W sobotnim meczu KPR-u Legionowo z Grunwaldem Poznań faworyt do zwycięstwa był jeden. Ekipa trenerów Cieślikowskiego i Smolarczyka w tym sezonie jeszcze nie przegrała, dlatego pokonanie drużyny z Wielkopolski miało być jedynie formalnością. Gospodarze wygrali pewnie 32:25 (17:11), serwując swoim kibicom piłkę ręczną w najlepszym wydaniu.
Nie myślą o Superlidze?
Przed starciem z Grunwaldem Poznań układ tabeli I ligi mężczyzn w grupie A jasno określał, kto powinien schodzić z parkietu, jako wygrany. Legionowianie nie ugięli się pod presją żadnego z dotychczasowych rywali, tymczasem goście z Poznania okupują 12, przedostatnie miejsce w lidze i są jednymi z kandydatów do spadku. Podopieczni duetu trenerskiego Cieślikowski-Smolarczyk są już zaledwie o krok od zostania mistrzami jesieni – do końca rundy pozostały im jeszcze mecze z Warmią Olsztyn oraz Kar-Do Gdynią. – Zobaczymy, co będzie dalej. Słowo „awans” na razie w naszej szatni nie pada, nie mamy ciśnienia. Skupiamy się na każdym następnym przeciwniku – mówi Tomasz Szałkucki, bramkarz KPR-u. W nieco innym tonie wypowiadał się na ten temat trener KPR-u, Jarosław Cieślikowski, który stwierdził: – Każdy podświadomie myśli o upragnionym awansie. Natomiast na pewno to nie pomaga.
Bez niespodzianki
Zgodnie z przewidywaniami sobotnie starcie rozpoczęło się od pewnego prowadzenia gospodarzy, którzy dzięki równej i dobrej grze całej drużyny po 20 minutach prowadzili już 11:5 – trafiali wszyscy: Lisicki, Ciok, Zasikowski, czy Pomiankiewicz. Mecz toczony był w szybkim tempie, obie drużyny rzadko starały się budować długie, przygotowane akcje – gra przenosiła się błyskawicznie spod jednej do drugiej bramki, a przestojów było niezwykle mało. Legionowianie urozmaicali swój atak, próbując zdobywać bramki zarówno ze skrzydeł, gdzie nie do zatrzymania był tego dnia Mateusz Zasikowski, ale także rzutami z koła i z dystansu. Pod koniec pierwszej połowy gospodarze rozluźnieni swoim prowadzeniem zaczęli grać nieco niedbale, czym dali poznaniakom okazję do śmielszych poczynań pod bramką Szałuckiego – to ewidentnie zirytowało szkoleniowca gospodarzy, który na minutę przed końcem poprosił jeszcze o czas, aby przywołać swoich zawodników do porządku. Ostatecznie na przerwę drużyny schodziły przy stanie 17:11.
„Zasik” najlepszy w ekipie KPR-u
Po przerwie Legionowianie wyszli na parkiet nieco zdekoncentrowani – w trzech pierwszych akcjach popełnili trzy proste błędy i dali rozwinąć skrzydła przyjezdnym. Dopiero po 7 minutach Łukasz Kolczyński przełamał niemoc drużyny i zdobył kolejną bramkę, która odblokowała gospodarzy. Niestety w drugiej połowie mecz stracił nieco na tempie, głównie z powodu fizycznej słabości gości z Poznania, którzy po 15 minutach tej części gry wyglądali tak, jakby chcieli już zejść do szatni i odpocząć po porażce. Właściwie w tym momencie było już po meczu, gdyż podopieczni trenera Cieślikowskiego po rzucie Pawła Albina prowadzili aż 10 bramkami. Goście kompletnie nie dawali sobie rady z szalejącym na skrzydle Mateuszem Zasikowskim, który tego dnia był najlepszym graczem drużyny – spiker zawodów stwierdził nawet, że „Zasik” to jeden z najlepszych graczy na tej pozycji w Polsce. Co prawda po koniec spotkania gospodarze nieco spuścili z tonu i pozwolili poznaniakom na małe odrobienie strat, jednak interwencja trenera Cieślikowskiego sprawiła, że legionowska drużyna zwyciężyła siedmioma bramkami. – Na pewno przed pierwszym gwizdkiem zakładaliśmy, że nie będą to łatwe zawody, bo Grunwald był drużyną, która miała na swoim koncie tylko cztery punkty i musiała szukać tutaj zdobyczy – nie krył po spotkaniu golkiper legionowskiej siódemki, Tomasz Szałkucki. – Rywale odstawali od nas nieco kondycyjny i moim zdaniem ten właśnie element zaważył na końcowym wyniku – dodał 26-letni zawodnik KPR-u.
Tomek Piwnikiewicz