Jan Zumis – legionowski poeta udowadnia, że nigdy nie jest za późno na rozwijanie swoich pasji

jan-zumis

Jan Zumis (fot. GP/AM)

 

Jan Zumis to legionowski poeta. Pisanie wierszy rozpoczął już w dojrzałym wieku udowadniając, że na rozwijanie pasji nigdy nie jest za późno.

W naszej rozmowie mówi o początkach tworzenia, inspiracjach, swoim ostatnio wydanym tomiku poezji, młodości i prawie poety do troski o swój naród. Z Janem Zumisem rozmawiała Agnieszka Mosakowska

 

Panie Janie, swój pierwszy tomik poezji wydał Pan dopiero w 1997 r. Miał Pan wtedy 56 lat. Skąd wzięła się u Pana potrzeba pisania w dojrzałym już wieku?

Trudno powiedzieć. Zacząłem pisać podczas pobytu w Chinach. Byłem tam od roku 1989 do 1994. W Chinach jest coś inspirującego. Nie tylko ja tego doświadczyłem.

Myślałam, że powie mi Pan, że to wynikało z dojrzałości. Sądziłam, że chciał Pan podzielić się życiową mądrością, którą zdobywa się na przestrzeni lat.

Nie, to był impuls. Niektórzy nazywają to „impulsjonizmem”. Wcześniej myślałem w inny sposób. Sądziłem, że są lepsi poloniści ode mnie, choć muszę przyznać, że w szkole prześladowały mnie piątki. Nie byłem jednak kujonem, a wypracowania pisane tuż przed lekcjami miały nie więcej niż  półtorej strony. W domu natomiast rozpisywałem się nawet na pięć, sześć.

A jednak, stał się pan poetą. Kiedy Van Gogh w wieku 30 lat postanowił, że zostanie malarzem, uważano, że to zdecydowanie za późno. Pan rozpoczął tworzenie wierszy jeszcze później.

Z pewnością niektórzy zaczynają w bardziej zaawansowanym wieku niż ja (śmieje się). Never too late – jak mówią ‚starożytni’ Anglicy. W Chinach byłem sam. Żona przez całe pięć lat odwiedzała mnie tylko raz. Przyjechała wtedy na trzy miesiące. Nie chcieliśmy przerywać nauki synowi, który był wówczas w klasie maturalnej. Była tęsknota. Z drugiej strony towarzystwo miałem tam wyborne – dyplomatyczne, ambasadzkie. Ponadto mnóstwo Chińczyków wokół. (W oddali słychać głos żony krzyczącej – „Chinek”)

Żona podpowiada, że Chinek (śmiejemy się). Tak. Były takie filigranowe, piękne kobiety. Ma Pani mój poprzedni tomik „Światłocienie”?

Oczywiście. Znajduje się tam utwór „Plaża rozbieżnych marzeń”. Podobnych wierszy w „Barwach miłości” jest sporo.

Tak, to piękny wiersz o uczuciu, które nie może się wydarzyć. O „porywach żaglowca” i „odmiennych kursach”. Co ciekawe, zatytułował Pan swój ostatni tomik – „Słodko Cierpko Gorzko”. Znów czuć podobny smak. Mam rację?

Och (wzdycha ciężko). Poeci nie lubią tłumaczyć swoich wierszy, tytułów i pewnych sformułowań. Na pewno w wierszach z nowego tomiku można odczuć te wszystkie klimaty – słodkie, cierpkie i gorzkie. Te trzy smaki odpowiadają w większości trzem podtytułom w tomiku: „Rajska jabłoń”, „Błędne azymuty” i „Akweny zatrute i czyste”. Jest przede wszystkim lirycznie. Na przykład „Rajska jabłoń” to wiersz o kobiecie w ogóle. O kobiecie, która żywi i koi wszystkich Adamów. „Aż chce się odpocząć w jej blasku i cieniu”.

Czy w tym tomiku znajduje się wiersz, z którego jest Pan w szczególny sposób dumny?

O, to trudne pytanie. Niektóre mogą budzić uczucia przerażenia, jak np. wiersz o Rzezi Wołyńskiej. „Obrazki ocalone” to z kolei mój życiorys w pigułce. Wiersz, który najbardziej cenię, to chyba jednak ten, gdzie szukam krystalicznego głosu, włosów jasnych jak miodowe mleko.

