W sobotnim spotkaniu ósmej kolejki II ligi w grupie wschodniej, Legionovia Legionowo uległa na własnym stadionie Garbarni Kraków 1:2 (1:1). Porażka z ostatnim w tabeli zespołem oznacza, że podopieczni trenera Marka Papszuna znów znajdują się w grupie drużyn zagrożonych spadkiem z ligi.
Mocny start
Początek sobotniego spotkania należał zdecydowanie do gospodarzy. Drużyna przyjezdnych wyglądała tak, jakby myślami była jeszcze w szatni legionowskiego obiektu. Podopieczni trenera Marka Papszuna już w pierwszych minutach stworzyli sobie kilka dogodnych sytuacji – tę najlepszą wykorzystał Szymon Lewicki, który w czwartej minucie gry wyskoczył najwyżej do piłki bitej z rzutu rożnego i otworzył wynik spotkania. Po tym trafieniu goście nieco się przebudzili i zagrozili nawet bramce Marcinkowskiego, gdy po dobrej akcji do strzału doszedł Górecki. Na tle graczy z Legionowa byli jednak drużyną wyraźnie słabszą – gospodarze z łatwością dochodzili do sytuacji podbramkowych, choć w większości wypadków mieli kłopot z ich wykończeniem. Po dwudziestu pięciu minutach gry nawet największy laik mógłby zauważyć, dlaczego Garbarnia zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Podopieczni trenera Roberta Orłowskiego popełniali karygodne błędy w obronie, gubili krycie i popisywali się brakiem zrozumienia – wystarczyło, żeby w pewnym momencie Szymon Lewicki i Sebastian Janusiński zamienili się miejscami na placu gry, a goście nie wiedzieli już kogo i jak powinni kryć. Niestety nawet tak słaba drużyna ma czasami przebłyski geniuszu – ten zdarzył się w trzydziestej pierwsze minucie. Okupujący bramkę przeciwnika gospodarze nie zdążyli wrócić na swoje pozycje po rzucie rożnym – Paweł Tomczyk przegrał pojedynek biegowy z Sebastianem Leszczakiem, a pomocnik gości po trzydziestometrowym rajdzie odegrał jeszcze piłkę do Jakuba Góreckiego, który pokonał legionowskiego bramkarza. Jakby tego było mało, zaledwie sześć minut później krakowianie stworzyli sobie kolejną dobrą sytuację, jednak tym razem gospodarzy uratował słupek, który został obity przez jednego z graczy Garbarni.
Głową w mur
Od początku drugiej połowy gra gospodarzy wyraźnie się „nie kleiła”. Podopieczni trenera Papszuna zgubili nagle łatwość, z jaką wyprowadzali akcje w pierwszych czterdziestu pięciu minutach spotkania. Teraz to oni wyglądali na sennych i mniej skupionych niż rywale. Kara spadła na nich po trzynastu minutach gry, kiedy piłkę na trzydziestym metrze przed ich bramką dostał Norbert Piszczek i bez zastanowienia oddał bardzo mocny strzał – futbolówka odbiła się jeszcze od interweniującego obrońcy Legionovii i wpadła do siatki obok leżącego na ziemi Marcinkowskiego, który rzucił się już w innym kierunku. Miało być łatwo, miały być kolejne trzy punkty, a tu taka niespodzianka. W drugiej połowie gospodarzom nie wychodziło praktycznie nic. Co prawda od razu po stracie drugiego gola legionowianie rzucili się do odrabiania strat, jednak z ich ciągłego przebywania pod polem karnym rywala było niewiele pożytku. Trener Papszun próbował reagować na boiskową sytuację posyłając na murawę kolejnych graczy ofensywnych, ale na nic się to zdało. W ostatnich dziesięciu minutach gra prowadzona była właściwie tylko pod polem karnym gości, a swoje okazje mieli Złotkowski i Karaszewski. Niestety żaden z nich do siatki już nie trafił, a sędzia Przemysław Bzowski zakończył spotkanie. Gospodarze byli zespołem lepszym, ale jedynie przez czterdzieści pięć minut – to nie wystarczyło na zdobycie punktów nawet z ostatnią w tabeli Garbarnią. Gościnna Legionovia sprezentowała tym samym ekipie z Krakowa trzy punkty, które powiększyły jej tegoroczny dorobek do.. czterech. Już w najbliższy piątek podopieczni trener Papszuna udadzą się na wyjazdowe starcie z wiceliderem tabeli, Wigrami Suwałki.
Tomek Piwnikiewicz