To już 54 edycja Międzynarodowego Festiwalu Jazzowego Jazz Jamboree. Legionowo po raz 16 pojawia się na muzycznej mapie imprezy w charakterze klubu festiwalowego. W Sali Widowiskowej miejskiego ratusza odbędą się w sumie trzy koncerty. Pierwszego z nich mogliśmy wysłuchać w minioną sobotę. Przed zgromadzoną publicznością wystąpiła Ewa Bem wraz z towarzyszącym jej zespołem.
Pierwsza edycja festiwalu Jazz Jamboree odbyła się w Legionowie w 1993 roku. Wtedy też Legionowo stało się oficjalnym klubem festiwalu. Od tamtej pory w naszym mieście intensywnie kultywowano jazzową tradycję. Najlepszym dowodem potwierdzającym projazzowe działania jest szesnasta odsłona Jazz Jamboree w Legionowie, którą otworzyła Ewa Bem.
Piosenkarka nazywana jest pierwszą damą polskiego jazzu. Karierę artystyczną rozpoczęła w 1969 roku w Grupie Bluesowej „Stodoła“. Jako solistka zadebiutowała w 1970 roku z kwartetem Zbigniewa Seiferta. W 1972 roku zdobyła I nagrodę w konkursie wokalistów jazzowych w Lublinie. Jest współtwórczynią zespołu Bemibek przemianowanego po zmianach personalnych na Bemibem. W nowym zestawieniu personalnym grupa wydała płytę „Bemowe Fazy“ oraz zmieniła stylistkę zmierzając coraz mocniej w stronę jazzu. Ostatnią płytą w dorobku Ewy Bem jest album „Kakadu”.
Podczas sobotniego występu artystka zaprezentowała zarówno repertuar własny jak i kompozycje innych autorów w języku polskim oraz angielskim. Usłyszeliśmy utwory m.in. z ostatniej płyty Ewy Bem – „Kakadu”.
Publiczność zgromadzona w ratuszu przyjęła występ artystki z ogromnym entuzjazmem. Sama piosenkarka często nawiązywała kontakt ze słuchaczami, przez co koncert zyskał ducha kameralności znanego dobrze z czasów, kiedy Jazz Jamboree odbywało się w siedzibie Miejskiego Ośrodka Kultury.
Elegancka, skupiona, ale też ciepła otwarta i mówiąc nieco kolokwialnie – sympatyczna – taka jest Ewa Bem na scenie i taka była przez cały występ w legionowskim ratuszu. Wykonywane przez artystkę utwory to polskie jazzowe perełki, co z całą stanowczością doceniła publiczność wyciągając panią Ewę na scenę jeszcze dwukrotnie. Jedną z bisowych kompozycji była jazzowa aranżacja piosenki „Niepewność” z repertuaru Marka Grechuty.
Koniec występu Ewy Bem wcale nie oznaczał końca wieczoru. Kawiarnia Coffeetown mieszcząca się w budynku ratusza zainspirowana legionowską odsłoną Jazz Jamboree postanowiła dołożyć do tego muzycznego święta coś od siebie. Tym sposobem narodziła się nowa, miejmy nadzieję cykliczna, impreza jazzowa w naszym mieście – Coffeetown Jazz. Pierwszy koncert odbył się bezpośrednio po sobotnim występie Ewy Bem. Cykl planowanych trzech koncertów otworzył Krzysztof Ścierański, muzyk dobrze znany legionowskiej publiczności oraz mieszkaniec naszego miasta.
Krzysztof Ścierański jest muzykiem sesyjnym, gitarzystą basowy, ale nie tylko. Jest muzycznym samoukiem (ukończył Pomaturalną Szkołę Ochrony Środowiska). Po kilku latach gry w amatorskich zespołach, został w wieku 22 lat basistą jazz-rockowego zespołu Laboratorium, z którym nagrał 5 płyt i zagrał kilkaset koncertów, także za granicą, m. in. na festiwalach w Hiszpanii i w Indiach. W 1980 na zaproszenie Zbigniewa Namysłowskiego przystąpił do zespołu Air Condition. Na kilka dni przed ogłoszeniem stanu wojennego zagrał pierwszy koncert ze swoim nowym zespołem, String Connection Krzesimira Dębskiego. Po zawieszeniu działalności przez grupę, Ścierański zaczął realizację projektów autorskich. Obecnie grywa z Bernardem Maselim a także Zbigniewem Jakubkiem, Markiem Napiórkowskim i Markiem Raduli. Ma na koncie współpracę z artystami reprezentującymi różne gatunki muzyczne.
Krzysztof Ścierański to prawdziwy człowiek orkiestra. W Coffeetown mając do dyspozycji gitarę basową, gitarę elektryczną i trochę sprzętu muzycznego zabrał nas w muzyczną podróż do świata jazzu, bluesa i rocka. Wyuczone wcześniej frazy połączone z zaangażowaną improwizacją stworzyły świetny knajpiany klimat. Utwory przeplatane opowieściami Ścierańskiego oraz rozmowy z publicznością pozwoliły organizatorom przywrócić kameralnego ducha MOK-u, kiedy koncerty Jazz Jamboree odbywały się jeszcze przy Norwida 10. Świetny występ i oby więcej takich w Coffeetown, choć wtedy przydałoby się pomyśleć nad nieco większą przestrzenią dla publiczności, ponieważ w sobotę mogło się tam zmieścić raptem kilkanaście osób.
Wróbel