7 lutego 1950 r. w Wieliszewie został zastrzelony Wincenty Czubaj, ówczesny wójt gminy Nieporęt. W trakcie prowadzonego śledztwa zastrzelenie wójta przypisano st. sierż. Mieczysławowi Dziemieszkiewiczowi ps. „Rój”, dowódcy oddziału zbrojnego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, bądź jego grupie.
W książce „Warszawa – Prawa Podmiejska 1942-1944” możemy przeczytać, że Wincenty Czubaj, syn Franciszka i Franciszki z domu Twardo, urodzony 5 kwietnia 1896 r. w Wieliszewie w rodzinie robotniczej, z zawodu murarz, był członkiem Komunistycznej Partii Polski w latach 1920-1939. Do 1939 r. pracował w hucie szkła „Jabłonna” w Legionowie. Brał udział w manifestacjach i demonstracjach antyrządowych w Legionowie i Warszawie oraz prowadził kolportaż literatury komunistycznej. W okresie okupacji niemieckiej pracował w majątku w Wieliszewie. W I połowie 1942 r. wstąpił w szeregi 25-osobowej komórki Polskiej Partii Robotniczej w Wieliszewie oraz zaraz potem wraz z synami Edmundem i Leopoldem złożyli przed Stanisławem Filipiakiem przysięgę żołnierzy Gwardii Ludowej. W marcu 1944 r. został wybrany w skład konspiracyjnej Powiatowej Rady Narodowej. 17 lutego 1945 r. podczas zebrania Gminnej Rady Narodowej w Nieporęcie, któremu przewodniczył p.o. wójta Józef Dymiszkiewicz, Wincenty Czubaj został wybrany na wójta gminy Nieporęt. Wybór zatwierdził pismem z dnia 12 czerwca 1945 r. (L.dz.Insp. 126/45) na podstawie art. 31 § 2 dekretu PKWN z dnia 23 listopada 1944 r. o organizacji i zakresie działania samorządu terytorialnego Stefan Trojanowski, komisaryczny Starosta Powiatowy. Jak wynika z relacji mieszkańców Wieliszewa, Wincenty Czubaj był dobrym wójtem, dbającym o ludzi. W jednej relacji zostało przedstawione, że nie zważając na ówczesną władzę potrafił zwrócić uwagę przyjeżdzającym podczas letnich upałów nad Narew w Zegrzu partyjnym prominentom z Warszawy wraz z towarzyszkami. Tłumaczył im, aby nie obnosili się swoim dobrobytem, bo tutejsi mieszkańcy są bardzo biedni, stracili wszystko w czasie działań wojennych i żyją bardzo skromnie, aby tylko przeżyć.
7 lutego 1950 r. około godziny 17.30 do domu Czubaja w Wieliszewie przybył nieznany żołnierz w mundurze przedwojennego oficera. Naoczny świadek całego zdarzenia, wówczas 26-letni Władysław Stachnik, zeznał w trakcie prowadzonego przesłuchania: W dniu 7.II.50 r. około godz. 17.30 udałem się do wójta ob. Czubaja Wincentego w celu czy nie przywiózł skryptu podpisanego przez sekretarza Zarządu Gminy gdyż o takowe starałem się w Gminie przed kilkoma dni celem zakupienia krowy. Gdy weszłem do mieszkania zauważyłem, iż w kuchni jest chłopiec Słoniewski, który to przyszedł by wójt podpisał deklarację na kupno odbiornika radjowego. Wójt odpowiedział chłopcu, że tej deklaracji nie może podpisać, na co chłopiec wyszedł z mieszkania. Po 3 minutach wszedł do kuchni wojskowy z automatem w ręku. Zwrócił się do Czubaja Wincentego oraz zapytał; To wy jesteście wójtem; ten odpowiedział że tak, dalej wojskowy pytał: wy jesteście partyjnym przedwojennym komunistą; wójt oznajmił niech ob. mówi głośniej bo ja niedosłyszę. Wojskowy zapytał, a gdzie jest żona, wójt odpowiedział że pojechała do Warszawy. Wojskowy mówił w zdenerwowaniu; wy macie broń, dawajcie ją. Ten tłumaczył się, że nie posiada, mówiąc do czego mi broń, wojskowy krzykiem nakazał by wójt położył się na podłogę głową do ściany t.j. pod rurą od piecyka, gdy wójt dalej tłumaczył się że nie posiada broni osobnik wojskowy krzyknął prędzej kładź się bo ci palnę na miejscu. Wójt zniechęcony położył się na podłogę, wojskowy odszedł na krok do drzwi, zarepetował automat i natychmiast wystrzelił, najpierw raz, za moment powtórnie do leżącego wójta. Po pierwszym i drugim strzale wójt przekręcił się twarzą do wojskowego po czym upadł po wystrzale, rura od piecyka opadła na ziemię, piecyk przewrócił się i lampa naftowa zgasła. Wojskowy zaświecił na mnie latarką elektryczną i powiedział chodź łobuzie, wychodząc z mieszkania na podwórzu zapytał mnie gdzie jest spółdzielnia? Ja odpowiedziałem, że niedaleko na drugim brzegu wsi, gdzie nakazał mi bym prowadził go.
