Spokojne niedzielne popołudnie mogło zakończyć się katastrofą dla rodziny ze Skrzeszewa. Wszystko za sprawą telefonu firmy Emporia.
Pan Marian i pani Wanda niedzielę spędzili na świeżym powietrzu z rodziną, która przyjechała do nich w odwiedziny. Po południu, gdy goście pojechali, pan Marian zorientował się, że rozładował mu się telefon. Urządzenie podłączył do ładowania i odłożył je jak zwykle na szafkę kuchenną. Wyszedł z kuchni i udał się do pokoju dziennego, gdzie wspólnie z żoną dalej mieli relaksować się oglądając telewizję.
Wybuch
Ich spokój przerwał jednak głośny huk. Początkowo myśleli, że dźwięk dobiega z zewnątrz, jednak panu Marianowi nietypowy hałas nie dawał spokoju. Poszedł do kuchni, bo wydawało mu się, że właśnie stamtąd dobiegł dźwięk. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku. Dopiero gdy wyłączył światło i już miał wychodzić z pomieszczenia, jego spojrzenie przyciągnęło światło, jakie dochodziło z górnych szafek.
Pożar
Początkowo wydawało mu się, że wzrok go myli, ale gdy się temu przyjrzał, zorientował się, że widzi ogień. Okazało się, że palił się niewielki niezidentyfikowany element. Ugasił pożar i rozejrzał się po kuchni, zastanawiając się, czym może być ów spalony przedmiot. W oczy rzucił mu się telefon, którego niedawno sam podłączał do ładowarki, a teraz aparat leżał bez baterii. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że podczas ładowania telefonu wybuchła w nim bateria. Eksplozja odrzuciła akumulator na górne szafki w kuchni. Tam od płonącego elementu zapaliła się waga kuchenna, a dalej firanka. Na szczęście w porę pan Marian zorientował się, co się dzieje i na ugaszenie pożaru nie było za późno. A wystarczyłoby, by małżeństwo zbagatelizowało hałas i pan Marian nie wszedłby do kuchni. Do wypadku równie dobrze mogłoby dojść w nocy lub eksplodująca bateria mogłaby kogoś uszkodzić. – Strach pomyśleć, co mogłoby się stać, gdybym trzymał w tym czasie telefon przy uchu – mówi pan Marian.
Niebezpieczny telefon
Telefon ani nie był stary, ani z niewiadomego źródła, sama bateria była oryginalna. Pan Marian telefon zakupił pół roku temu w sklepie z elektroniką Morele.net na warszawskiej Białołęce. Aparat mu odpowiadał, bo to produkt łatwy w obsłudze, dedykowany specjalnie dla seniorów. – Bezpieczne i proste telefonowanie z klasycznym designem – tak producent reklamuje swój produkt na stronie internetowej. Na innych stronach czytamy, że to światowy lider w produkcji telefonów dla populacji w wieku 50+.
Serwis
W poniedziałek Pan Marian odwiózł telefon do reklamacji. W sklepie towar przyjęli i przekazali panu Marianowi jedynie informację, że aparat przekazano do serwisu w Krakowie i to tam zadecydują, co dalej. W kolejnym tygodniu zadzwoniliśmy do serwisu, gdzie dowiedzieliśmy się, że aparat w piątek został przyjęty do weryfikacji. Jeśli producent nie będzie w stanie go naprawić, panu Marianowi zostaną zwrócone pieniądze. Pan Marian zarzeka się, że telefonu z tej firmy nawet naprawionego ani nowego już nie chce. Domaga się, by firma zwróciła mu pieniądze nie tylko za zakupiony tam sprzęt, ale także za zniszczenia, jakie spowodowała eksplozja, tj. pokryła koszty spalonej wagi i malowania kuchni. Gdy zapytaliśmy w morele.net o inne przypadki wybuchów telefonów, otrzymaliśmy informację, że nie spotkali się wcześniej z taką sytuacją.