W gminie Jabłonna znowu wrze. Tym razem gorąca atmosfera spowodowana jest wyjazdem roboczym do Vignanello czterech delegatów: wójta Jarosława Chodorskiego, przewodniczącego Komisji Oświaty Arkadiusza Syguły, radnego Mariusza Grzybka i kierownika referatu marketingu i komunikacji społecznej Michała Smolińskiego.
W efekcie przewodniczący Rady Gminy zabiega o ograniczenie zaciągania zobowiązań przez wójta do kwoty zaledwie 2 tys. zł. i obniżenia jego pensji. Pojawiły się również plotki, że na czele Komisji Oświaty proponuje się już innego kandydata. Co robiła delegacja z gminy Jabłonna podczas krótkiego pobytu we Włoszech i czy warto o to kruszyć kopie?
Z radnym Mariuszem Grzybkiem rozmawiała Agnieszka Mosakowska.
Zacznę banalnie. Jak się udała wizyta robocza we Włoszech?
Mariusz Grzybek: Uważam ją za udaną, ponieważ wszystkie cele, które sobie postawiliśmy udało się zrealizować. Najważniejsze jest to, że podpisaliśmy list intencyjny dotyczący partnerstwa naszej gminy z gminą Vignanello. Po wspólnej prezentacji jednej i drugiej strony oraz rozmowach, zdecydowaliśmy się na ten krok. Podpisanie listu intencyjnego było wyrazem woli współpracy pomiędzy naszymi gminami w obszarach kultury, sportu, edukacji, społeczeństwa obywatelskiego. Żeby w przyszłości można było jednak podpisać umowę o współpracy, musi być podjęta uchwała Rady Gminy. Dopiero po jej przyjęciu, możemy przystąpić do podpisania umowy finalnej.
W 2009 r. z podobnej wizyty mającej na celu rozpoczęcie współpracy z gminą partnerską wracał pan jako bohater. Słyszałam, że kiedy już po podpisaniu umowy z Vitorchiano pokazywał pan podczas sesji multimedialną prezentację gminy Jabłonna, którą wcześniej przedstawił pan Włochom, dostał Pan od radnych owację na stojąco. Teraz odbiór wizyty jest bardzo krytyczny. Spodziewał się pan tego?
Powiem szczerze, nie spodziewałem się tego. Cała ta nagonka jest moim zdaniem szyta grubymi nićmi. Zawsze wydawało mi się, że to, co może przynieść korzyści mieszkańcom, powinno być premiowane, a nie piętnowane. Cały czas uważam, że współpraca z Vignanello może przynieść duże korzyści pod warunkiem, że gminie uda się pozyskać środki zewnętrzne na wzajemną współpracę.
Radni czują się urażeni, że razem z nimi nie była podejmowana decyzja dotycząca wyboru gminy partnerskiej, ani składu delegacji. Chyba mają do tego prawo?
Zauważyłem, że przewodniczący miał z tym rzeczywiście problem i był urażony tym faktem. Natomiast u sporej części radnych tego nie zauważyłem.
Na komisji nadzwyczajnej w dzień wylotu do Włoch wydawało się, że radni również nie są zadowoleni. Kiedy na sesji 28 października toczyła się dyskusja na temat wyjazdu, nie miał Pan ochoty zabrać głosu i powiedzieć – ja zostałem wytypowany do uczestnictwa w delegacji?
Mam pewną zasadę zaczerpniętą z mojej pracy zawodowej. Jeśli nie widzę biletu w mailu i nie mam potwierdzenia, to znaczy, że nie jadę. Raz zostałem nawet cofnięty z lotniska Okęcie, gdzie bilet był już wykupiony. Miał to być wylot do Grecji. Wtedy pozostało tylko zjeść „rybę po grecku” w domu na kolację (śmiech). Wracając do naszego samorządu, w tym wypadku zostałem jedynie spytany przez wójta, czy nie pojechałbym. Nie dałem mu ostatecznej odpowiedzi, ponieważ musiałem omówić to z moimi przełożonymi. Po kilku dniach poinformowałem wójta, że jest możliwe, abym w tym terminie pojechał do Włoch i na tym się skończyło. Do momentu sesji nie miałem żadnego potwierdzenia.
Proszę Pana, przecież 23 października była już rezerwacja. Przed dokonaniem rezerwacji nie otrzymał Pan potwierdzającej informacji od wójta?