Stachnik zeznał także, że zabójca wójta był ubrany w mundur wojskowy bez płaszcza z dystynkcjami podporucznika, uzbrojony w automat oraz przy pasie miał dwa granaty
i dwie torby skórzane przewieszone przez plecy. Na rękawie lewej ręki posiadał opaskę czarną z białym napisem. W notatce urzędowej Warszawski Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we Włochach stwierdził, że bandytą, który zabił wójta gminy Nieporęt Czubaja Wincentego, według danych które znajdują się w posiadaniu tut. Urzędu był dowódca oddziału zbrojnego nielegalnego związku NZW /Narodowe Zjednoczenie Wojskowe/ Dziemieszkiewicz Mieczysław ps. „Rój”. W wyroku z 23 maja 1950 r. skazującym na 6 lat więzienia innego mieszkańca Wieliszewa, oskarżonego o to, że w dniu 7 lutego 1950 r. we wsi Wieliszew pow. Warszawa odmówił udzielenia furmanki, celem zameldowania władzy powołanej do ścigania przestępstw
o zabójstwie wójta gminy Nieporęt – Czubaja Wincentego, na skutek czego udaremnił zorganizowanie natychmiastowego pościgu za sprawcą zabójstwa – oraz dopomagając tym samym bandycie do uniknięcia odpowiedzialności karnej i tym samym udzielił pomocy nielegalnemu związkowi „NZW” mającemu na celu zbrodnie, powołano się na przedstawioną powyżej notatkę, nadal przypisując zabójstwo Dziemieszkiewiczowi. Jednakże dalej, w uzasadnieniu do tego wyroku, już tak jednoznacznie nie wskazywano zabójcy, ponieważ zapisano: Oskarżony musiał zdawać sobie sprawę, że morderca wójta, jako członka PZPR i działacza demokratycznego dokonano z pobudek politycznych, a zatem, że dokonał tego morderstwa jakiś członek bandy reakcyjnej znanej ogólnie z podobnej zbrodniczej działalności na terenie woj. warszawskiego.
Ciekawe jest, że w odwołaniu od ww. wyroku do Najwyższego Sądu Wojskowego obrońca wojskowy adwokat Władysław Szymaszek podnosił, że bandy dywersyjne, które w owym czasie nie dawały znać o swych zbrodniczych występach ani na terenie powiatu, ani nawet województwa, w szczególności nigdy nie operowały na terenie gm. Nieporęt. Sąd uwzględnił odwołanie i wydał 15 listopada 1950 r. nakaz zwolnienia skazanego. Jeszcze do niedawna, żyjący naoczni świadkowie opowiadali, że cały czas pamiętają twarz zabójcy. Nie wiadomo też dlaczego nie prowadzono śledztwa w kierunku jego rozpoznania przez świadków. Tym bardziej, że w sklepie do którego przyszedł ze Stachnikiem było ich kilkoro, a zabójca nie był zamaskowany, ani nie krył się, tak jakby zależało mu na nadaniu rozgłosu wydarzeniu. Urząd Bezpieczeństwa Publicznego zapewne dysponował zdjęciami żołnierzy grupy „Roja” i świadkowie mogliby rozpoznać zabójcę.
Krzysztof Klimaszewski
Ważniejsze źródła:
1. T. Pietrzak, B. Dymek, B. Kobuszewski, E. Kozłowski (red.), Warszawa – Prawa Podmiejska 1942-1944,Warszawa 1973,
2. Instytut Pamięci Narodowej, sygnatury: BU 1007/223, BU 1007/266, BU 1007/267.