Mateusz Niemyjski, młody żeglarz z Chotomowa, reprezentujący barwy warszawskiej Spójni, zdobywca czołowych lokat w zawodach o mistrzostwo Polski i Europy. Pisaliśmy o nim kilka miesięcy temu, dziś wracamy do tego materiału, aby zaprezentować, w jaki sposób przebiega obecnie kariera mieszkańca naszego powiatu i z jakimi trudnościami musi się on zmagać w ostatnim czasie.
Udany początek przygody
Przypomnijmy – przygoda z żaglami rozpoczęła się dla młodego mieszkańca Chotomowa niespełna trzy lata temu, kiedy to znajomy rodziny poszukiwał partnera do zespołu dla swojego syna, Michała. Młodzi zawodnicy odbyli swój pierwszy trening w kwietniu 2011r. Zaledwie dwa miesiące wspólnej pracy pozwoliły ekipie na zajęcie trzeciego miejsca w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży. Do tego w samym 2011r. startująca w klasie L’Equipe załoga Rola-Janicki – Niemyjski dołożyła jeszcze osiemnaste miejsce w Mistrzostwach Europy w Bilbao, pierwsze miejsce w Regatach o Puchar Marszałka Województwa Mazowieckiego oraz zwycięstwo w Regatach Finałowych Mistrzostw Warszawy.
Problemy zdrowotne
Niestety w ostatnim czasie kariera młodego sportowca musiała nieco zwolnić. Mateuszowi doskwiera choroba przeciążeniowa, która związana jest z szybkim wzrostem ciała chłopca, a także prowadzonym przez niego do tej pory intensywnym treningiem. Pierwsze problemy dały o sobie znać jesienią zeszłego roku, kiedy to konieczna była przerwa w startach. Na wiosnę tego roku Mateusz wznowił zajęcia, jednak po konsultacji z lekarzem doszedł do wniosku, że ból kręgosłupa jest zbyt silny, aby kontynuować przygotowania do okresu startowego. Młody sportowiec nie zamierzał jednak rezygnować ze swojej przygody z żaglami – wspólnie z rodzicami doszedł do wniosku, że chce startować dalej, jednak tym razem na łodzi, która zabezpieczyłaby go przed zbytnią eksploatacją organizmu – dotychczasowa łódka L’Equipe jest bowiem stosunkowo mała i wymusza na zawodnikach serie wymagających zwrotów i przejść podczas wyścigów. Od czerwca, pod okiem klubowych trenerów, Mateusz Niemyjski i jego tata rozpoczęli remont starej turystycznej łodzi kabinowej, która jest własnością warszawskiej Spójni. Na szczęście w pracach finansowo pomógł także sponsor, którym stała się hurtownia elektryczna Grodno S.A, mająca jedną ze swoich siedzib w Michałowie-Grabinie. To właśnie ona zapewniła załodze silnik spalinowy do ich łodzi. Po wielu tygodniach renowacji sprzętu udało się w końcu wystartować w zawodach – w Otwartych Mistrzostwach Warszawy Jachtów Kabinowych i klasy Omega rodzinna ekipa Niemyjskich (Mateusz jako sternik, jego tata jako załogant) zajęła czwarte miejsce (przegrywając miejsce na podium tylko jednym punktem), potem przyszło piąte miejsce na regatach o Błękitną Wstęgę YKP Warszawa, a na koniec trzecia lokata w wewnętrznych regatach klubowych. – Zwyciężyliśmy z łodziami, z którymi wcześniej przegrywaliśmy, więc uznajemy to za nasz sukces. Mamy starą łódź, podobnie jak wszyscy, ale mamy też stare żagle i niestety póki co przegrywamy z ekipami lepiej wyposażonymi, z którymi przegrywać nie powinniśmy, gdybyśmy posiadali podobny sprzęt – mówi tata Mateusza. Ojciec i syn przyznają także, że mozolna, fizyczna praca przy remoncie łodzi pozwoliła im na nabycie doświadczenia z zakresu szkutnictwa. Obecnie załoga startuje w wyścigowej klasie T, a więc starych, małych łodzi kabinowych, które jednak nie zawsze mają wiele wspólnego z turystyką, ze względu na kosztowne modyfikacje przeprowadzone przez ich właścicieli. – Te łodzie są kabinowymi i turystycznymi tylko z nazwy, są mocno podrasowane. Nasza jednak wygrywa wtedy, gdy mamy dobry wiatr, gorzej jest gdy ten ustaje, bo wtedy czynnik sprzętu jest decydujący. Co ciekawe, prawie w każdym wyścigu mamy poważne problemy z wytrzymałością łódki, zawsze coś nam „pęka” i w sumie to gdyby nie zestaw naprawczy, to kilka razy byśmy nie ukończyli wyścigów – żartuje tata Mateusza.
Co dalej?
Póki co tegoroczny sezon wyścigowy dobiegł końca, ale Mateusz już ma w planach kolejne treningi na łodzi kabinowej, a także zimowe loty na bojerach. Nie wiadomo jednak, co dalej ze startami w klasie L’Equipe, a także ewentualnej rywalizacji w klasie 420. – Teraz czuję się lepiej, czasem odczuwam ból podczas wysiłku, ale na początku bolało mnie właściwie całe ciało – przyznaje sam Mateusz. Dlatego właśnie młody żeglarz przechodzi rehabilitację (skupiając się głównie na mało obciążającym pływaniu), której głównym celem jest budowa tkanki mięśniowej, pozwalającej na utrzymanie „zabezpieczenia” dla rosnących kości. To, jak dalej potoczy się kariera Mateusza, zależy głównie od jego stanu zdrowia. Póki co, opcje są dwie: albo szybki wzrost chłopca ulegnie zahamowaniu i od przyszłego sezonu wystartuje on w klasie L’Equipe lub 420, albo też rodzinna załoga Niemyjskich będzie próbowała nabyć lepszą łódź, która pozwoli na rywalizację z lepszymi ekipami w klasie T lub T1, a więc turystycznymi łodziami kabinowymi – każda z tych możliwości niesie jednak ze sobą konieczność dokonania zakupu niezbędnego sprzętu, a o to bez wydatnej pomocy sponsorów będzie niezwykle trudno.