„Poszukiwanie”?

Tak. Chyba spośród moich lirycznych utworów wyróżniłbym właśnie ten. Jest to swoisty przegląd uczuciowy od Świdra, aż do podróży zagranicznych. Zanim go napisałem, musiałem sięgnąć do skarbnicy pamięci.

I znowu powrót do lat młodzieńczych. Wielu poetów dużą część swojej twórczości poświęca wracając do tego etapu życia. Czy Pan wraca do lat młodzieńczych, bo młodość to epicentrum życia?

Bardzo pięknie to brzmi. Nie zaprzeczam.

Czy młodość to moment, kiedy jesteśmy najbliżej prawdziwego życia. Kiedy jeszcze nieważne są dla nas pozory i jesteśmy po prostu szczerzy. Kiedy prawdziwie formułujemy i komunikujemy nasze pragnienia, bo pozostajemy jeszcze wolni od samookreślenia.

Młodość to swego rodzaju podglebie, które ma wpływ na całe życie. W młodości kształtuje się różne opinie, ale nie zawsze jest się im wiernym. Młodość to coś niesamowitego, co ma olbrzymi wpływ na całe przyszłe życie. Czasem ten wpływ jest niewidzialny, ale zawsze jest wyczuwalny.

Czy to nie jest jednak tak, że w młodości jest się najbliżej prawdy?

Nie. Jest taki dowcip. Jak w młodości jest się socjalistą to oznacza, że wszystko jest w porządku. Kiedy jednak ktoś w dojrzałych latach jest socjalistą, to świadczy o tym, że jest niespełna rozumu. Jak się w pewnym wieku zaczyna pisać, to człowiek zastanawia się nad tym, co jest ważne, najważniejsze… Takie sprawy chcę poruszać, bo czas goni. Tak naprawdę powinienem napisać co najmniej trzy sagi na temat swojego życia. To jednak jest ogromnie czasochłonne. Pisanie wierszy to forma, która bardziej mi sprzyja. W krótkich wersach wiersza można tak samo wiele wyrazić. Za to powieść jest łatwiejsza w odbiorze. Kiedyś wszyscy czekali aż się ukażą „Ballady i romanse” Adama Mickiewicza. Teraz niestety mało kto jest przygotowany na odbiór poezji. W szkole za mało się tego przerabia, a język polski jest niestety degradowany. Dzieci już się nie uczy wymowy, np. spółgłosek szczelinowych i zwarto-szczelinowych. Nastąpiło cofnięcie się, jeśli chodzi o kulturę. Chcę pisać o rzeczach ważnych. A najważniejsze to być człowiekiem, godnie żyć i nie wstydzić się przed Tym co nad nami i przed ludźmi. Ważne, aby nikt nie musiał przez nas płakać. Wracając do wierszy. Na pewno bardzo ważnym utworem dla mnie jest również „Próba wody”.

Gdy młodą stopą

badasz nurt

czy wartki i głęboki

jest czas się cofnąć

lub oswoić z prądem

nieraz chłód toni

dokucza jak ból

Piękne.

Niektóre rzeczy mi się udały (śmieje się). Mogę to również powiedzieć o minipoemacie „Tango” z „Barw miłości”. Czasem napiszę coś, a za jakiś czas pasuje to do zupełnie innej sytuacji. Na przykład, gdy pisałem wiersz dla uczczenia narodzin wnuczka Olusia (przyp. red. „Krzyk życia” ze zbioru „Światłocienie”), myślałem tylko o radości i problemach, które niosło to wydarzenie. Teraz to pasuje do tego, co dzieje się w sprawie regulacji urodzeń, itp. Pisząc zupełnie nie miałem tego na myśli. To prawie jakby było się prorokiem (śmieje się).

To trochę jak w drugim motcie do ostatniego tomiku. „To nie my wymawiamy słowa, to słowa wymawiają nas” (przyp. red. autorstwa Gombrowicza).  To brzmi, jakby słowa były pierwsze od nas, jakby nas tworzyły.

