Mieszkańcy Osiedla Bukowiec nie poddają się i nadal walczą o wstrzymanie budowy stacji bazowej Polkomtela. Wydawało się, że kolejne sobotnie spotkanie (5 grudnia) przed bramą działki, gdzie wylano fundamenty pod wieżę, odbędzie się bez echa. Tymczasem pojawił się na nim prawdziwy specjalista od walki z gigantami telekomunikacyjnymi – Zbigniew Gelzok.
Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego przewidziany m.in. dla osiedla Bukowiec dopuszcza na jego terenie świadczenie usług telekomunikacyjnych. Nawet gdyby tak nie było, specustawa telekomunikacyjna pozwala lokować stacje bazowe w miejscach, gdzie mpzp tego zabrania. Kiedy więc w ostatnim czasie Polkomtel wylał fundamenty pod wieżę w odległości 25 m od zabudowań, nic nie wskazywało na to, że coś można jeszcze zrobić w tej sprawie. Gdyby nie wola walki mieszkańców nieuchronne byłoby jej powstanie.
Z inicjatywy społecznej
Już podczas pierwszego zebrania mieszkańców, które odbyło się 28 listopada, deklarowano, iż sąsiedzi są gotowi złożyć się i wynająć prawnika, który specjalizowałby się w problemie budowy infrastruktury telekomunikacyjnej. Znalezieniem odpowiedniej osoby zajął się Włodzimierz Karczewski, który mieszka naprzeciwko nowej lokalizacji wieży Polkomtel – w odległości ok. 25 m. W połowie tygodnia udało mu się spotkać ze Zigniewem Gelzokiem, mieszkańcem Rybnika, który w jednym z sądów warszawskich miał akurat sprawę. Zgodził się on pomóc mieszkańcom Jabłonny, ponieważ jest przekonany m.in. o tym, że w przypadku wieży na osiedlu Bukowiec powinna zostać przeprowadzona analiza środowiskowa przedsięwzięcia.
Geniusz rodzi się w bólu
Zbigniew Gelzok jest prezesem Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przeciwdziałającego Elektroskażeniom – Prawo do życia. W przeszłości przez okres pięciu lat pracował przy zakładaniu stacji bazowych dla firm telekomunikacyjnych. W 2002 roku zrezygnował z tej pracy z uwagi na gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia. Był przekonany, że jest to spowodowane tzw. chorobą mikrofalową. Instytut Medycyny Pracy w Sosnowcu odmówił mu wydania dokumentu potwierdzającego chorobę zawodową. Gelzok odwołał się do sądu, jednak w tym samym roku w Polsce choroba mikrofalowa została wykreślona z listy chorób zawodowych. Notabene Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 30 lipca 2002 r. dotyczyło jedynie osób cywilnych. Choroba mikrofalowa nadal występuje w dokumentach dotyczących chorób zawodowych służb ochrony kraju. W tym czasie pojawił się pomysł pomocy innym ludziom poszkodowanym przez gigantów telekomunikacyjnych. Okazało się, że Zbigniew Gelzok posiada talent prawniczy. Dowodem jego skuteczności jest, jak twierdzi, około 200 wygranych przez niego spraw sądowych. Mówi o sobie, że jako jedyny potrafi łączyć aspekty techniczne i prawne.
Supermen?
Kiedy pytam, czy w swojej działalności korzysta z pomocy prawników, mówi z uśmiechem – nie znam lepszego prawnika od siebie. Podczas 1,5 godzinnego spotkania zasypał zgromadzonych całym gąszczem przepisów prawnych, zagadnień technicznych, a nawet odniesieniami do praw fizyki. Raz odniósł się bezpośrednio do swoich sukcesów. – Sam piszę skargi, posiadam wiedzę techniczną, znam orzecznictwo, sam piszę skargi kasacyjne – adwokaci mi je podpisują w różnych częściach Polski, sam je bronię. Odsetek wygranych przeze mnie spraw wynosi ponad 90%. (…)W październiku miałem 3 sprawy kasacyjne i 3 razy przekonałem sędziów NSA, że ja mam rację, nie inwestorzy – mówił.
Stanowisko wójta
Na spotkaniu z mieszkańcami pojawił się wójt Jarosław Chodorski i wicestarosta Jerzy Zaborowski. Wójt zadeklarował, iż została „wszczęta procedura”. – Wysłaliśmy do wojewody odwołanie od tej decyzji (dotyczy pozwolenia na budowę – przyp. red.) i o wstrzymaniu wykonania tej decyzji. Powołaliśmy się na państwa postulaty jak również na nasze uwagi, które mieliśmy odnośnie stron postępowania – mówił.
