Wraz z początkiem nowego roku na jego miejscu miał pojawić się nowy szkoleniowiec. W wywiadzie udzielonym Gazecie Powiatowej trener Legionovii Legionowo, Marek Papszun, opisuje kulisy jego konfliktu z Dariuszem Ziąbskim.
TP: Był pan zaskoczony i zdenerwowany tym, jak klub pożegnał się z panem w grudniu zeszłego roku?
MP: Na pewno byłem zaskoczony, bo spodziewałbym się takiej decyzji po ostatnim meczu, to by było logiczne. Nie miałem przed rundą postawionego celu dotyczącego ilości zdobytych punktów, czy uplasowania się zespołu na pewnym miejscu. Byłem przygotowany na zmianę, na twierdzenie, że z zespołu nic więcej nie wycisnę. Wiadomo też było, że nie było mi po drodze z działaczami, z tą „opcją rządzącą”. Byłem też zaskoczony, bo spotkanie podsumowujące rundę przebiegało w normalnej atmosferze, dostałem przekaz, że ja dalej będę prowadził zespół, dostałem zielone światło i rozpocząłem przygotowania do gry na wiosnę, umawiałem się z zawodnikami, planowałem sparingi… aż nagle przyszedł ostatni trening przed przerwą i dowiaduje się, że ja już zespołu nie prowadzę.
A kto był pomysłodawcą tego, żeby trener Mosór przejął drużynę? Kandydatura była dość dziwna, niewiele było pozytywnych komentarzy na temat tego szkoleniowca.
Trenera Mosóra nie będę oceniał, bo to nie jest moja rola, każdy działa na własne konto i nazwisko i to zawodnicy najlepiej weryfikują to, jak się z danym szkoleniowcem pracuje. Ich należy pytać, wiedzą najwięcej o tym, czy trener ma wiedzę i warsztat, czy jest porządnym człowiekiem… czy jedno i drugie.
To w takim razie kto wywołał to grudniowe zamieszanie?
To było nieprzemyślane i dokładnie wiadomo, że zawinił tu pan Ziąbski, to była rozgrywka personalna. Zaczęło się od historii jego syna i ten konflikt trwa… teraz na szczęście już go w klubie nie ma. Z drugiej strony czytałem też, zdaje się w waszej gazecie, że pan Ziąbski jest dla klubu zasłużony i że był z nim związany dwadzieścia lat – to może zastanówmy się, co dla klubu w tym czasie zrobił? Był dobrym piłkarzem, zgadzam się, ale oprócz tego? Nie chce wchodzić w szczegóły, ale myślę, że warto to przemyśleć. Moje przyjście trochę zburzyło jego pozycję i konflikt narastał, nie chcę jednak wchodzić w szczegóły.
Jednak mimo konfliktu zdecydował się pan powrócić do klubu.
Tak, pomógł mi w tym szczególnie sztab i zawodnicy, z którymi pracuje. Gdybym nie miał wsparcia, to dałbym sobie spokój, działy się różne rzeczy, a do klubu przychodzili nowi działacze, na dobrą sprawę nawet nie wiem po co. Nie szukam wymówki, ale atmosfera jednak ma znaczenie i przełożyło się to na wyniki. Teraz jest lepiej, nie ma pana Ziąbskiego i to był warunek mojego powrotu, bo ja dalszej możliwości współpracy nie widziałem. Klub znalazł się w sytuacji, w której mnie już nie było, a nowy trener nie był dogadany na 100%… tak naprawdę nie było nic, a prezes był wystawiony na pośmiewisko.
Przejdźmy do spraw czysto sportowych – uważa pan, że obecny skład jest mocniejszy niż ten z jesieni? Jest pan zadowolony z nowych graczy?
O ocenie składu zadecydują wyniki na boisku, sparingi nie są aż tak wymierne. Jestem zadowolony z nowych graczy, ale zobaczymy, jak przysłużą się drużynie w walce podczas spotkań ligowych. Wtedy też zobaczymy, jak poradziła sobie cała drużyna.
Pozbył się pan praktycznie wszystkich napastników – stracili pańskie zaufanie, czy sami chcieli opuścić klub?
Z własnej woli pozbyłem się Łukasza Barankiewicz, Lewicki przeszedł do Dolcanu, natomiast Bojasowi skończyło się wypożyczenie, choć chciałem go w klubie zatrzymać. Michał Złotkowski szuka gry za granicą, to wiąże się też z jego planami przeprowadzki i sytuacją osobistą, choć w jego przypadku też byłem za tym, żeby w klubie został.
A Mateusz Sołtys? Stawiał pan na niego dość często, a kibice jasno dawali do zrozumienia, że nie podoba im się jego gra. Niekiedy po kwadransie nadawał się do zmiany…
Oczywiście dochodziły do nas te niepokojące sygnały. Dostawał szanse, głównie przed rokiem w III lidze, teraz już trochę mniej. Jego dyspozycja podczas treningu bardzo odbiegała od tego, co prezentował podczas spotkań. Również dlatego już go z nami nie ma, przeszedł do Polonii Warszawa.
Czy zatem był zawodnik, z którego jest pan absolutnie zadowolony po rundzie jesiennej?
Może nieco inaczej odpowiem na to pytanie: największy postęp według mnie zrobił Michał Złotkowski i z jego odejścia jestem niezadowolony. Chociaż z drugiej strony jeszcze nie jest to przesądzone, chciałbym, żeby do nas wrócił, ale tak jak już wcześniej mówiłem, to wiąże się z jego planami osobistymi – jest jeszcze możliwość, że zostanie. Natomiast drugą osobą, którą muszę pochwalić jest Paweł Tomczyk. Pokazywał, że jest kapitanem zarówno na boisku, jak i w szatni. W dodatku jako obrońca miał duży wkład w ofensywną jakość zespołu.
Chodzą też plotki, że Legionovia szasta pieniędzmi na nowych zawodników. To prawda, że nowi gracze otrzymują większe wynagrodzenie, niż pierwszoligowcy?
Tę plotkę trzeba od razu zdementować, zdławić w zarodku. Owszem, budżet wzrósł, ale o 6-7 tys. zł, to nie są kokosy i gigantycznych kontraktów się z tego stworzyć nie da. O konkretnych kwotach trudno mi mówić, ale nie zarabiają za dużo, jak na tę ligę.
Rozmawiał Tomek Piwnikiewicz