Być może wójt dokonał rezerwacji na podstawie informacji, że nie ma przeszkód związanych z moją pracą. Nie miałem jednak potwierdzenia z jego strony i powiem szczerze, że myślałem, że już nie lecę.
W takim razie kiedy otrzymał Pan informację, że jednak Pan leci?
W chwili kiedy został wysłany mail do radnych (7 listopada – przyp. red). Wtedy wójt do mnie zadzwonił i poinformował, że przyszła agenda oraz żeby się szykować.
Zajmuje Pan wysokie stanowisko w wojsku?
Wysokie? Hmm… Może i wysokie, ale czy ma to coś wspólnego z wizytą we Włoszech?
Być może. Mogę wiedzieć jakie to stanowisko?
Jestem kierownikiem Zakładu Zarządzania Systemami Informatycznymi i Bazami Danych.
Czy w związku z tym często wyjeżdża Pan za granicę?
Wyjeżdżam. Teraz może nieco mniej, ale bywało, że wyjeżdżałem naprawdę często.
Czyli wyjazd do Włoch, to nie jest jakaś wielka atrakcja dla Pana?
Nie, to nie jest żadna atrakcja (śmieje się).
Widziałam zdjęcia Vignanello. Tam jest pięknie.
Tak, ale miałem okazję zobaczyć inne równie piękne miejsca. Mimo że to wspaniała gmina, pięknie położona z fantastycznym klimatem, ma również swoje problemy. Społeczeństwo w niej żyjące jest społeczeństwem starzejącym się. Młodzi ludzie nie chcą pracować na plantacjach orzechów laskowych, winorośli i oliwek i uciekają uczyć się do sąsiedniego miasta Viterbo, położonego ok. 18 kilometrów od Vignanello lub do Rzymu znajdującego się ok. 70 km od tego miejsca, a potem tam po prostu zostają.
Czy to oznacza, że mogłyby tam być możliwości pracy dla naszych mieszkańców?
Cóż, ludzie z dyplomami tam nie zaszaleją. Natomiast mówiono nam, że wszystkie zawody techniczne są tam bardzo pożądane, typu: elektryk, hydraulik.
W jaki jeszcze sposób gmina Jabłonna może skorzystać na tym partnerstwie? Jeżeli oczywiście do niego dojdzie. Może być różnie, biorąc pod uwagę nastawienie radnych.
Zdziwiłbym się jednak, gdyby radni nie skorzystali z takiej szansy. Współpraca partnerska to realizacja wspólnych interesów, to także zacieśnianie więzów przyjaźni z uwzględnieniem europejskich perspektyw. Na to liczą obie strony. Oczywiście istnieje wiele przykładów dobrych praktyk we współpracy partnerskiej są to m.in. oświata, turystyka, kultura, sport i rekreacja, integracja młodzieży, wymiana doświadczeń, ochrona środowiska oraz wszelkie dziedziny zmierzające do stworzenia nowoczesnego i otwartego społeczeństwa obywatelskiego. Dzięki kontaktom międzynarodowym mieszkańcy będą mogli zdobywać nowe doświadczenia, poznawać obcą kulturę, a przede wszystkim języki i obyczaje, wzbogacając wiedzę o świecie. Na tym polega integracja. Vignanello nie ma jeszcze żadnej gminy partnerskiej. Samorząd lokalny i stowarzyszenia, które tam prężnie działają, są bardzo zainteresowane współpracą z gminą Jabłonna.
Dlaczego?
