W ubiegły czwartek (17 marca) w Piekarni Cafe przy ul. Jasnogórskiej 18a odbył się koncert, jakiego nasze miasto dawno nie widziało. W ubiegłym tygodniu nasycić się mogli wszyscy lubiących konkretne gitarowe riffy, szybką perkusję i – eufemistycznie mówiąc – donośny wokal.
Gwiazdą wieczoru był Cowder, którego utwór „Patrzysz” od kilkunastu tygodni niezmiennie utrzymuje się na liście Turbo Top Antyradia. To wystarczająca zachęta, ale jako suport zagrał przed nimi promujący wydaną dzień wcześniej debiutancką płytę legionowski zespół Insecure.
Młoda kapela gra muzykę, którą moźna przypisać do nurtu numetalowego, którego prekursorem był amerykański zespół Korn. Muzyka grana przez chłopaków z Insecure jest bardzo energetyczna. Dynamiczna perkusja (Michał Kubrak), mocne gitary (Michał Wróblewski, Dawid Trzeciak) ale i agresywny, charakterystyczny wokal Pawła Lewczuka niosły zgromadzoną w Piekarnia Cafe publiczność. Cały repertuar Insecure zaśpiewany został w języku angielskim.
Nieco inaczej w tym aspekcie muzycznego rzemiosła zaprezentowała się gwiazda wieczoru – zespół Cowder, promujący koncertem płytę „El Payaso”. Kapela o częściowo legionowskim rodowodzie (gitarzysta Krzysztof Zdeb) warstwę liryczną prezentowała w języku polskim (poza Coverem utworu Islandki Björk). Zatrzymując się na chwilę przy tym aspekcie ich twórczości, trzeba stwierdzić, źe zespół nie przebiera w słowach, a rzeczywistość opisuje w sposób dosadny. Jednak nie razi to z dwóch powodów. Jeden, oczywisty – wynikający z estetyki muzyki prezentowanej przez rockowe kapele, drugi – wynikający z przesłuchania po koncercie płyty. Moźe dlatego, źe nagrywana była przez trzy lata, moźe dlatego, źe artyści są dojrzali i szczerzy w tym co robią – te teksty, mimo duźej liczby nieparlamentarnych zwrotów, mogą się podobać, a z wieloma ocenami w nich prezentowanymi trudno się nie zgodzić.
Publiczność w Piekarni miała chyba takie same odczucia, bo przez dłuźszy czas domagała się kolejnych bisów. Wtedy zespół zagrał swój największy, wspomniany na wstępie przebój „Patrzysz”.
K. Grodek