Stanowisko starosty
Wicestarosta rozpoczął od faktów związanych z wytycznymi mpzp i specustawą telekomunikacyjną. – My jesteśmy trochę bezbronni wobec tego – przekonywał. – Nie mamy możliwości zablokowania tego typu inwestycji, jeżeli inwestycja przedstawiona przez inwestora jest zgodna z prawem – dodał. Wicestaroście towarzyszył zastępca naczelnika wydziału architektury, którego doświadczeniem się posiłkował. Argumentował on, że ten, kto wydaje pozwolenie na budowę, nie kieruje się uznaniowością, lecz dokumentacją. – Nie ma uprawnień kwestionować dokumentów stworzonych przez projektanta. To projektant odpowiada za tę dokumentację, za te obliczenia. Organ administracji nie może tego weryfikować. Jeżeli projektant dokonał kwalifikacji przedsięwzięcia, uznał, że to nie oddziaływuje na środowisko i przedstawił dokumenty, to organ musi to respektować – mówił. Z tym stanowiskiem nie zgodził się Gelzok powołując się na „logikę” i kilka spraw sądowych. – Kiedy organ ma wątpliwości (i są też wyroki), może zażądać decyzji środowiskowej. (…)Nie może być tak, że autor daje dokumentację, która jest błędna, sprzeczna z tym, co się orzeka i urząd mówi – no tak, ja muszę to przyjąć. (…) Dokumentacja przedstawiona przez autora to jest prywatny dokument, który według inwestorów nie ma żadnej mocy i prawnie się za niego nie odpowiada. Ten dokument w świetle prawa nie istnieje – wyjaśniał.
Konieczna weryfikacja
Zastępca naczelnika Wydziału Architektury przyznał, że to organ ustala strony postępowania. Przekonywał, że szkodliwe wiązki będą oddziaływać na wysokości 22 metrów, więc nie powinny być szkodliwe dla mieszkańców. Zbigniew Gelzok stwierdził, że jeżeli naczelnik miałoby rację, to wiele decyzji NSA okazałoby się nieważnych. Poinformował, że jego zdaniem, opartym na wytycznych sędziów NSA, w tym przypadku stronami są osoby znajdujące się w promieniu 300 m. Gelzok wyjaśniał, iż niektóre wartości w dokumentach przedłożonych przez inwestora należało sumować (EIRP). Potwierdza to np. stanowisko NIK z dnia 10.02.2015 roku (dotyczy Krakowa), gdzie można przeczytać: „przy określaniu odległości od anteny dla procedury kwalifikacji szkodliwości SBTK należy przyjmować sumaryczną wartość EIRP dla wszystkich anten pracujących na tym samym kierunku”.
Są stroną w sprawie?
Zbigniew Gelzok twierdzi, że w orzecznictwie sądów administracyjnych przez kilka lat ukształtował się pogląd, że stroną postępowania w sprawach związanych z budową stacji bazowych jest zawsze właściciel nieruchomości, nad którego działką znajduje się pole elektromagnetyczne o wartościach ponadnormatywnych bez względu na wysokość ich występowania (np. NSA w wyroku z dnia 28 lipca 2015 r). Aby ustalić obszar oddziaływania ponadnormatywnego, konieczne jest przedstawienie przez inwestora oceny oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko, której inwestor nie wykonał. – Tu decyzja środowiskowa była obligatoryjnie wymagana – przekonywał Gelzok. Dalej, jeśli dana osoba ma przymiot strony, ma prawo uczestniczyć w postępowaniu.
Propozycja speca
Zbigniew Gelzok na zebranie w Jabłonnie przywiózł ze sobą gotowe wnioski o wznowienie postępowania i o wstrzymanie wykonania decyzji, odnoszące się bezpośrednio do lokalizacji stacji bazowej na ul. Szarych Szeregów. Wnioski są umotywowane całą wykładnią prawa dotyczącą tego tematu. Kilka razy podczas spotkania mówił o tym, że wszystko zależy od decyzji starosty. – Starosta musi zdecydować, albo idzie przeciwko orzecznictwu i idzie za nimi (za inwestorem – przyp. red.), albo przyjmuje wykładnie NSA – mówił.
„To priorytet”
Wicestarosta przyznał, że problem mieszkańców jest dla niego sprawą priorytetową. Decyzja dotycząca wniosku Zbigniewa Gelzoka może zapadać maksymalnie 14 dni, ale Zaborowski obiecał, że starostwo „nie będzie tu robić żadnych zwłok”. – Jeżeli uwagi są słuszne, to je przyjmiemy. Jeżeli nie będą słuszne, to przedstawimy dlaczego. Takie jest moje stanowisko – powiedział na zakończenie wicestarosta.
Czy warto?
Nie ma jednoznacznych rozstrzygnięć na temat rzekomej szkodliwości pola elektromagnetycznego. W powszechnej świadomości zakorzenił się pogląd, że używanie telefonów komórkowych jest bardziej szkodliwe niż sąsiedztwo stacji bazowej. Co na to Zbigniew Gelzok? – W przypadku telefonu komórkowego mamy alternatywę – używać słuchawki, albo go wyłączyć. Można powiedzieć, że w przypadku stacji bazowej również ją mamy – uciec i zostawić dom – żartuje. – Stowarzyszenie (Prawo do życia – przyp. red.) nie jest przeciwko telefonii, lecz dąży do: budowy stacji w oddaleniu od siedlisk ludzkich, wprowadzenia szybkiego internetu światłowodami oraz do podjęcia przez władze działań mających na celu badania ludności w pobliżu istniejących stacji – mówi.