Z 27-letnią Katarzyną Misiórską (Misiórską-Skiba), malarką z zamiłowania, prawniczką z wykształcenia, pracującą na etacie „marketingowca” w legionowskim ratuszu, rozmawiamy o jej życiowej pasji tj. malowaniu i o tym, co najbardziej lubi robić w życiu.
Mało kto wie, że jedna z pracownic działu marketingu legionowskiego ratusza pięknie maluje, a tworzona przez nią sztuka, mimo iż w branży zwana „amatorską”, doceniona już została na wielu krajowych wystawach i konkursach.
Czy praca na etacie „marketingowca” pomaga w tworzeniu?
Powiedziałabym raczej, że jest na odwrót. To właśnie umiejętności malarskie i ogólna pasja do sztuki pomagają w pracy w marketingowca. Cieszę się, że przez pracę w marketingu mogę wdrażać swoje pomysły w życie i spełniać się kreatywnie. Mimo że mam wykształcenie prawnicze, od zawsze ciągnęło mnie do sztuki. Malowaniem „na poważnie” zajęłam się, będąc jeszcze na studiach. Wtedy to w wieku 23 lat zdobyłam II nagrodę w konkursie malarskim w „Galerii Zadra”.
„Ty malujesz tak, że to się wszystkim podoba” – chyba właśnie to najbardziej zmobilizowało Panią do dalszego tworzenia…
Tak jak wspomniałam, malarstwem zainteresowałam się „na poważnie”, kiedy poszłam na studia. Studia to taki okres, kiedy myśli się o przyszłości i o życiu. Zaczyna się też wtedy zarabiać i można pozwolić sobie z własnej kieszeni na zakup np. materiałów malarskich. Wtedy też człowiek wyrabia sobie gust i własne zdanie. Wiedziałam już, jak chcę malować, co chcę malować, byłam przekonana, że to, co maluję, spodoba się innym. Może to się wyda dziwne, ale na studiach poczułam, że moja umiejętność dojrzewa w rękach. Chodziłam do muzeum, na wystawy, zaczęłam uczestniczyć w konkursach, przyglądałam się innym pracom. Fascynowała mnie farba na każdym płótnie, łączenie kolorów, kompozycja. Zaczęłam oglądać filmy i czytać o malarzach. Zaczęłam się pasjonować ich życiem i tym, że byli wolni – mogli podróżować, żyć w zgodzie z naturą. Niektórzy tak jak ja muszą po prostu obcować ze sztuką.
Pani talent został już nagrodzony w wielu branżowych konkursach. W 2012r. otrzymała Pani od prezydenta Legionowa Romana Smogorzewskiego stypendium artystyczne. Rok wcześniej była Pani laureatką ogólnopolskiego konkursu na piktogram. Jakie jeszcze inne nagrody i wyróżnienia przypadły dotychczas w Pani udziale?
Nie uczestniczyłam w dużej liczbie wystaw, aczkolwiek moje prace otrzymały wiele wyróżnień. Każde z nich ma dla mnie ogromne znaczenie. Obecnie jeden z moich obrazów pokazywany jest na wystawie w jednym z centów handlowych w Bielsku-Białej, ponieważ w br. zajęłam pierwsze miejsce w XX konkursie malarstwa nieprofesjonalnego im. Ignacego Bieńka, właśnie w Bielsku-Białej. Oprócz tego w przeszłości m. in. zajęłam drugie miejsca w konkursach: malarskim „Galerii Zadra” w 2010r. oraz na plakat stołecznej Akademii im. Leona Koźmińskiego w 2011r. Obecnie zaś intensywnie przygotowuję się do wystawy własnych prac, którą już w sierpniu br. będzie można obejrzeć w Galerii Sztuki legionowskiego ratusza i na którą oczywiście serdecznie zapraszam wszystkich czytelników „Gazety Powiatowej”.
Trudno jest się przebić w tym środowisku?
Nikt mi nie pomógł przebić się w branży. Raczej powiedziałabym, że doceniono moje obrazy, co świadczy o tym, że ludziom podoba się takie malarstwo. Ciężko mi odpowiedzieć na pytanie, czy trudno jest się przebić w branży. Odpowiem tak: Dla tych osób, którzy są po akademiach myślę, że jest to łatwiejsze ze względu, iż mają stosowny dokument ukończenia szkoły artystycznej. To pozwala im uczestniczyć w wielu różnorodnych konkursach w kraju i za granicą. A także otwiera im różne drogi zawodowe i nie tylko. Ja jestem po studiach prawniczych. Mimo że maluję dobrze, moja sztuka jest nazywana: amatorską, nieprofesjonalną, a nawet sztuką naiwną. Nie zgadzam się z tym, ale takie mamy realia. W dzisiejszych czasach tylko dyplom szkoły artystycznej świadczy o tym, że obraz jest malarstwa profesjonalnego. Uważam jednak, że malarstwo, rzeźbiarstwo, ceramika nie potrzebują „papierka”. Nie mam możliwości też uczestniczenia w wielu ciekawych konkursach malarskich. Cieszę się jednak, że mimo braku takiego dokumentu mam możliwość uczestniczenia w środowisku artystycznym.
Kto jako pierwszy zauważył Pani talent? Ewentualnie po kim, go Pani odziedziczyła?
Kiedyś myślałam, że nie odziedziczyłam talentu po nikim. Ostatnio mi się jednak zdaje, że mogłam odziedziczyć „smykałkę” po mamie. Ona kiedyś malowała, ale przestała, gdy poszła do pracy. Mam w piwnicy jeden jej obraz malowany techniką pasteli i myślę, że gdzieś te geny jednak krążą. Babcia opowiadała mi, że w rodzinie mamy jakiegoś profesora na Akademii Sztuk Pięknych (ASP), ale ja nic o tym więcej nie wiem…
Który z dotychczas namalowanych obrazów ma największe znaczenie dla Pani?
Wszystkie i każdy z osobna. Każdy obraz kojarzy mi się z czymś innym.
Czy oprócz malarstwa ma Pani jeszcze jakieś inne hobby?
Mam wiele zainteresowań. Bardzo lubię kolekcjonować różne rzeczy, np. vintage z lat 60. ze Stanów Zjednoczonych. Wydaje mi się, że wtedy rzeczy były bardziej wyjątkowe. Coś mnie w tym kierunku bardzo mocno ciągnie…
O czym może marzyć urzędniczka z odziedziczonym najprawdopodobniej po mamie talentem malarskim?
Marzeń mam wiele. Cieszę się, że każde spełnia się po kolei w swoim czasie. Jednym z ciekawszych jest zrobienie w przyszłości wystawy swoich obrazów w Nowym Yorku. Jak do tego dojdzie, to chwilę obecną jeszcze nie wiem. Jednak mocno wierzę, że kiedyś na pewno do tego dojdzie. Po za tym, bardzo chciałabym wybrać się do Stanów Zjednoczonych (USA) i zobaczyć tamtejsze sekwoje…
Bardzo dziękuję za miłą rozmowę i życzę wytrwałości oraz kolejnych sukcesów, zarówno w tworzeniu kolejnych obrazów, jak i życiu osobistym.