Miarą naszego życia jest to, co pozostawiamy po sobie potomnym. Jesteśmy właścicielami naszych mieszkań oraz współwłaścicielami spółdzielczego majątku, o którym mamy prawo decydować.
Tymczasem kontrolę nad nim ma niewielka grupka ludzi, którzy wiele lat temu zorientowali się, że ogromna większość spółdzielców w ogóle się swoim majątkiem nie interesuje.
Wyobraźmy sobie, że jesteśmy współwłaścicielami kamienicy. Mieszkamy w tym budynku z pozostałymi rodzinami, które także są współwłaścicielami kamienicy oraz przyległego do niej gruntu. Wynajęliśmy firmę, która będzie zarządzała naszą nieruchomością, czyli dbała o jej stan techniczny oraz wykonywała wszelkie prace porządkowe, włącznie z pielęgnacją roślinności rosnącej przed kamienicą.
Administrator jest bardzo aktywny, m.in. w ramach pielęgnacji zieleni ścina gałęzie drzew, oszpecając je i osłabiając, a nas pozbawiając tak zbawiennego w czasie upałów cienia. Na naszą interwencję odpowiada, że on tu jest administratorem i nic nam do tego. Na posesji jest brudno, w wielu miejscach jest wydeptana trawa, a na domiar wszystkiego, pewnego dnia wczesnym rankiem, zdemontowano nasz trzydziestoletni plac zabaw, mówiąc, że zabawki nie mają homologacji (dzięki drabinkom i urządzeniom znajdującym się na tym placu my i nasze dzieci mamy proste kręgosłupy, nasze wnuki już tego szczęścia nie będą miały). Mało tego, gdy interweniujemy u administratora, traktuje on nas jak intruzów: rodzina informująca go o przeciekającym dachu i pojawiający się na ścianie grzybie usłyszała, żeby poszukała sobie fachowca, chociaż w umowie jest wyraźnie napisane, że leży to w gestii administratora.
Co w takiej sytuacji robi właściciel źle zarządzanego majątku? Oczywiście zwalnia nieudolnego administratora i nie płaci mu. Czy widać tu pewną analogię? Jesteśmy współwłaścicielami ogromnego majątku i to od nas zależy, czy jego wartość będzie wzrastać, czy spadać. Potrzebny jest nam kompetentny administrator, którego praca przyczyni się do wzrostu cen naszych mieszkań, ponieważ jest to majątek, który dziedziczą po nas nasze dzieci; a każdy chce, aby ten majątek był jak największy.
Utrzymać ład przestrzenny
Mamy wspaniałą infrastrukturę, o której mogą tylko pomarzyć mieszkańcy osiedli budowanych przez deweloperów: przede wszystkim: duże przestrzenie pomiędzy budynkami, szkoły, przedszkola, urzędy, duże i małe sklepy – i to wszystko oddalone zaledwie o kilka minut spacerem od naszych bloków – aby z tego wszystkiego korzystać nie potrzebujemy samochodów, jak np. mieszkańcy domków jednorodzinnych położonych na peryferiach naszego miasta; do tego wszystkiego dochodzą w miarę sprawne połączenia komunikacyjne ze stolicą. Jak to się zatem dzieje, że ceny naszych mieszkań nie odzwierciedlają tych zalet? Ponieważ jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Nasze osiedla zostały zaprojektowane jako pewna infrastrukturalna całość. Można i nawet należy ją ulepszać, modernizować, ale nie wolno jej modyfikować, ponieważ utraci swoją funkcjonalność. W przypadku Legionowa właśnie ta kwestia została postawiona na głowie. Od niemalże 40 lat nie są remontowany asfaltowe nawierzchnie chodników i placów zabaw dla dzieci, czyli infrastruktury pomyślanej jako „sieć komunikacyjna” wykorzystywana do ruchu pieszego, jazdy na rowerach, hulajnogach, wrotkach, deskorolkach i łyżworolkach oraz do gier terenowych.
Dla naszych dzieci
Naszym obowiązkiem jest dbanie o nasze dzieci – nie ma większego priorytetu nad ten. Aby sprostać temu zadaniu, musimy odbudować elitę, która będzie odpowiedzialna za rozwój naszych osiedli. W radzie nadzorczej, zarządzie i radach osiedli muszą zasiadać ludzie, którym leży na sercu to, aby legionowskie osiedla były miejscami sprzyjającymi odpoczynkowi, rekreacji i zabawie. A żeby tak było, to nie ma innej możliwości: muszą to być ludzie rzeczywiście związani z tymi osiedlami, znający ich złe i dobre strony, zalety i wady – ludzie, którzy korzystają z osiedlowej infrastruktury na co dzień, a nie tylko w momencie przejścia z mieszkania do samochodu i z powrotem. Tak, jak kiedyś nasi ojcowie myśleli o naszej przyszłości, my musimy myśleć o przyszłości naszych dzieci. Musimy odbudować elitę, która nie dopuści do tego, aby nasze osiedla zamieniły się w slumsy, bo jak na razie wszystko idzie właśnie w tym kierunku. To nie jest „straszenie Babą Jagą”, ale realne zagrożenie – w państwach zachodnich slumsów nie wybudowano, to też kiedyś były normalne osiedla.
To my decydujemy
Zatem wszyscy, którzy chcą tworzyć tę nową osiedlową elitę, muszą brać udział w wytyczaniu kierunków rozwoju osiedli, patrzyć na ręce tym, którym powierzyliśmy zarządzanie naszym majątkiem. Tak naprawdę nie jest to wielki wysiłek: należy raz w roku przyjść na walne zgromadzenie członków spółdzielni, które odbędzie się już w czerwcu (pamiętajmy: aby być uprawnionym do głosowania, należy mieć wykupione członkostwo spółdzielni – jest to wymóg podstawowy, bez tego inni decydują za nas!!!), należy zgłaszać bezpośrednio do administratora wszelkie nieprawidłowości, usterki, brudne podwórka, klatki schodowe itd. oraz domagać się wyjaśnień dotyczących sposobu przeprowadzanych interwencji i ich rezultatów. Sprawne zarządzanie, ale zarządzanie przede wszystkim z myślą o mieszkańcach osiedli, jest bezpośrednio związane z wysokością czynszów. Sprawny menedżer zawsze minimalizuje koszty – nie może być tak, że niemalże co roku otrzymujemy podwyżki czynszów i opłat eksploatacyjnych, mimo iż na rynku towarów i usług od wielu lat mamy do czynienia z ustabilizowanymi cenami, a w niektórych przypadkach wręcz z obniżkami. Dotychczasowe władze spółdzielni narzekają na ogromne zadłużenie spółdzielców – a może zadłużenie to jest właśnie związane z horrendalnie wysokimi czynszami i opłatami eksploatacyjnymi, na zapłatę których przestaje być stać coraz większą ilość osób. Jesteśmy spółdzielnią, a więc musimy robić wszystko, aby koszty utrzymania naszych mieszkań minimalizować, tak aby wszystkich było stać na opłaty – taka właśnie jest idea spółdzielni.
STOWARZYSZENIE LEGIONOWSKICH LOKATORÓW (SLL)