Szczęście w nieszczęściu

52045bedccc21.png

W minioną sobotę piłkarze Legionovii Legionowo, zajmujący pierwsze miejsce w tabeli łódzko-mazowieckiej III ligi, pokonali na własnym boisku drużynę Orła Wierzbica 3:1 (1:0). Dla gospodarzy miał być to łatwy mecz, ale do 80 minuty spotkania to goście prowadzili 1:0. Bramki Lendziona, Barankiewicza i Tlagi dały jednak 3 punkty Legionovii.

Dla prowadzącej w tabeli Legionovii, starcie z broniącym się przed spadkiem Orłem Wierzbica miało być spotkaniem łatwym, w którym gospodarze bez trudu powiększą swoją statystykę bramkową. Mimo, że z powodu kontuzji nadal do gry niezdolni są między innymi Sebastian Janusiński, Paweł Błesznowski, Hubert Kosim i Marcin Rawski, to wyjściowy skład „biało-żółto-czerwonych” miał zapewnić gospodarzom dominację w starciu z 14. w tabeli Orłem. Legionowianie starali się zagrozić bramce Michała Domańskiego już od pierwszego gwizdka sędziego, stwarzając sobie okazję już w 30 sekundzie gry, kiedy to uderzenie głową Sołtysa wpadło wprost w ręce bramkarza gości. W pierwszych minutach gra toczyła się głównie na połowie przyjezdnych, a swoje okazje mieli dwukrotnie Tlaga i Barankiewicz. Potem stała się rzecz niesłychana – piłkę na 30 metrze przed bramką „Novii” przechwycił Maciej Lesisz, podał prostopadle w pole karne do wychodzącego Stanisławskiego, a ten wyłożył futbolówkę na 11 metr, gdzie dopadł do niej Patryk Zięba i pewnym strzałem umieścił ją w siatce Matrackiego. Ta „niespodzianka” zmotywowała gospodarzy. Zespół trenera Marka Papszuna natychmiast starał się odrobić stratę, jednak ciągły brak dokładności przy ostatnim podaniu skutecznie uniemożliwiał im tę sztukę. Na nic zdały się też słowa trenera, który zachęcał swoich zawodników do spokojniejszej gry. W 22 minucie strzał Łukasza Barankiewicza zatrzymał się na spojeniu słupka i poprzeczki bramki gości, a zaledwie 4 minuty później wspomniany Barankiewicz nie trafił w cel z 5 metrów, mając przed sobą jedynie leżącego na ziemi golkipera. Potem przyszedł czas Mateusza Sołtysa – napastnik Legionovii w 32 minucie zmarnował dwie „setki”, także mając przed sobą jedynie próbującego interweniować Domańskiego. Jakby tego było mało, w 40 minucie znów piłka zatrzymała się na słupku bramki, tym razem po uderzeniu Karaszewskiego – festiwal niewykorzystanych okazji miał jednak dopiero nadejść.

Jak to możliwe?
Od początku drugiej części meczu gospodarze zamknęli przyjezdnych na ich połowie, nie pozwalając gościom na poważniejsze wyjście z piłką. Na pierwszoplanową pozycję wśród „pechowców” wysunął się Sołtys, który kolejno w 53 i 55 minucie znów zmarnował dwie stuprocentowe okazje, mając piłkę na 5 i 7 metrze. Chyba w żadnym z dotychczasowych spotkań Legionovia nie stosowała tak wysokiego pressingu i nie stworzyła sobie tylu dogodnych okazji, co w meczu z Orłem. W 66 minucie, gdy gra „biało-żółto-czerwonych” nieco zwolniła, trener Papszun zdecydował się na zmianę. Zapewne wszyscy kibice oczekiwali, że z boiska zejdzie Mateusz Sołtys, który tego dnia pracował bardzo mocno w ofensywie i właściwie tylko po jego sytuacjach mogło paść już 5 bramek (trener Papszun stwierdził po meczu, że jedną nogą mógł być już królem strzelców), ale na boisko w miejsce kapitana „Novii”, Pawła Tomczyka, wszedł Paweł Broniszewski. Wyraźnie było widać, że wszyscy zawodnicy gospodarzy są niezwykle zdenerwowani taką nieskutecznością w ataku. Ulga przyszła jednak dopiero w 80 minucie spotkania – wtedy to legionowianie wywalczyli rzut wolny na 30 metrze przed bramką Orła, do piłki podszedł Broniszewski i dośrodkował ją w pole karne, gdzie w wyniku zamieszania trafiła ona pod nogi Marka Lendziona, a ten wepchnął ją do bramki. To dało Legionovii impuls do walki, szczególnie, że na 4 minuty przed końcem drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył kapitan gości, który niepotrzebnie opóźniał wznowienie gry. W 45 minucie nadeszła chwila upragnionego prowadzenia – na prawym skrzydle świetnie urwał się obrońcom Maciej Goliński i precyzyjnie posłał piłkę na głowę Barankiewicza, który nie pomylił się i umieścił ją w siatce – radości na ławce gospodarzy, szczególnie wśród trenerów, wprost nie da się opisać. Jednak zaledwie minutę później po ofiarnym wślizgu Patryka Kalinowskiego piłkę na środku boiska przejął Konrad Karaszewski i popędził z nią w kierunku bramki, oddając ją chwile później znów pod nogi Kalinowskiego, a ten idealnym podaniem obsłużył Kamila Tlagę, który ustalił tym samym wynik spotkania. Skład Legionovii: Matracki, Goliński, Łukasik, Lendzion, Jasiński, Tomczyk, Karaszewski, Prusik, Sołtys, Tlaga, Barankiewicz oraz Kalinowski, Broniszewski.

Tomek Piwnikiewcz