Legion Legionowo rozegrał ostatnie spotkanie w sezonie 2015/2016. Na własnym parkiecie gościł GLKS Nadarzyn. Podopieczni Przemysława Raczyka, mimo nie najlepszego spotkania, uporali się z rywalami, wygrywając punktem 76:75.
Początek spotkania nie zwiastował emocjonującego końca meczu. Choć trzeba przyznać, że koszykarze Legionu przyzwyczaili wszystkich do dramatycznych końcówek spotkań, choć początek mieli nadzwyczaj udany. W pierwszej kwarcie nadawali ton grze i wysoko prowadzili 24:12.
Strata, strata, strata…
Jednak w kolejnych dziesięciu minutach coś spętało poczynania gospodarzy, którzy w akcjach ofensywnych nie potrafili podać dokładnie piłki, gubili ją w najmniej spodziewanych momentach. Przewaga natychmiast stopniała i po dwóch kwartach Legion prowadził zaledwie trzema oczkami.
Trzecia na plus
Kolejną część spotkania można zapisać na plus koszykarzom trenowanych przez Przemysława Raczyka. Odzyskali skuteczność, a przede wszystkim nie zanotowali takich strat jak w drugiej kwarcie. Dlatego też przed wyjściem na parkiet przed czwartą kwartą prowadzili 59:52.
Horror do ostatniej sekundy
Gdyby nie słaba skuteczność z linii rzutów osobistych w ostatniej części gry, nie byłoby tak nerwowej końcówki. Cztery celne rzuty na osiem to tylko 50% skuteczności rzutów osobistych. Słabiutko. Na niespełna cztery minuty Legion prowadził 72:63 i nic nie zapowiadało nerwówki. Jednak trzy trójki Konrada Goździkowskiego i jedna Dariusza Kurowskiego doprowadziła do wyniku 76:75 dla gospodarzy. Legion na ponad 20 sekund był przy piłce, jednak stracił ją w dziwnych okolicznościach. Na 5 i pół sekundy do końca szansę na pokonanie gospodarzy dostali nadarzynianie. Rzucali jednak niecelnie, a piłka po dobitkach nie chciała znaleźć się w koszu. Dzięki temu Legion odniósł zwycięstwo, jednak po dosyć przeciętnym spotkaniu.
Legion Legionowo – GLKS Nadarzyn 76:75 (24:12, 11:20, 24:20, 17:23)
Legion Legionowo: Marcin Teklak – 25, Mateusz Witek – 22, Marcin Rybicki – 10, Maciej Niedbalski – 10, Michał Stabach – 5, Aleksander Ilczuk – 2, Marcin Mikos – 2, Maciej Łopaciński, Francesco Centrone, Maciej Staszewski.
,