Przede wszystkim są zaskoczeni tym, jak nasza gmina wygląda i jak rozwija się Polska. Na samym początku w Town Hall przeprowadziłem prezentację dla samorządowców i stowarzyszeń. Przedstawiłem różnice w naszych samorządach, jak wygląda nasza gmina w porównaniu do Vignanello. Pokazałem przede wszystkim atuty Polski, stolicy, z którą bezpośrednio graniczymy, i atuty miejsca, w którym mieszkamy. Pokazałem, że Jabłonna jest przepiękna, 50% obszarów stanowią tutaj tereny zielone, że mieszkamy w obszarze trzech rzek, w bliskim sąsiedztwie Jeziora Zegrzyńskiego. Naszym atutem jest również powstały port lotniczy w Modlinie, z którego przylecieliśmy i który obsługuje ok. 30 destynacji w Europie. Jest to niewątpliwie element, dzięki któremu będzie rozwijał się nasz region. Pokazałem również elementy nowoczesnej kolei, która wkracza do Polski – włoskiego Pendolino i jego odpowiedników, które zostały zaprojektowane i zbudowane przez polskich inżynierów – pociągi Dart i Flirt oraz podmiejskie typu Elf. Pokazałem jak nowe technologie wkraczają do Polski. W mojej prezentacji nie zabrakło informacji na temat zasobów Jabłonny, w tym Centrum Badawczego PAN oraz Pałacu w Jabłonnie. Nawiązałem do tego, że został on zaprojektowany przez Włocha Dominika Merliniego. Podobnie było również w przypadku Kościoła w Chotomowie. Mieszkańcy Vignanello są szczególnie ciekawi naszego pałacu i chcą go zobaczyć. Oni mówią: my mamy zamek, a wy macie pałac; my mamy ogród przy zamku, a wy macie towarzyszący pałacowi kompleks parkowy.
Wracając do tematu. Czy jest jeszcze coś ważnego, co przemawiałoby za partnerstwem z Vignanello?
Plusem, na co chciałbym w szczególności zwrócić uwagę, jest fakt, że u nich mieszkańcy aktywnie włączają się w życie miasta. Szczególnie przez stowarzyszenia, które tam funkcjonują, Jest ich naprawdę bardzo wiele. Działają w różnych dziedzinach i nie są to stowarzyszenia polityczne, ale społeczne. Zajmują się organizacją różnego rodzaju festynów, zawodów sportowych, rekonstrukcją zdarzeń z historii Vignanello. Byłem pod wrażeniem, jak mieszkańcy tworzą społeczeństwo obywatelskie opierające się na aktywności. Nie potrzebują impulsu ze strony władz samorządowych. Impuls pochodzi od nich samych.
Zmierza Pan do tego, że to dobry wzór do naśladowania?
MG: Tak, powinniśmy się tego uczyć i korzystać z tych doświadczeń. Warto brać przykład również z ich otwartości. Burmistrz Vincenzo Grassielli powiedział, że już przy wjeździe do miasta będzie widniała informacja, o partnerstwie z gminą Jabłonna. Dostaliśmy również płaskorzeźbę herbu Vignanello, która zostanie umieszczona w widocznym miejscu w naszym Urzędzie. Oni bardzo liczą na współpracę z nami. Ja chciałbym jednoznacznie stwierdzić, że chcę, aby umowa o partnerstwie została podpisana. Przede wszystkim pozwoliłoby to na uzyskanie środków unijnych, ponieważ Unia premiuje samorządy, które integrują się, tworząc unię na szczeblu samorządowym oraz tworząc wspólne inicjatywy obywatelskie. Natomiast spotkania ludzi z dwóch rożnych stron Europy dają możliwość wspólnego rozwiązywania problemów, wymiany poglądów, czy doświadczeń. Zatem współpraca pomiędzy dwiema europejskimi gminami Jabłonną i Vignanello może mobilizować do działania młodzież z naszych gmin. Może pomóc każdemu zrozumieć, czym jest Europa, co znaczy we współczesnym świecie i dokąd może nas zaprowadzić. Może to stwierdzenie na fali ostatnich wydarzeń na naszym kontynencie, w tym próby deprecjonowania strefy Schengen, nie są tu dobrym argumentem, jednak mam nadzieję, że Europa przetrwa wszystkie chwilowe zawirowania, a mieszkańcy będą czerpali korzyści ze wspólnej integracji. Trzeba również dodać, że zaangażowanie we współpracę obu samorządów jest równie ważne jak zaangażowanie samych mieszkańców. Pamiętajmy, nie ma współpracy, bez aktywnego udziału społeczności lokalnej i to musimy zrozumieć, i do tego dążyć. W rezultacie bez podpisanej umowy o partnerstwie nie ma możliwości finansowania wspólnych zadań. Z takiej współpracy mogłyby przede wszystkim skorzystać szkoły i stowarzyszenia oraz inne podmioty wspierające lokalną oświatę.
W jaki sposób współpraca będzie finansowana?
