Poniedziałkowy poranek przy serockim molo miał dramatyczny przebieg. Męźczyzna rzucił się na pomoc swojemu tonącemu psu. Gdyby nie pomoc trzech mieszkańców Serocka, sam mógłby utonąć.
We wtorek około 10.00 pan Artur wybrał się ze swoim psem na spacer na serockie nabrzeźe. Dzień był świetny do robienia zdjęć, więc postanowił zrobić kilka fotografii swojego psa na tle kaczek zimujących na krze przy serockiej plaźy. – Lód był gruby i wydawało się źe jest bezpiecznie, jednak w pewnym momencie zauwaźyłem, źe pies coraz bardziej oddala się w kierunku wody. Zacząłem go wołać, jednak nie reagował. Po chwili był juź w wodzie – opowiada pan Artur. Niewiele myśląc, właściciel czworonoga rzucił się na pomoc. Chociaź lód był dość gruby, to ostatecznie nie utrzymał cięźaru męźczyzny – Cały czas go wołałem, w dłoni juź czułem jego łapę, kiedy zarwał się lód – wspomina. Przez kilka chwil sam próbował wydostać się z wody. Nie szarpał się, tylko spokojnie próbował podciągnąć się na taflę lodu. – Im bardziej próbowałem, tym bardziej kruszył się lód, zacząłem zachłystywać się wodą, a pies niesiony nurtem odpływał coraz dalej – opowiada pan Artur. Kolejne próby takźe nie przynosiły rezultatów. Jak opowiada, w pewnym momencie poczuł, źe nie da rady samodzielnie uratować ani siebie, ani psa.
Ratunek z sąsiedztwa
– Na początku nie zareagowałem, bo nie wiedziałem co to za krzyk, ale po chwili usłyszałem juź dokładnie, źe ktoś wzywa pomocy – opowiada pan Marek Wieliszewski, jeden z trzech męźczyzn, którzy uratowali źycie pana Artura. Jak opowiada, przyjechał na swoją działkę, źeby zebrać resztki pozostawionego po jesiennej przecince drzewa. Usłyszał wołanie o pomoc, gdy wrócił na działkę po linkę. – Podszedłem do brzegu rzeki, źeby zobaczyć co się dzieje. Zauwaźyłem, źe przy pomoście obok molo jest człowiek zanurzony w wodzie i trzymając się jedynie lodu, woła o pomoc – opowiada dalej pan Marek. Zabrał linkę i pobiegł w kierunku tonącego męźczyzny. Po drodze zauwaźył dwóch sąsiadów, więc przywołał ich gestem, a sam biegiem ruszył w kierunku pomostu. Linka miała około 15 metrów długości – była na tyle długa, źeby pan Artur mógł się jej chwycić a ratownicy mogli wyciągnąć go z wody. – Za pierwszym razem się nie udało, bo granica lodu była daleko od brzegu. Za drugim razem juź poszło i chłopak chwycił się liny. Raz w moją, raz w jego, ostatecznie udało mi się go wciągnąć na lód – opowiada pan Marek. Sytuacja nie była jednak opanowana. Narwią, której główny nurt znajduje się właśnie od strony Serocka, płynęły duźe tafle kry. Istniało duźe prawdopodobieństwo, źe któraś moźe zahaczyć o nabrzeźe i spowodować oderwanie się lodu razem z wyciągniętym juź z wody panem Arturem.
Poszedł najmłodszy
Po chwili na miejscu pojawili się pan Tadeusz Jaskólski i pan Krzysztof Samson. Okazało się, źe ich pomoc będzie miała zasadnicze znaczenie, aby bezpiecznie doholować pana Artura do brzegu. – Pan Tadeusz, zapewne widząc spływające niebezpiecznie płaty kry, podjął szybką decyzję, źe trzeba chłopaka ściągnąć do brzegu – opowiada pan Marek. – Kolega nie miał siły, źeby dalej trzymać tę linę, był przemarznięty, albo po strzale adrenaliny odpłynęły mu juź wszystkie siły – opowiada pan Tadeusz. Pan Marek, jako najmłodszy, ściągnął kurtkę i chwycił linę, którą z drugiej strony juź mocno trzymali pan Tadeusz i pan Krzysztof. Po sprawdzeniu wytrzymałości lodu zaczął się czołgać w kierunku Pana Artura. Po chwili był juź przy poszkodowanym. Przewiązał go liną pod pachami i zaczął się wycofywać w kierunku brzegu. Męźczyżni szybko wyciągnęli chłopaka na brzeg. – Sam na pewno nie zdecydowałbym się wejść na lód – mówi pan Marek Wieliszewski – moźe próbowałbym przywiązać jakoś linę do pomostu, ale wolę juź nad tym się nie zastanawiać, całe szczęście, źe pan Tadeusz i pan Krzysztof zareagowali – dodaje. Po chwili na miejscu pojawił się wezwany przez pana Tadeusza straźnik miejski z Serocka – Trzeba powiedzieć, źe pojawili się bardzo szybko – mówi pan Krzysztof Samson. Paweł Wiewióra ze Straźy Miejskiej zabrał przemarzniętego pana Artura do samochodu i odwiózł do domu. Sam po chwili wrócił na nabrzeźe, by szukać psa. Niestety, pomimo długich poszukiwań, nie udało się go odnależć i uratować.
Pies od dziewczyny
Silne przywiązanie do szczeniaka i poczucie odpowiedzialności za jego źycie niemal pozbawiły pana Artura źycia. – Cały czas, gdy wyciągaliśmy go na lód i takźe potem, krzyczał do nas źeby ratować psa – opowiada pan Marek. – Bardzo mi na nim zaleźało, śliczny to był piesek, prezent od dziewczyny na Boźe Narodzenie. Młody, z zimowego miotu – wspomina z kolei pan Artur. – Nigdy nie zobaczy wiosny – dodaje smutno. Szczeniak rasy bulterier prawdopodobnie utonął, bo w poniedziałek całe nabrzeźe Narwi na wysokości Serocka pokryte było lodem. Odrywająca się kra uniemoźliwiała wejście na brzeg, a temperatura wody nie przekraczała 5 stopni Celsjusza.
Cała akcja ratownicza zakończyła się sukcesem tylko dlatego, źe zarówno tonący męźczyzna, jak i przybyli z pomocą panowie do ostatniej chwili zachowali przytomność umysłu. To niezbędne w ratowaniu człowieka spod lodu. Naleźy takźe pamiętać, by przy kaźdym wejściu na lód dokładnie sprawdzić jego wytrzymałość oraz czy w pobliźu znajduje się ktoś, kto takźe mógłby przyjść z pomocą.
Krzysztof Grodek
Na zdjęciu od lewej panowie Marek Wieliszewski, Krzysztof Samson i Tadeusz Jaskólski