Muzyka klasyczna i kabaret. Wydawać by się mogło, źe to dwa zupełnie inne światy, dwa róźne bieguny. Jest jednak człowiek, dla którego połączenie tych obu sztuk nie stanowi większego problemu. Kto to taki? Znany z programów telewizyjnych realizowanych dla telewizji polskiej oraz z 34 płyt solowych i kameralnych, mistrz źartu muzycznego Waldemar Malicki. W ostatnią niedzielę muzyk zawitał do Legionowa. Występ odbył się w Arenie Legionowo.
Koncerty takie jak ten niedzielny potrzebują szczególnej oprawy. I choć legionowska Arena to nie filharmonia, to jednak miejsca jest wystarczająco duźo, aby mogła się tam zmieścić cała Toruńska Orkiestra Symfoniczna pod dyrekcją Piotra Sułkowskiego plus ponad półtora tysiąca osób, które przybyły zobaczyć Waldemara Malickiego.
Całe instrumentarium ulokowano na scenie rozstawionej na końcu hali. Kolorowe światła, nagłośnienie i ekipa realizatorów czekająca na sygnał do ropoczęcia. Wszystko było gotowe.
Występ rozpoczął się chwilę po 18:00. Waldemar Malicki przywitał gości charakterystycznym dla siebie źartobliwym monologiem, po czym zaprosił publiczność do wysłuchania przygotowanego przez muzyków repertuaru.
Artyści zaczęli od tanga Astora Piazzolli. Ci, którzy myśleli, źe koncert sprowadzi się jedynie do instrumentalnych wykonań klasycznych utworów, byli w błędzie. Juź po pierwszym utworze na scenie pojawiła się Magdalena Idzik, solistka, która w towarzystwie Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej wykonała mezzosopranową arię Georges’a Bizeta. Drugą zaprezentowaną arią była „La Donna e mobile“ Giuseppe Verdiego zaśpiewana przez tenora Rafała Bartmińskiego. Soliści oczarowali publiczność, która nagrodziła wykonawców burzą głośnych braw.
Wiesław Prządka i Toruńska Orkiestra Symfoniczna
Występ śpiewaków operowych nie był jedyną niespodzianką. W dalszej części koncertu na scenie pojawił się Wiesław Prządka posługujący się instrumentem noszącym wiele nazw. Według Waldemara Malickiego niektóre z nich to: wstyd, ciąźa, materac, organy na szelkach, uśmiech teściowej… Najpopularniejsza nazwa to jednak po prostu akordeon. Wiesław Prządka zaprezentował zestaw francuskich walczyków pełnych ciepłych emocji i przyjemności zaklętych w dżwiękach.
Kolejnym instrumentem, który gościnnie pojawił się na scenie była wiolonczela, na której zagrała Małgorzata Krzyźanowicz. Zaprezentowanym motywem była melodia z filmu „Misja“ autorstwa Ennio Morricone.
W dalszej części występu na scenie ponownie pojawił się Wiesław Prządka – tym razem jednak nie z akordeonem. W tangu „Śmierć anioła“ Astora Piazzolli muzyk wykorzystał niecodzienny instrument zwany bandoneonem. Artyście towarzyszył Waldemar Malicki.
Rafał Bartmiński i Magdalena Idzik
Wszyscy, którzy zachwycili się pięknym śpiewem Magdaleny Idzik i Rafała Bartmińskiego mogli usłyszeć ich ponownie w kolejnym utworze. Tym razem artyści wystąpili w duecie, wykonując operetkę „Księźniczka czardasza“ autorstwa Imre Kalmana.
Kiedy artyści schodzili ze sceny, przy fortepianie siedział juź Waldemar Malicki. Po kolejnym źartobliwym monologu instrumentalista wykonał fragment musicalu „Dzwonnik z Notre Dame“.
Następnym punktem programu było „Summertime“ George’a Gershwina, cenionego amerykańskiego kompozytora i pianisty. Zanim utwór wykonała Magdalena Idzik, Waldemar Malicki zaprezentował kilka krótkich wariacji na temat właśnie „Summertime“. Całość opatrzona była rzecz jasna źartobliwymi komentarzami wywołującymi szczczery śmiech niosący się z widowni ku scenie.
Po kompozycji George’a Gershwina przyszedł czas na coś z dorobku Roberta Stoltz’a, dyrygenta i kompozytora operetek i muzyki filmowej. Według tego co powiedział Waldemar Malicki, swój ostatni koncert Robert Stoltz dyrygował w wieku 92 lat! Jego utwór „Brunetki, blondynki“ wykonał Rafał Bartmiński w towarzystwie orkiestry.
Pod koniec koncertu usłyszeliśmy jeszcze m.in. zestaw melodii George’a Gershwina poprzecinany utworem „Rhapsody in blue“. Pojawiły się teź raz jeszcze utwory autorstwa Giuseppe Verdiego.
Kiedy koncert dobiegł końca, publiczność wstała z miejsc ,oklaskując artystów przez prawię minutę. Muzykom wręczona kwiaty, a gorący aplauz zachęcił ich do tego, by zagrali coś na bis. Tym sposobem niedzielny koncert zakończył się marszem.
Okazuje się, źe muzyka klasyczna wcale nie musi być tak cięźka w odbiorze, jakby mogło się wydawać. Jeźeli umiemy podać ją w przyjemnej źartobliwej formie, okaźe się, źe zabawa moźe być na prawdę przednia. Dzięki zabawnym monologom Waldemara Malickiego nie tylko dotknęliśmy sztuki wysokiej, ale równieź uśmialiśmy się jak na niezłym kabarecie.
Wróbel
zdjęcie główne: Magdalena Idzik
Waldemar Malicki