Agencja marketingowa, która zajmie się pozyskiwaniem środków dla Vignanello, twierdzi, że nie będzie miała z tym żadnych problemów, ponieważ posiada wieloletnie doświadczenie w tym zakresie. Agencje tego typu utrzymują się z prowizji od pozyskanych środków, dlatego są bardzo zdeterminowane na osiąganie celu. W praktyce wygląda to tak, że jedna strona pozyskuje środki dla drugiej strony. Czyli my na podstawie umowy o partnerstwie pozyskujemy środki dla naszych przyjaciół z gminy Vignanello. Natomiast nasi przyjaciele z gminy Vignanello pozyskują środki dla nas. Można to zrobić również korzystając np. z dwóch programów. Jeden nosi nazwę EU for Citizenship Program (Europa dla Obywateli). Pomagałby on promować historię i kulturę. Drugi program to Erasmus, u nas kojarzony głównie z wymianą studentów. Jak się okazuje, działać on może w odniesieniu do wszystkich szkół. Jeśli chodzi o historię i kulturę to mieszkańcy Vignanello mają na to fantastyczny sposób. Odgrywają scenki odnoszące się do sytuacji, które miały miejsce w średniowieczu oraz w kolejnych epokach.
To jak polskie rekonstrukcje walk?
Dokładnie. U nas jest to jednak rzadziej praktykowane. Wśród zespołów, które odtwarzały poszczególne scenki była grupa Sbandieratori, działająca także w ramach stowarzyszenia. Specjalizują się oni w realizacji widowiskowych pokazów ze sztuką żonglerki chorągwiami, która w ich aranżacji pozostaje wierna kanonom wielowiekowej tradycji. Magnetyzuje widzów podniebnym tańcem szybujących w powietrzu flag, przy wsparciu werbli i instrumentów dętych. Pokaz kończy się rekonstrukcją spektakularnej walki. Zaproponowałem wójtowi, aby jeden z podobnych zespołów mógł do nas przyjechać np. na jedno z gminnych świąt.
Na przykład Święto Gminy Jabłonna?
Na przykład. Rozmawiałem na ten temat z naszym PR-owcem Michałem Smolińskim. Mówił, że trzeba się nad tym zastanowić. Włosi chcieliby przyjechać do nas już w kwietniu. Śmialiśmy się, że będą musieli wyczarterować cały samolot, bo tam wszyscy chcą przylecieć do Polski. Okazuje się, że oni najprawdopodobniej przyjadą jednym autokarem i to będzie ok. 30- 40 osób.
Gdzie oni będą nocować?
To jest jedna z rzeczy, nad którą trzeba będzie się zastanowić. Kiedy przyjechali nasi partnerzy z gminy Vitorciano, to spali w pałacu. Była to jednak mała delegacja. Jakimś pomysłem może być włączenie w to naszych mieszkańców i skorzystanie z ich gościnności. Mogłoby to być dodatkowe działanie integracyjne, w tym doskonalenie języków. Wymaga to jednak przemyślenia i konsultacji.
A gdzie nocowała nasza delegacja?
Skorzystaliśmy z formy zakwaterowania turystycznego typu Bed& Brekfast.
Kto pokrywał koszty pobytu?
Strona włoska. Powiedzieli, że jesteśmy ich gośćmi. Nie był to jednak żaden wykwintny pensjonat. Poza tym, nikt tego nie oczekiwał. To nie były wczasy, tylko wizyta robocza. Poza tym radni nie otrzymywali żadnych diet (jak ma to miejsce w przypadku każdej podróży służbowej), wiec nie było dodatkowych kosztów ze strony urzędu.
To chyba dobrze, że pensjonat nie był „wykwintny”, bo później w ramach rewanżu mogłoby być trudno sprostać oczekiwaniom.
