W sobotnim meczu trzeciej kolejki II ligi w grupie wschodniej piłkarze Legionovii Legionowo ulegli na własnym stadionie Olimpii Elbląg 1:2 (0:2). Obie bramki dla przyjezdnych zdobył Anton Kolosov. Gospodarze zmarnowali szansę na wyrównanie stanu meczu w dziewięćdziesiątej minucie gry, kiedy to kapitan drużyny, Paweł Tomczyk, nie wykorzystał rzutu karnego.
Zabójcze dwie minuty
Od początku sobotniego spotkania gracze z Elbląga imponowali spokojem w rozgrywaniu piłki, natomiast gra legionowian była chaotyczna i dość nerwowa. Szczególnie dobrą pracę w zespole przyjezdnych wykonywał schodzący do prawej strony boiska Kamil Graczyk. Gra obu zespołów była dynamiczna, szybko przenosiła się spod jednej bramki do drugiej, a przestojów było zaskakująco mało. Goście dwukrotnie byli bliscy zdobycia gola, jednak najpierw defensorzy Legionovii wybili piłkę z linii bramkowej, a kilka minut później skutecznie interweniował Matracki. Piłka zatrzepotała jednak w siatce Legionovii w trzydziestej siódmej minucie – po z pozoru niegroźnym rzucie z autu, futbolówkę w pole karne dośrodkował Jacek Czerniewski, a akcję uderzeniem głową zakończył Anton Kolosov. Dwie minuty później było już 0:2 – goście po raz kolejny zdecydowali się na akcję prawą stroną boiska, a piłkę przy linii końcowej dostał Graczyk, który podał po ziemi w pole karne – próbujący wybić piłkę obrońcy z Legionowa wyłożyli ją jednak Kolosovowi, który huknął wprost do siatki.
Dominacja gospodarzy
Po przerwie na boisku pojawili się Michał Złotkowski i wracający po urazie Konrad Karaszewski. Gospodarze wyszli na drugą część spotkania niezwykle zmotywowani, a ich praca przyniosła wysiłki już w czterdziestej ósmej minucie. Piłką na środku boiska przejął Taras Romanchuk i odważnie ruszył z nią pod pole karne gości, po czym zdecydował się na strzał – na drodze stanął mu obrońca gości i futbolówka trafiła ostatecznie do Złotkowskiego, który po rykoszecie umieścił ją w bramce. Gracze Olimpii od początku zostali zepchnięci do głębokiej defensywy, ich gra momentami była dość brutalna, a na placu gry zrobiło się niezwykle nerwowo. Duża ilość fauli nie przekładała się na kartki, a sędzia Jacek Lis stracił w pewnym momencie kontrolę nad meczem. Gospodarze wymieniali między sobą piłkę w nienaganny sposób, zmuszając przyjezdnych do biegania – tak świetną Legionovię widzieliśmy po raz pierwszy w tym sezonie – gdyby zawodnicy Marka Papszuna grali z podobnym zaangażowaniem w dwóch poprzednich starciach, to dziś na ich koncie widniałby komplet punktów. Dominacja Legionovii nie przekładała się jednak na bramki. Piłkarze Olimpii nie oddali w drugiej połowie żadnego strzału (!), natomiast gospodarze stworzyli sobie więcej okazji, niż w dotychczasowych dwóch meczach razem wziętych. Od siedemdziesiątej piątej minuty legionowianie zmuszeni byli grać w dziesiątkę, bowiem kontuzji doznał wprowadzony wcześniej Mateusz Sołtys – mimo, że trener Papszun miał do dyspozycji jeszcze jedną zmianę, to przepisy rozgrywek pozwalają dokonać ostatniej rotacji jedynie w formule „młodzieżowiec za młodzieżowca”. Pech gospodarzy dał o sobie znać po raz kolejny pod koniec meczu – w dziewięćdziesiątej minucie sędzia podyktował rzut karny dla Legionovii. Do piłki podszedł kapitan, Paweł Tomczyk, jednak jego intencje świetnie wyczuł Aleksiej Rogaczew, który uratował przyjezdnym trzy punkty.
Trener bierze winę na siebie
Podczas pomeczowej konferencji prasowej opiekun gospodarzy, Marek Papszun, stwierdził – Jestem dumny ze swoich zawodników za to, co pokazali w drugiej połowie, bo nie poddali się i walczyli w dziesięciu. Ja niestety im nie pomogłem – pomyliłem się ze składem, a potem ze zmianami. Wierzyłem w nich, wierzę i będę to robił. To ja biorę odpowiedzialność za porażki i zastanawiam się, czy to zespół nie ma farta, czy trener. A jak trener nie ma farta, to możecie sobie państwo dopowiedzieć, co trzeba zrobić. Ta nie wprost wyrażona gotowość do rezygnacji została następnego dnia skomentowana za sprawą oficjalnego stanowiska klubu. W informacji, która pojawiła się na stronie internetowej Legionovii podkreślono, że trener Papszun cieszy się zaufaniem zarządu i to on uznawany jest za tego, który wyprowadzić ma drużynę z opresji.
Tomek Piwnikiewicz