– Numerków brak! – ten magiczny zwrot często zamyka nam dostęp do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, internisty, czy też pediatry, jeśli tylko nie pamiętaliśmy, aby zarejestrować się do niego odpowiednio wcześnie. A co jeśli choroba przyjdzie znienacka? Okazuje się, że wtedy nierzadko pozostajemy zdani tylko na siebie, bo lekarze stosują spychologię…
Słowo przeciwko słowu
W lutym br. świeżo co upieczona legionowianka zgłosiła się ze swoim półrocznym niemowlęciem do jednego z lokalnych ośrodków zdrowia. Było tuż przed godziną 18, zaś przychodnia, którą wybrała młoda matka była jedyną jej znaną w Legionowie placówką medyczną, choć formalnie nie tą właściwą, bo nie zadeklarowaną przez nią w ramach tzw. Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ). – Byłyśmy bardzo zaniepokojone stanem dziecka, które zachłystywało się w domu podczas wymiotów, towarzyszących atakowi kaszlu – skarży się babcia niemowlaka, wyjaśniając zarazem, że zadeklarowaną placówką medyczną, formalnie opiekującą się jej wnuczką była jedna z tych mieszczących się w stolicy. Pediatra dyżurujący wówczas w tej legionowskiej przychodni odmówił zbadania dziecka i odesłał je wraz z jego przestraszoną matką do placówki, w której mają wypełnioną deklarację – to wersja pacjentów. Wersja szefostwa tego ośrodka, pediatry i rejestratorek w nim pracujących jest nieco inna. – Dziecko nie wymiotowało. Pediatra zbadał je. Nie stwierdzając żadnego zagrożenia dla jego zdrowia, odesłał je wraz z matką do właściwej placówki medycznej, również mieszczącej się w Legionowie – zgodnie utrzymują. – Jestem oburzona zachowaniem personelu i lekarza, którzy zdecydowali się odesłać dziecko w bardzo złym stanie, nie udzieliwszy mu pomocy, ani nie dokonawszy jego oględzin. Czy jest to zgodne z etyką lekarską? Czy Państwa placówka służy rzeczywiście ludziom w potrzebie? Czy można pozostać niewzruszonym na prośbę przerażonej matki, która prosi o pomoc dla swego dziecka? – upiera się babcia półrocznej dziewczynki, śląc kolejne skargi na działania tych konkretnych medyków, ostatnio nawet i do szefa Mazowieckiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia (MOW NFZ) w Warszawie.
Dziecko zdrowe, konflikt narasta?
Konflikt trwa. Działaniom tej legionowskiej przychodni w tej konkretnej sprawie przyglądają się obecnie urzędnicy z MOW NFZ. Przyczyniła się do tego skarga, którą pod koniec lipca br. wystosowała do nich babcia półrocznej dziewczynki. W piśmie tym, prosi ona szefa MOW NFZ o interwencję. Zanim jednak doczekamy się jakichkolwiek efektów podjętej, bądź też w ogóle niepodjętej interwencji, najważniejsze w tym wszystkim jest to, że dziecko, o którym mowa już dawno wyzdrowiało i ma się obecnie bardzo dobrze. Wtedy w lutym br., kiedy odmówiono mu przyjęcia w publicznej i co najważniejsze w sensie formalno-prawnym niezadeklarowanej placówce, matka zabrała je na prywatną wizytę do pediatry. – U wnuczki zdiagnozowano zapalenie oskrzeli. Lekarka przepisała jej antybiotyk – wyjaśnia babcia półrocznej dziewczynki.
Komu wierzyć?
Okazuje się, że zgodnie z rozporządzeniem prezesa NFZ z 2009r. każdy lekarz pierwszego kontaktu tj. podstawowej opieki zdrowotnej, czyli internista w przypadku dorosłych i pediatra w przypadku dzieci, w stanach uzasadnionych względami medycznymi, a w szczególności w sytuacjach nagłego pogorszenia stanu zdrowia jest zobowiązany do udzielenia pomocy każdemu, nawet temu zadeklarowanemu u innego medyka, pacjentowi. Sęk w powyżej opisanej sytuacji tkwi jednak w tym, że mamy do czynienia z przysłowiowym słowem przeciwko słowu. Przychodnia, w której doszło do tego incydentu twierdzi, iż pediatra obejrzał i zbadał dziecko, mimo iż nie było ono jej zadeklarowanym pacjentem. Babcia półrocznej dziewczynki utrzymuje zaś, zupełnie coś odmiennego. – Doktor stanowczo odmówił przyjęcia mojej wnuczki, mimo iż wraz z synową bardzo prosiłyśmy, by zbadał dziecko poza kolejnością, za zgodą oczekujących pacjentów. Prośba zaniepokojonej matki, która przybyła pokonując trudne warunki pogodowe, śnieg z deszczem, została potraktowana obojętnie. Lekarz chłodno poprosił kolejną osobę z kolejki, a nam polecił udać się tam gdzie mamy wypełnioną deklarację. To samo potwierdziły panie zatrudnione w rejestracji, podając jako argument kwestie formalne – pisze w skardze do dyrektora tej legionowskiej placówki medycznej.
Medyczna spychologia
A co jeśli w zadeklarowanej przez nas w ramach tzw. POZ przychodni, w nagłych sytuacjach zdrowotnych rejestratorki witają nas magicznym hasłem „numerków brak”, zaś wybrani przez nas lekarze odsyłają nas do innych placówek? Te sytuacje niestety nie należą do rzadkich. To dość często stosowana przez lekarzy i POZ tzw. spychologia. Warto wiedzieć, że o przyjęciu danego pacjenta każdorazowo decyduje lekarz, nie zaś pracujące w danej przychodni rejestratorki, zaś przychodnie POZ nie mogą odmawiać przyjęć swoim zadeklarowanym pacjentom w nagłych wypadkach zdrowotnych, nawet w sytuacjach gdyby pojawialiby się oni w nich tuż przed końcem ich pracy. Ich obowiązkiem jest gotowość do świadczenia tego typu usług w godzinach między 8 a 18. Odsyłanie pacjentów przed godziną 18 do innych placówek np. tych świadczących nocną i świąteczną opiekę lekarską z zaleceniami wcześniejszego przyjmowania leków przeciwgorączkowych jest zwykłym nadużyciem. Jeśli lekarze POZ, interniści, czy też pediatrzy odsyłają nas w godzinach swojej pracy do nocnej opieki zdrowotnej chcą na nią zepchnąć odpowiedzialność za nasze zdrowie. Wcześniej zobowiązali się przecież do opieki w godzinach od 8 do 18 i za to pacjenci za pośrednictwem NFZ im płacą. Do godziny 18 powinni się nami zajmować w przypadkach nagłych zachorowań, zdarzeń zdrowotnych, które nie zagrażają bezpośrednio życiu, ale są poważne i wymagają obejrzenia przez lekarza. – Zwykle są to wysokie gorączki u dzieci i takich przypadków nie wolno ignorować – sygnalizują urzędnicy NFZ. – Nigdy, nawet w sytuacjach braku numerków, nie odsyłamy z kwitkiem pacjentów z ostrym bólem, urazem, czy też ogólnie pogarszającym się stanem zdrowia. Ale z katarem naprawdę można i nierzadko trzeba poczekać do rana – tłumaczą pracownicy legionowskiego ośrodka zdrowia, oskarżonego ostatnio przez świeżo co upieczoną legionowiankę o niebywałą arogancję i znieczulicę.