Zgadzam się z tym, dlatego już teraz warto się zastanowić nad formą zakwaterowania i rewizytą samorządowców z Półwyspu Apenińskiego. Warto również dodać, że podczas naszego pobytu, odbywało się w Vignanello święto gminne. Specyfika tego miejsca jest taka, że wszyscy się tam znają. Już pierwszego dnia, gdy przechodzili ulicą mieszkańcy, burmistrz Vincenzo Grasselli zapraszał ich słowami – chodźcie, chodźcie poznajcie naszych przyjaciół z Polski, z gminy Jabłonna. Było to bardzo miłe. Podczas takich rozmów dowiedzieliśmy się m.in. o sytuacji, jaka miała miejsce w Paryżu. Następnego dnia wójt Jarosław Chodorski zaproponował, aby uczcić minutą ciszy tych, którzy zginęli w zamachu terrorystycznym. Była to inicjatywa samorządowców z Polski. Potem burmistrz Vignanello uczynił kolejny gest w kierunku oddania czci ofiarom. W ich ratuszu były zapalone światła przez całą noc, aby połączyć się z cierpiącymi po stracie swych bliskich. – To nasz znak solidarności z narodem Francji: włączone światło to duch życia – powiedział burmistrz z Włoch. Potem miały miejsce typowo formalne spotkania. Jednym z nich było przedstawienie prezentacji naszej gminy. Oni krótko opowiedzieli też o sobie, a także bardzo ciepło odnieśli się do naszej prezentacji.
Oni nie przygotowali się tak dobrze?
Nie, ale powiedzieli, że będą chcieli również przygotować podobną prezentację, kiedy przyjadą do Polski. Zaskakujące było to, że już na początku zapytali nas, do jakich partii należymy. Kiedy powiedzieliśmy, że do żadnych, byli bardzo zaskoczeni. U nich wszyscy członkowie samorządu należą do jakiejś partii. W prezentacji uczestniczyła większość radnych. Na chwilę pojawił się przewodniczący z kimś z opozycji. Charakterystyczne jest to, że ich przewodniczący rady również ma „kitkę”. Jest jednak dużo młodszy.
Doświadczenie z Vitorchiano pomogło Panu w tej wizycie?
Zdecydowanie tak. Wiedziałem, że prezentacja musi być dynamiczna.
Radni argumentują, że lepsze efekty współpracy można byłoby uzyskać jeśli gminą partnerską byłaby gmina bliżej usytuowana np. z Czech. Co Pan o tym myśli?
Czy dlatego że język naszych południowych sąsiadów jest bardziej zrozumiały? Oczywiście można w tej chwili wymyślać różne argumenty i wypatrywać innych kierunków z mapy Europy. Według mnie jest to tylko szukanie przeciwieństw i kontrastów nie wnoszące nic merytorycznego do sprawy.
Można mieć jednak kilka gmin partnerskich.
Gmina Wieliszew ma chyba pięć. Jedna z nich również jest z Włoch.
Czy gminę Jabłonna stać na to, żeby mieć gminę partnerską?
Myślę, że tak. Skoro stać gminę Vignanello, której budżet wynosi 10 mln. zł, to tym bardziej Jabłonnę z 60 mln. budżetem. Pamiętajmy jednak, że dobre partnerstwo to pozyskiwanie środków unijnych na ten cel, które nie obciąża lokalnych budżetów.
Czy podczas obchodów Święta Vignanello mieli Panowie okazje zabrać publicznie głos?
Tak, ja i wójt zabraliśmy głos mówiąc o naszej nadziei na współpracę.
Mówili Panowie w języku angielskim?
To zależy. Kiedy byliśmy obsługiwani przez agencję marketingową, która reprezentowała burmistrza Vignannelo lub w kontaktach ze stowarzyszeniami, czy mieszkańcami, którzy znali język, to oczywiście tak. W bezpośrednich kontaktach z przedstawicielami samorządu nie. Dzień wcześniej kiedy przeprowadzałem prezentację w języku angielskim okazało się, że odbiorcy nie są na to gotowi. Poproszono nas o mówienie w jęz. polskim, a ponieważ była tam mieszkanka, która pochodzi z Polski, tak więc ona tłumaczyła dalszą część prezentacji, a potem nasze wystąpienia. Stwierdzili, że tak będzie dla nich po prostu wygodniej.
Jak radził sobie podczas tej wizyty radny Arkadiusz Syguła? Zdaje się, że do jego osoby jako delegata było najwięcej zastrzeżeń sceptyków.
No tak, sceptycy do tej pory przedstawiali się jako najlepsi koledzy Arka, a za plecami mówili co innego. Zdążyłem przyzwyczaić się do tego typu „przyjaźni”. Pamiętajmy, pan Arkadiusz jest przewodniczącym Komisji Oświaty, Kultury i Sportu i myślę, że biorąc pod uwagę obszary, którymi się zajmuje oraz które były poruszane podczas spotkań, była to ważna osoba w naszej delegacji. Według mnie radził sobie naprawdę nieźle.
