovia pozostaje niepokonana na swoim stadionie w tym sezonie.

Pierwsza połowa rozstrzygnęła o wyniku
Ku zdziwieniu miejscowych, sobotni mecz lepiej rozpoczęła drużyna MKS-u Kutno, tworząc sobie dwie okazje do zdobycia gola po rzutach rożnych już w pierwszych 3 minutach gry. Po chwili jednak Legionovia dorównała nieźle grającemu rywalowi sprawiając, że od początku tempo gry było dość szybkie. Pierwsza bramka dla gospodarzy padła już w 14 minucie meczu – dobrze lewą stroną z piłką ruszył Konrad Karaszewski, minął dwóch rywali i wpadł w pole karne, gdzie idealnie wyłożył piłkę na 5 metr do Kamila Tlagi, a ten nie pomylił się będąc sam na sam z bramkarzem i umieścił piłkę w siatce. Legionowianie na tym nie poprzestali, już dwie minuty później stworzyli identyczne sytuacje jak ta bramkowa, jednak tym razem mniej szczęścia mieli Sołtys i Barankiewicz. W 23 minucie powinno być już 2:0, jednak będący sam na sam z bramkarzem Tlaga nieczysto uderzył piłkę, czego efektem był beznadziejny strzał i jęk zawodu na trybunach. Festiwal strzelecki gospodarze rozpoczęli jednak w 37 minucie. Wtedy to miękka wrzutka sprzed pola karnego Pawła Tomczyka minęła linię obrońców z Kutna, trafiając do Broniszewskiego, który oddał ją jeszcze Mateuszowi Sołtysowi, a ten mając przed sobą jedynie bramkę umieścił ją w siatce. Ten gol totalnie zdezorientował przyjezdnych i rozluźnił ich szyki obronne – trzy minuty po drugiej bramce było już 3:0 – z prawego skrzydła świetnym lobem popisał się Łukasz Barankiewicz, posyłając piłkę idealnie do wbiegającego w pole karne Sołtysa, który uderzył bez przyjęcia i nie dał szans bramkarzowi z Kutna, Jakubowi Skrzypcowi, pokonując go po raz drugi tego dnia. Gospodarze „dobili” rywala na dwie minuty przed przerwą, kiedy to w wyniku kontrataku piłka trafiła na lewe skrzydło do Konrada Karaszewskiego, który bez problemu wbiegł z nią w pole karne i dostarczył kapitanowi gospodarzy, Pawłowi Tomczykowi, a ten mając dużo czasu przyjął ją i skierował do siatki.

Strzał w „okienko” kończy mecz
Druga część gry nie była już tak dynamiczna jak pierwsza połowa, bo i być taka nie musiała, wynik starcia był dla gospodarzy na tyle bezpieczny, że spokojna kontrola gry wystarczyła do zdobycia trzech punktów. W 55 minucie piłka po raz piąty wpadła do bramki zespołu z Kutna, jednak sędzia liniowy orzekł o pozycji spalonej Pawła Tomczyka, co było jego ewidentnym błędem – nie jedynym tego dnia. Praca arbitrów, szczególnie w drugiej połowie z pewnością nie może zostać oceniona wysoko ze względu na wiele kontrowersyjnych decyzji, co chyba tłumaczyć trzeba jednak przypadkiem, a nie złośliwością czy stronniczością – na szczęście dla gospodarzy o wyniku starcia zadecydowała dobra forma całej „11” Papszuna, a wynik meczu nie został wypaczony przez sędziów. Warto zauważyć, że podczas spotkania dali o sobie znać także kibice „biało-żółto-czerwonych”, którzy przez 90 minut wspierali swoich ulubieńców dopingiem i nie zapomnieli o Święcie Niepodległości, wyciągając w pewnym momencie na trybunie biało-czerwone flagi. Najlepszym zawodnikiem meczu był Konrad Karaszewski, który swoim ostatnim występem uciszył chyba wszystkich tych, którzy twierdzili, że nie powinien już widnieć w składzie Legionovii. „Karasiowi” do ukoronowania występu zabrakło co prawda zdobycia gola, ale i tak okazał się on głównym motorem napędowym akcji Legionovii. Skład gospodarzy: Matracki – Goliński, Lendzion, Łukasik, Jasiński – Karaszewski, Tomczyk, Barankiewicz, Broniszewski-Tlaga, Sołtys a także Rawski, Kosim, Kalinowski, Karbowniak.

Tomek Piwnikiewicz