Tak. Może to jednak działać w zupełnie innym kierunku. Jest taki angielski dowcip. Mąż mówi żonie: powinnaś pomyśleć zanim coś powiesz. Ona odpowiada mu na to: Jak ja mogę pomyśleć, skoro nie usłyszałam, co powiedziałam (śmiejemy się). Słowa świadczą o nas, a jednocześnie nas kształtują.

Jest dużo młodości w Pana wierszach, jest również humor. Nie unika Pan też trudnych tematów np. tematu śmierci.

Tak, „Wizyta starszej pani” porusza ten temat. Potraktowałem go z humorem. Wizyta jest niespodziewana, więc ostrzegam, że lepiej być dobrze przygotowanym.

Panie Janie, ja dostałam wszystkie pana dzieła w prezencie. Jednak zastanawia mnie, gdzie można je kupić. Zdążyłam się już zorientować, że to niełatwa sprawa.

Tak, to rzeczywiście dość trudne. Istnieje możliwość zakupu ich w Wydawnictwie Komograf oraz w niektórych dobrych księgarniach w Warszawie. Poprzednie moje tomiki można było nabyć również w Księgarni u Leszka. Tym razem nie udało nam się porozumieć w tej kwestii. Okazuje się, że nie ma popytu na poezję. Co innego nobliści… Dziś nie można liczyć na to, aby z poezji dało się żyć. Wiem, że w bibliotece w Jabłonnie można je wypożyczyć. Kiedyś otrzymałem list z wydawnictwa „Prószyński”, napisali „nie ma pogody dla poetów”. Włodarze w powiecie legionowskim raczej nie sprzyjają lokalnej kulturze. Wójtowie mogliby rozpropagować moją poezję, np. jako nagrody książkowe do szkół. W każdym razie, u mnie można je kupić.

Podczas Święta Gminy Jabłonna czytał Pan swoje wiersze. Gdzie teraz będzie można Pana spotkać?

Tak, pełniłem rolę ‚eksponatu’ (śmieje się).

Eksponatu? Dlaczego?

Eksponatu pt. „żywy poeta”.  Razem z kilkoma innymi poetkami, w tym z Anną Niewiadomską, która pisze dla dzieci, występowaliśmy na stoisku Gminnego Centrum Kultury i Sportu. Całe to sympatyczne zamieszanie wokół nas robi dama poezji i jednocześnie dyrektor biblioteki Anna Czachorowska, za co jesteśmy jej wdzięczni. W Legionowie to niestety „leży”.  Swój wieczór autorski miałem 10 września w Centrum Promocji Kultury Praga-Południe na ul. Podskarbińskiej w Warszawie. Było niesamowicie. W przerwach między wierszami śpiewał wspaniały tenor, a jego pieśni były dopasowane do poszczególnych części mojego repertuaru.  Miałem potem niesamowite telefony. Na razie nic mi o tym nie wiadomo, aby tutaj lokalnie ktoś planował zorganizować spotkanie, na którym można byłoby zaprezentować moją poezję.

Podczas Święta Gminy Jabłonna podarował mi Pan wiersz. Dlaczego nie ma go w najnowszym wydaniu?

Powstał już po wydaniu zbioru „Słodko Cierpko Gorzko”. Dokładnie w nocy z 23 na 24 sierpnia i to był po prostu impuls – nawiązując do „impulsjonizmu”.

Nawiązuje Pan do treści politycznych w podobny sposób jak Herbert, choć z większym optymizmem. Utwór może dotyczyć każdego, a jednak czytelnik powinien się domyślać o kogo chodzi.

Można powiedzieć, że dotyczy on każdego prominenta z woli narodu, czy społeczeństwa. Filozofia traktuje politykę jako roztropną troskę o dobro wspólne narodu i społeczeństwa, oraz człowieka; a więc poeta jest uprawniony do takiej troski.

Czy ten wiersz znajdzie się w kolejnym tomie?

Oczywiście, ale to jeszcze potrwa.

Czy tymczasem mogę się nim podzielić z czytelnikami?

Bardzo proszę.

Życzę, aby wena twórcza Pana nie opuszczała. Dziękuję za rozmowę.