A jeśli Rada Gminy jednak nie zgodzi się na podpisanie umowy o współpracy?
No cóż, będę to uważał za wielką szkodę dla mieszkańców naszej gminy, bo to oni będą beneficjentami rozpoczętej współpracy. Żyjemy w państwie demokratycznym i decyzje władz samorządowych naszej gminy są również podejmowane w sposób demokratyczny. Mam tylko nadzieję, że radni nie będą wychodzić z założenia, że nie bo nie, tylko przedstawią konkretne argumenty. Być może nawet mnie przekonają. Jednak w chwili obecnej wydaje mi się, że takie argumenty po prostu nie istnieją.
Jeśli porównywałby Pan wizytę w gminie partnerskiej z 2009 r. i tą, która miała miejsce niedawno, to którą uznałby Pan za bardziej udaną?
Wydaje mi się, że tą ostatnią. Być może dlatego, że burmistrz Vignanello jest młodszy i entuzjastycznie podchodzi do partnerstwa z nami. Tak naprawdę to miejscowości, o których mowa, położone blisko siebie, z podobną historią, równie ładne. Niestety z tego co wiem, po zmianach władzy kontakty z gminą Vitorchiano całkowicie się rozluźniły. Pytałem o to Michała (Michała Smolińskiego kierownika referatu marketingu i komunikacji społecznej – przyp. red.). Mówił o tym, że oni w ogóle nie odpowiadali na maile. Za to władze Vignanello bardzo chcą, aby Jabłonna była ich partnerem i to było odczuwalne na każdym kroku.
Vignanello od Rzymu dzieli tylko godzina drogi. Czy znaleźli Panowie czas na to, aby się tam udać?
Tak. Wizyta robocza skończyła się w niedzielę, dlatego w poniedziałek, w dzień odlotu, mogliśmy tam pojechać. Tak naprawdę mieliśmy może dwie godziny na zwiedzanie. Niestety po atakach terrorystycznych w Paryżu, kilka miast zostało wytypowanych do kolejnych zamachów. Między innymi był to Rzym. W związku z tym staraliśmy się unikać dużych zgromadzeń. Nie wchodziliśmy też nigdzie do środka. Wszędzie było mnóstwo policji i wojska. Włosi niewiele robili sobie z niebezpieczeństwa, oni mają zupełnie inny charakter. Ja jednak byłem zdania, że powinniśmy unikać zagrożenia.
Czy ta wizyta zaowocuje wzajemną integracją członków delegacji?
Na polu samorządowym na pewno. Prywatnie, prawdę mówiąc nie znamy się bliżej. Staram się jednak podchodzić ostrożnie do tego typu stwierdzeń. Dla mnie najważniejsze są owoce współpracy dwustronnej oraz inne wyniki działalności samorządu lokalnego, czyli efekty pracy dla mieszkańców. Dałem dużą dozę zaufania wójtowi na samym początku, kiedy w drugiej turze wyborów oficjalnie poparłem go. Chciałem zmiany. Jednak efekty tych zmian będzie można ocenić dopiero pod koniec czteroletniej kadencji. Ja też ich oczekuję i będę starał się je egzekwować. Nie można jednak domagać się zmian bez dozy zaufania i wzajemnej współpracy. Jeśli chodzi o radnego Sygułę, myślę, że poznałem go troszkę bliżej z racji pracy w jednej komisji oraz wspólnych celów we Włoszech dotyczących wymiany młodzieży szkolnej. Jest to bardzo miły i wesoły człowiek. Jestem pozytywnie zaskoczony jego nastawieniem na sukces, który udzielał się innym. Był ważnym wsparciem naszej delegacji.
Gdyby Pan był wójtem, to czy również odpowiadałby Pan na sesji w tak enigmatyczny sposób na pytania przewodniczącego Witolda Modzelewskiego dotyczące wizyty roboczej?
Nie jestem wójtem, tak więc trudno się wcielać w czyjąś postać i cokolwiek komentować. Prawdopodobnie na pytanie przewodniczącego odpowiedziałbym inaczej – to ja jestem wójtem i to ja odpowiadam za sprawy personalne oraz wyniki realizowanych zadań. Każdy ma bowiem prawo dobierać sobie współpracowników do poszczególnych projektów. Wydaje mi się, że w tym przypadku zostały wybrane osoby merytoryczne.
Dziękuję za rozmowę