Problemy finansowe stały się ogólną bolączką wszystkich samorządów i nie tylko w Polsce, ale też i w innych krajach europejskich, których rządy pozwoliły na nadmierne zaciąganie kredytów inwestycyjnych pod refundacje unijne. Działania takie były podejmowane pochopnie, bez liczenia się z możliwością wystąpienia sytuacji kryzysowych w gospodarce. Nie wchodząc w szczegóły działania wszystkich mechanizmów podziału środków unijnych dotacji, a obserwując wszystkie doniesienia na ten temat, można wyciągnąć pewne wnioski, które wskazują na nieprawidłowość działań w tym temacie.
W naszej gminie Wieliszew rozgorzała polemika pomiędzy władzami gminy a radnym Edwinem Zezoniem. Spór dotyczy tego, kto zawinił, że oczekiwane dotacje unijne z Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego dotychczas nie dotarły do naszej gminy i czy w ogóle to nastąpi. Myślę jednak, że szukanie winnej osoby, która spowodowała taki stan rzeczy, jest bezcelowe, ponieważ uczestniczyło w tym wiele osób i urzędów, a nie jedna osoba. Obserwując cały ciąg wydarzeń, zaczynając od poprzedniej kadencji, trzeba przyznać, że ówczesne władze gminne ogarnął nadmierny optymizm w kwestii dotacji unijnych, a dobre relacje z urzędem marszałkowskim temu sprzyjały. Skutkiem tego w latach 2008 do 2010 budżety gminy Wieliszew były uchwalane do ponad 60 mln po stronie wydatków, z czego ponad 25 mln przeznaczano na inwestycje infrastrukturalne, z nadzieją na refundacje unijne w wysokości do 80%. Było to działanie odważne i dalekosiężne, lecz podejmowane z nadmiernym optymizmem, które nie uwzględniało żadnych sytuacji kryzysowych.
Nie bez znaczenia w tej sytuacji miały również wyniki wyborów w 2010 r. Nowe władze gminy musiały wypracowywać w województwie nowe relacje, od których zależy najwięcej, a widać to na przykładzie tych samorządów, gdzie liderzy pozostali na następne kadencje. W tej sytuacji nasz młody wójt, miał i nadal ma trudne zadanie, którym jest wypracowywanie wszystkich relacji od nowa, dodając do tego, że wygrane wybory nie przysporzyły mu zwolenników do współpracy w tym temacie. Z powyższego wynika wyraźnie, że szukanie na siłę winnego tej sytuacji, jest pozbawione sensu, trzeba z tego jedynie wyciągnąć prawidłowe wnioski na przyszłość i zabrać się do solidnej pracy. Zadłużenie samorządu do dozwolonej wysokości nie jest czymś złym i nienormalnym, bo na takich zasadach funkcjonuje cała światowa gospodarka, ważne jest tylko, żeby zachować umiar i dobrze gospodarować pożyczonymi pieniędzmi.
Nie można ograniczać się tylko do środków uzyskanych z przychodów własnych, bo te zazwyczaj wystarczają na pokrycie zadań własnych gminy, a na inwestycje zostaje niewiele. Takie działania bez dobrych kredytów inwestycyjnych, spowodowałyby zahamowanie rozwoju środowiska. Wiadomym jest, że pieniądze uruchamiają inwestycje, a te z kolei dają pracę ludności, poprawiając jej dobrobyt. Same wykonane inwestycje poprawiają środowisko naturalne i powodują większy komfort życia. Natomiast bez kredytów, żadna gmina, czy inny samorząd, nie zrealizuje w krótkim czasie (a o taki chodzi) żadnej poważnej inwestycji.
Jest jednak też wiele barier stawianych, przez kredytodawców, samorządom, które muszą pokonać. Najważniejszym kryterium do przyznania kredytu, jest dobra wiarygodność wierzyciela, jego gospodarność i rzetelność w postępowaniu z partnerami. Te wartości musi wypracować sobie każdy samorząd, a ściślej mówiąc jego władze. Drugim równie ważnym kryterium, jest zadłużenie nieprzekraczające ustawowych norm i systematyczna wypłacalność.
Reasumując powyższe, należy wyciągnąć z tego prawidłowe wnioski i zabrać się do solidnej pracy – wszyscy wspólnie, nie szukając winnego do ukamienowania. Jest to też dobra refleksja na przyszłość, kiedy pójdziemy za dwa lata do następnych wyborów samorządowych i będziemy oddawali głosy na ludzi za nas decydujących.
Michałów-Reginów, 17.02.2013 Mieczysław Berdowski